Naga broń 2 i pół: Kto obroni prezydenta?

Naga broń była całkiem niezłą komedią. Owszem, miała swoje wady, ale generalnie ludzie śmiali się na niej do rozpuku, a niewątpliwie dużą zasługą tego był talent Leslie Nielsena. Minęły trzy lata i do kin zawitała kontynuacja przygód Franka Drebina, oznaczona numerem 2 i pół. Mam z nią jednak pewien problem.

Naga broń 2 i pół: Sekundy przed katastrofą...
Sekundy przed katastrofą…

O czym ta historia?

Porucznik Drebin boryka się z ogromnymi problemami natury osobistej. Jane Spencer, kobieta, przy której topi się kanapka z serem, zostawiła go pomiędzy filmami. Na domiar złego Frank wpada na trop afery, w której biorą udział wielkie szychy ze świata finansjery i ekologii. Nasz bohater musi zatem odzyskać ukochaną kobietę, a także powstrzymać złoczyńców przed zrobieniem czegoś bardzo okropnego.

Tym czymś „okropnym” jest zachowanie status quo w sferze ekologii i paliw kopanych. Wielkie szychy zarabiają bowiem na tradycyjnych paliwach tworzonych z ropy naftowej i nie w smak im, że nowy doradca prezydenta USA, doktor Albert Meinheimer, ma pomysł na nowe i tanie źródła energii. Zamierzają zatem podstawić sobowtóra doktora Meinheimera, który przedstawi prezydentowi sugestie pozostawienia wszystkiego po staremu.

Praca detektywa opiera się na badaniu poszlak od starych gazet, po ślady dinozaurów.
Praca detektywa opiera się na badaniu poszlak od starych gazet, po ślady dinozaurów.

Naga broń – jak bardzo naga?

Wydawałoby się, że w scenariuszu wszystko jest na swoim miejscu, jak na filmy detektywistyczne i nie powinienem się czepiać, ale mimo wszystko uważam, że twórcy nie wysilili się zbytnio. Weźmy chociażby Jane. W poprzedniej części Frank rozpaczał po stracie miłości (przypominam scenę na lotnisku po powrocie z Bejrutu) i w ciągu filmu poznaje kobietę, w ramionach której kończy film. I co? I nic. Konwencja wymaga, by bohaterski glina/detektyw miał niepoukładane życie osobiste, więc dokładnie to tu się dzieje. Nie ma znaczenia, że ostatnie sceny z Frankiem i Jane sugerują zupełnie co innego. Ja wiem. Konwencja. Nie mniej jednak mam ciut za złe, że rozstanie idealnej wręcz pary zrobiono poza ekranem i mam prawo się zdziwić.

Poczucie wtórności pojawia się już od pierwszych scen, gdy na ekranie pojawia się prezydent George Bush Senior. To znowu samo w sobie nie jest złe, ale jeśli wziąć pod uwagę, że poprzednio ratowano z opałów królową Elżbietę II, to mam pewne zastrzeżenia. Po raz kolejny mamy głowę państwa, jako osobę, wokół której zagęszcza się intryga. I znowu głowa państwa (albo małżonek głowy państwa) jest poniewierany przez fajtłapostwo i nieudolność głównego bohatera.

Dalej jest podobnie. Frank odzyskuje w pewnym momencie Jane i dostajemy scenę seksu. Metaforyczną, pełną sugestii i pokazywaną „bardzo nie wprost”. 🙂 Bardzo. Nie. Wprost. 🙂 Scena jest śmieszna, gag zrozumiały (przynajmniej dla starszych widzów), a potem już do końca filmu Frank i Jane są idealnymi kochankami. Tylko że dokładnie to samo miało miejsce w poprzedniej części. Historia tutaj różni się od tego, co nam pokazywano poprzednio tylko i wyłącznie żartem przemyconym przy okazji sceny zbliżenia i jego długością. Konstrukcja wątku, nazwijmy to umownie, miłosnego jest identyczna!

