Królowa – recenzja serialu

Zawiera spoilery z serialu Królowa

Do obejrzenia serialu Netflixa o pięknej nazwie Królowa, skłoniła mnie jego tematyka. Mało jest bowiem polskich produkcji, które mówią o byciu Drag Queen, relacjach z córką i tym, jak trudne musi być takie spotkanie po latach. Oczekiwałem lekkiej, ciekawej historii, która sprawiłaby, że te cztery godziny szybko by zleciały, a ja zastanawiałbym się, dlaczego nie nakręcili tych odcinków ośmiu. Czy moje oczekiwania zostały spełnione? W pewnym sensie tak. W połowie dostałem to co chciałem, ale chyba nie o to chodziło twórcom. Chociaż faktycznie przez wszystkie odcinki zastanawiałem się, dlaczego serial trwa tylko cztery godziny.

Fabuła…

Zacznijmy od początku, czyli od fabuły. Punktem wyjściowym jest tu sytuacja naszego bohatera, czyli Sylwestra (w tej roli genialny Andrzej Seweryn), który 30 lat temu porzucił swoją żonę i córkę i udał się do Paryża. Tam stał się wziętym krawcem oraz jedną z najlepszych drag queen nad Sekwaną, czyli Lorettą. Jego szczęśliwe i uporządkowane życie burzy jednak list od wnuczki Izy (Julia Chętnicka – odkrycie tego serialu, świetnie zagrała tę rolę), z którego dowiaduje się, że jego porzucona córka Wiola (Maria Peszek, zdecydowanie odstająca od Seweryna i Chętnickiej) ma chorą nerkę i tylko Sylwester może ją uratować. Tak więc nasz główny bohater radośnie wraca do kraju i trafia do swojej rodzinnej miejscowości górniczej, gdzie – mimo sprzeciwu córki – oddaje jej nerkę.

Jeśli myślicie, że to starczy na cztery godzinne odcinki, to zdecydowanie macie rację. Jednak scenarzyści uznali, że powracający członek rodziny, ukrywający tajemnicę o byciu Drag Queen i jego skomplikowane relacje z rodziną, to zdecydowanie za mało dla współczesnego widza. W związku z czym otrzymujemy wątek ciąży Izy. Niestety ona sama nie wie z kim, bo gdy pokłóciła się z chłopakiem, to „tak akurat wyszło”, że poszła w tango ze swoim i swojego chłopaka najlepszym przyjacielem. Kolejny wątek, to kwestia kopalni. W czasie serialu jesteśmy świadkami wybuchu pod ziemią i górniczej tragedii, po której trzeba zorganizować pomoc rodzinom zmarłym górnikom. A kto zgadnie w jaki sposób im pomóc? Rzecz jasna tym, co Sylwester i jego kolega z Paryża lubią najbardziej, czyli występem charytatywnym, na którym będą zbierane pieniądze. Dodatkowo mamy jeszcze górniczy strajk (dość krótki), parę zdań na temat polskiej gospodarki, no i wątek dyrektora kopalni, który przed laty odbył podróż z Sylwestrem nad morze, ale nie odważył się wyjechać z kraju, a na koniec jeszcze krótki wątek rozkapryszonej gwiazdy.

Królowa - Loretta, teoretycznie to o niej miała być ta produkcja
Królowa – Loretta, teoretycznie to o niej miała być ta produkcja

…i co z niej wynika?

Moim skromnym zdaniem ilość tych wątków spokojnie starczyłaby na osiem, albo nawet na 12 odcinków. Muszę też zauważyć, że scenariusz tego serialu jest -delikatnie mówiąc – nie za dobry. Scenarzyści mają problem z tempem historii. W pierwszym odcinku przez około pół godziny widzimy tańczącą i śpiewającą Lorettę, co zapewne miało nam uzmysłowić, jak wielkim talentem ona jest. I zapewne by się to udało, gdyby nie fakt, że za rogiem czeka tak na oko 15 wątków i sama Loretta gdzieś nam ucieka. Kolejnym problemem scenarzystów jest zbyt duża liczba absurdalnych i niedorzecznych sytuacji, które tu mają miejsce. Wyobraźcie sobie, że dowiadujemy się, że w mieścinie jest słownie jedna taksówka, a kierujący nią często bywa pod wpływem. Jest to jasny znak, że nie mamy do czynienia z metropolią. Jednak okazuje się, że to miasteczko posiada nie tylko własny szpital, ale szpital na tyle specjalistyczny, że może przeprowadzić transplantacje nerki. Co ciekawe operacja jest praktycznie od ręki (przypominam tylko, że Sylwester nie miał przedtem żadnych badań), natomiast gdy Izie odchodzą wody i dzwoni do lekarza słyszy, że nie ma miejsca i musi zadzwonić następnego dnia. Kolejnym przykładem nieporadności, a raczej braku doświadczenia scenarzystów jest scena, gdy Sylwester ujawnia się córce jako Loretta. Jak bowiem dodatkowo podkreślić doniosłość tej chwili? Otóż najlepiej żeby świat cały zatrząsł się w posadach. I to się właśnie dzieje. Dokładnie w tym momencie następuje wybuch pod ziemią w kopalni i to tak silny, że dosłownie trzęsie się całe miasto. Zastanawiam się jak wielki musiał być to wybuch, żeby aż tak dał się odczuć w całym miasteczku. Gdy podczas występu górników Loretta dosłownie wyszła z szafy (sic!) nawet nie byłem zdziwiony. Widać, że subtelność nie jest mocną stroną tych scenarzystów.

