
Przyznam, że nie czytałem komiksu Paper Girls, ale miałem okazję czytać inny tytuł autorstwa Briana K. Vaughana. Mówię tutaj o Y Ostatni z Mężczyzn, który być może rewolucyjny nie jest, ale potrafił wciągnąć. Będąc na dodatek na głodzie po finale Stranger Things można powiedzieć, że czekałem dużym zainteresowaniem na premierę serialu, który jest nawet nazywany odpowiedzią Amazona na przygody Jedenastki i ekipy z miasteczka Hawkins. Czy jest to słuszne porównanie? Niekoniecznie, a wręcz moim zdaniem mocno zaszkodził serialowym Paper Girls.
Fabuła Paper Girls
Historia zaczyna się bardzo podobnie – poznajemy cztery tytułowe bohaterki, rozwozicielki gazet. Akcja natomiast dzieje się dokładnie 1 Listopada 1988. Ciekawostka: u nas to Dzień Wszystkich Świętych, a według dziewczyn to Hell Day. Dlaczego? Wczesnym rankiem na ulicach grasuje jeszcze sporo poprzebieranych helloweenowo, podpitych studenciaków i licealistów, co, delikatnie mówiąc, może zakłócać spokojne rozwożenie gazet. Jednak nie mamy zbyt wiele czasu, by umościć się w późnych latach osiemdziesiątych, bo w niewyjaśnionych okolicznościach nasze bohaterki przenoszą się do roku 2019.
Na domiar złego dziewczyny wplątały się w jakiś konflikt. Dziwni ludzie w białych, futurystycznych mundurach strzelają jakąś bronią energetyczną do dziwnie wyglądających obwiesiów nazywających się ruchem oporu. No i od tego momentu akcja się mocno rozkręca. Nie wdając się w szczegóły nasze bohaterki robią co mogą, aby wrócić do swoich czasów. Przy okazji poznają lepiej siebie na wzajem oraz mają okazje zobaczyć, co czeka ich w przyszłości. I to nie tylko w 2019 roku, ale też w 1999.
Gazeciary
Taka koncepcja jest nawet ciekawa, szczególnie właśnie patrząc przez pryzmat poznawania swoich starszych wersji. Na dodatek akcja nie jest jakaś super wartka, więc jest sporo czasu na rozwój postaci oraz relacji między nimi. Wydaje się, że to jest najsilniejszą stroną serialu. Czwórka dziewczyn: Tiff, Mac, KJ i Erin, dwunastolatki z Cleveland w Ohio znalazły się w bardzo niezwykłej sytuacji i muszą się w tym wszystkim jakoś odnaleźć. Do tego każda z nich ma jeszcze swój własny, osobisty temat do przepracowania. Skala problemów i sposób w jaki sobie z nimi radzą nastolatki są realne i nie czuć tutaj wymuszonych sytuacji. Ogląda się to z całkiem sporym zainteresowaniem. Nie jest to wciągające jak trąba powietrzna, ale też nie odrzuca i nie czuć zmęczenia tematem, mimo że naprawdę tych rozterek jest tutaj sporo.
Co ważniejsze te dramaty potrafią człowieka dotknąć. Najbardziej dla mnie przejmujący był los Mac z przyszłości. Co tu dużo mówić, zbuntowana i nad wyraz wulgarna dziewczyna pochodzi z patologicznej rodziny i życie jej nie oszczędzało. Moim zdaniem to najlepiej dopracowana postać serialu. Historia jest wielowarstwowa, bohaterka musi podejmować ciężkie decyzje i na dodatek zmagać się z bardzo przygnębiającą przyszłością, która ją czeka. No i nie brakuje jej charakteru.