Po raz kolejny detektyw Nordberg pojawia się w kilku scenach tylko po to, żeby nim poniewierać. Znowu finał filmy dzieje się podczas wielkiego publicznego zgromadzenia z głową państwa (wcześniej mecz baseballa, tutaj impreza u prezydenta). Takich powtarzających się elementów jest sporo i przez cały seans nie mogłem się oprzeć wrażeniu paskudnej wtórności.

Czy zatem są różnice?

Raczej niewielkie. W porównaniu do części pierwszej dostaliśmy tutaj dłuższy i – niestety ciut nudniejszy – pierwszy akt filmu. Przyznaję, że zaczyna się ciekawie. To, co można zobaczyć w tle za bohaterami, gdy odwiedzają biuro po wybuchu, jest ciekawe i śmieszne. Ale potem dostajemy przydługawą scenę, gdy Frank rozpacza w barze dla pesymistów. Miałem wrażenie, że twórcom zabrakło pomysłów na gagi w tym momencie, bo obrazki z tonącym Titanikiem na ścianie to troszkę za mało.

Twórcy starali się chyba dać więcej tego, co działało i śmieszyło w pierwszej części, ale nie zawsze się to udawało. Mamy więcej dosadnych żartów z seksu (np. o maszynie ssąco-wiadomo w scenie w sex shopie), wspomnianą zdecydowanie dłuższą scenę miziania się Franka z Jane, ale z kolei mniej było zapadających w pamięć żartów słownych, czy sytuacyjnych. Widok Franka z części pierwszej, gdy na tle wybuchającego składu sztucznych ogni mówi, że „Nic się nie stało” jest niesamowity i pamiętałem to długo. Tutaj nie ma takich scen. Po zakończeniu seansu starałem sobie przypomnieć, z czego się śmiałem i nic nie przychodziło do głowy. Może poza sceną, gdy detektyw Nordberg składał broń w finale.

Opinia moich synów

Nie mogę nie wspomnieć o tym, jak film odbierają dzisiejsze nastolatki. 🙂 W końcu na przygody Franka Drebina patrzę oczami człowieka starszego, niż inżynier Karwowski w pewnej polskiej produkcji. Okazuje się, że moi synowie mieli zastrzeżenia, bo nie wszystkie żarty i odniesienia były zrozumiałe. Przykładem niech będą nawiązania do hitów kinematografii, jak choćby do Casablanki, Psychozy Hitchcocka, czy Uwierz w ducha. Owszem, śmiali się z ponadczasowego humoru slapstickowego, ale niewiele więcej.

Muszę też po raz kolejny wyraźnie podkreślić, że film nie nadaje się dla zbyt młodocianych widzów. Ilość gagów z seksu jest naprawdę spora, a ich jakość różna (delikatnie rzecz ujmując).

Podsumowanie

Marudziłem przez całą recenzję, ale to nie oznacza, że film jest zły. Wręcz przeciwnie! Nie bez powodu cała seria jest podawana jako przykład świetnych komedii. Po prostu uważam „dwójkę i pół” za słabszą część. Taki lekki spadek formy twórców, która ciągle jest na dość wysokim poziomie. Film bawi i mogę go spokojnie polecić, choć wybuchów śmiechu jest mniej, niż za pierwszym razem.

Pamiętam jednak, że na seansie „trzydziestki trójki” (czyli ostatniej części w trylogii) śmiałem się kiedyś tak bardzo, że aż rozbolał mnie brzuch. To było dawno temu, bo ostatni raz film oglądałem kilkanaście lat temu. W planach na najbliższe dni jest odświeżenie go sobie i zobaczymy, jak bardzo zmieni się mój odbiór finału przygód Franka Drebina.

Naga broń 2 i pół: Kto obroni prezydenta?
Tagi:            
Avatar photo

Paweł Śmiechowski

Fan dobrej fabuły, z naciskiem na twarde science-fiction. Miłośnik Star Treka i The Expanse, który nie pogardzi klasycznym polskim komiksem, np. Thorgalem. Prywatnie miłośnik melodyjnego rocka i bluesa, co uskutecznia na gitarze.