Moment gdy świat sę zatrząsł
Moment gdy świat sę zatrząsł

Poruszmy teraz wątek LGBTQ+. Ciężko mi jest sobie wyobrazić, jak można by gorzej pokazać ten aspekt historii. Pomijam już fakt, że nie do końca jest wyjaśnione, dlaczego Sylwester zabiera strój Loretty ze sobą do Polski, skoro miał w planach tylko operacje nerki. Jednak nie mogę odpuścić całkowitego spłycenia i tak naprawdę pominięcia tego wątku. Tak naprawdę poza jedną – podkreślam: jedną – rozmową między Sylwestrem a Wiolą nie ma tu żadnego pogłębienia tematu. W zasadzie nikogo specjalnie nie interesuje ani orientacja, ani fakt bycia drag queen przez Sylwestra. Mam wręcz wrażenie, że scenarzystom zbrakło odwagi, aby skoncentrować sie na tym wątku. Trochę to wygląda w ten sposób, jakby gdzieś w połowie pisania scenariusza twórcy stwierdzili, że lepiej będzie się skupić na wątku górników, niż na Loretcie, co na pewno nie wyszło to produkcji na dobre. Podobnie jak zdanie, które pada w ostatnim odcinku: „drag queen ratują polskich górników„. Pytam publicznie, co to miało oznaczać? W jaki symboliczny sposób miało to nam przybliżyć kulturę drag queen? Najgorsze w tym wszystkim jest to, że to środowisko naprawdę potrafi być fascynujące i można je pokazać arcyciekawie, co próbowano miedzy innymi w serialu Doom Patrol i pamiętny wątek ulicy Dana. Dodam jeszcze, że scena w której Wiola wyrzuca słynną piosenkarkę i publicznie proponuje Sylwestrowi, aby to Loretta wystąpiła na scenie, była – no trudno użyć innego słowa – cringe. To już Micheal Scott w Biurze US był bardziej delikatny wobec Oskara.

Przemiana bohatera
Przemiana bohatera

Słowo na koniec

Podsumowując uważam ten serial za straconą szansę na stworzenie czegoś ciekawego i dającego do myślenia. Zamiast stworzyć pewne pole do dyskusji na temat bardzo ciekawy, czyli LGBTQ+ w Polsce, dostaliśmy dość nędzną historyjkę o górnikach, którzy powinni wziąć przykład ze swoich angielskich kolegów („Goło i wesoło„) i zacząć tańczyć, gdyż to rozwiąże problemy. Zamiast skonfrontować polskie społeczeństwo z odmiennością i dać pewien asumpt do innego spojrzenia, czy nawet pewnego wyjścia ze strefy komfortu, dostaliśmy dość niestrawna papkę. Niestety scenarzyści polegli, a najbardziej żal Andrzeja Seweryna, który dał absolutny popis aktorskiego rzemiosła i mam wrażenie, że reszta produkcji (scenarzyści) po prostu nie dorównali mu w tej wizji. Wielka szkoda.

Królowa – recenzja serialu
Tagi:    
Avatar photo

Bartosz Krzywosz

Chciałbym mieszkać w South Parku, a pracować w Dunder Mifflin. Lubię kosmiczne przygody, pośmiać się i wypić piwo z przyjaciółmi. Wielki fan kina gangsterskiego oraz dawnego kina PRL. Chociaż Kilera też lubię. :) A boję się tylko dwóch rzeczy: że niebo spadnie mi na głowę i że przyjdzie po mnie Pickle Rick.