Bo jeśli chodzi o charyzmę postaci, to jest z tym nieco problem. Moim zdaniem Mac przyćmiewa charakterem pozostałą trójkę. Na dodatek wydaje mi się, że w konfrontacji z bohaterami Stranger Thing sporo im brakuje. Gdyby chociaż wszystkie dziewczyny były tak wyraziste, jak wspomniana Mac, mogłoby być o wiele ciekawiej. Nie lepiej wyglądają dorośli, zarówno starsze wersje naszych bohaterek, jak i postacie „niezależne”. Wprawdzie konfrontacje dziewczyn ze swoimi przyszłymi „ja” wypadają całkiem nieźle, jednak nadal brak tutaj wyrazistości na płaszczyźnie charakterologicznej. Podobnie jest z Larrym, członkiem ruchu oporu, którego spotykają nastolatki na swojej drodze. Ma on potencjał, można było z tym zrobić coś, co wywrze większe wrażenie na widzu, a dostajemy kolejną nijaką postać.
Nie lepiej jest ze szwarccharakterami. Prioress, czyli szefowa białych mundurków (Old Watch) jest bardzo stereotypowa i przypomina słabą kopię T-1000 z Terminatora 2. Tropi te dziewczyny, ale nie ma tutaj polotu, a samo aktorstwo też pozostawia wiele do życzenia. Jej szefem jest natomiast niejaki Grand Father, grany przez charakterystycznego Jasona Mantzoukasa, który pasuje tutaj jak pięść do nosa. Kompletnie moim zdaniem kładzie postać, która ma być lekko niezrównoważona, ale zarazem posiadać ogromny posłuch i autorytet.
Technikalia
No cóż. Pod względem technicznym jest po prostu poprawnie. Efekty specjalne nie zachwycają, ale da się je przełknąć. Momentami za bardzo jednak razi ich „komputerowość”. Całkiem ok jest też ścieżka dźwiękowa, choć brakuje mi tutaj jakiegoś charakterystycznego motywu przewodniego. Natomiast fajnie sprawdziły się przeboje z epoki. Dawno nie słyszałem „Mother” Danziga, tak więc dzięki Paper Girls za przypomnienie mi tego fajnego kawałka. Problem w tym, że dobrze dobrana muzyka nie wystarczyła moim zdaniem do zbudowania klimatu czasów, w których się dziewczyny znajdowały lub z których pochodzą. Trochę się w sumie dziwię, że nie udało się wytworzyć większej immersji, zważywszy na spokojnie toczącą się historię. Trochę mi tego zabrakło.
Wprawdzie już trochę ponarzekałem na aktorstwo w serialu, co nie znaczy, że było źle pod tym względem po całości. Wręcz przeciwnie. Uważam, że najlepiej sprawdziła się kadra dzieciaków. Dziewczyny naprawdę stanęły na wysokości zadania mimo młodego wieku. Oczywiście według mnie najlepiej sprawdziła się Sofia Rosinsky w roli Mac Coyle, ale nie przeczę, że może po prostu jej zadziorna postać najlepiej zapadła mi w pamięć. W każdym razie pozostałe młode aktorki również zaprezentowały kawał dobrego warsztatu i jeśli trzymamy się nadal porównania ze Stranger Things, to tutaj faktycznie można przyznać, że Paper Girls może stawać z nim w szranki bez kompleksów.
Paper Girls – Posumowanie
Zbierając wszystkie za i przeciw można powiedzieć, że Paper Girls to całkiem solidny serial. Nie ma tutaj rewolucji i z pewnością nie jest to produkcja przełomowa. Jednak mi osobiście bardzo dobrze się ją oglądało. Czy spełnia rolę zastępnika lub substytut kultowego Stranger Things? Oczywiście, że nie. Tak jak wspomniałem na początku to porównanie wręcz może być krzywdzące, gdyż jest to zupełnie inny serial z kompletnie inną dynamiką. Jedyną wspólną cechą jest fakt, że głównymi bohaterami w obu serialach są dzieciaki z lat 80tych. Nie spodziewajcie się tutaj wielu zwrotów akcji i pędzącej do przodu fabuły. Serial mocno skupia się na relacjach między protagonistkami. Jeśli macie ochotę na średniej ciężkości serial i akurat wszystkie aktualne hiciory już obejrzeliście, to warto dać szansę „Gazeciarom„. 🙂