Ród Smoka (House of the Dragon), sezon 1, odcinek 1, „The Heirs of the Dragon”, recenzja

Nastał ten wyczekiwany przez wszystkich nas moment i doczekaliśmy się premierowego odcinka prequela Gry o Tron. Najważniejsze pytanie, jakie sobie tak naprawdę zadawaliśmy, to czy Ród Smoka będzie godny wejścia w buty uniwersum sagi Lodu i Ognia? Ja, jak to ja, byłem w tej kwestii dość sceptyczny, szczególnie mając na uwadze bardzo mizerny ostatni sezon pierwowzoru. Jednak umówmy się, nie było innego wyjścia, jak zasiąść przed ekranem i obejrzeć, co tam HBO zmajstrowało tym razem.

Ród Smoka - mała rada królewska
Photo Credits: HBO

Z czym je się Ród Smoka?

Historia wprowadza nas w czasy na długo przed wydarzeniami znanymi z Gry o Tron. Dokładnie 172 lata przed narodzinami Daenerys Targaryen. Siedmioma Królestwami dziewiąty rok włada Viserys Targaryen, pierwszy tego imienia. Nadal nie doczekał się męskiego potomka i w zasadzie to jest przewodnim motywem pierwszego odcinka, a dokładniej wyznaczenie prawowitego następcy Żelaznego Tronu. Jak na razie pierwszy w linii sukcesji jest Daemon brat króla, w tę rolę rewelacyjnie wcielił się Matt Smith. Żona Viserysa jest natomiast w zaawansowanej ciąży licząc na to, że urodzi się syn. Król ma jeszcze starsza córkę Rhaenyrę, którą darzy szacunkiem i zaufaniem, ale ze względu na płeć nie bierze pod uwagę jako następcy.

Tak wygląda sytuacja na dworze, jaką zastajemy. Odcinek skupia się też na turnieju rycerskim zorganizowanym na cześć następcy tronu. Król liczy, że w jego trakcie na świat przyjdzie jego syn i od razu ogłosi go swoim następcą. Jako widowisko trzeba przyznać, że szranki wojowników z pełnych zbrojach uzbrojonych w kopie mogą robić wrażenie. Za zdjęcia i praktyczne efekty specjalne należy się naprawdę pochwała. Jednak miałem wrażenie, że był to dobry zapychacz. Jedyne co tak de facto turniej wniósł historii to pokazanie, że Daemon jest niezłym wojownikiem. Reszta to po prostu ładny smaczek trwający znaczną część odcinka.

Ród Smoka - Vyserys i Daemon w sali tronowej
Photo Credits: HBO

Łyżka dziegciu w dobrze uwarzonym miodzie

Nie znaczy to jednak, że się podczas oglądania nudziłem. Nic bardziej mylnego. Od samego początku czuć tu klimat Gry o Tron. Jest sporo polityki, knucia, niedomówień. Jest też golizna i krew, tak że wszystko jest na swoim miejscu. Aha, są jeszcze oczywiście smoki, w końcu Targaryenowe z nich słynęli. Plusem jest jeden wątek i co za tym idzie jedno miejsce akcji. Można skupić się na poznawaniu sporej liczny nowych dla widza bohaterów oraz „aktualnych” realiów jakie panują w Królewskiej Przystani. Wszytko tutaj zagrało i było poprawne. Jeśli ktoś by mnie zapytał w środku nocy co to za serial, w ciemno strzelałbym, że coś w uniwersum Gry o Tron.

Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to do samego nakreślenia postaci. Oprócz świetnego Daemona jest tu po prostu poprawnie i nic ponad to. Pierwsze odcinki pierwowzoru doskonale nakreśliły charaktery bohaterów i „co?”, „kto?” i „gdzie?”. Tutaj nadal mam problem kim tak naprawdę jest Rhaenyra czy sam król. Czy to ktoś, z kim można sympatyzować, czy jest on źródłem raczej niemiłych myśli. Zobaczymy, może właśnie to odróżniać będzie ten serial od Gry o Tron i moje porównanie tutaj jest zwyczajnie nie na miejscu. Czas pokaże. Zarzut większy pod tym względem mam jedynie do Namiestnika Króla, niejakiego lorda Hightowera. Ma on otwarty konflikt z Daemonem i rzecz jasna gra swoją grę, jednak jest to moim zdaniem mocno toporne, sztuczne i wymuszone. Mam nadzieję, że to tylko wypadek przy pracy i dalsze odcinki zmienią moją opinię.

Ród Smoka - Vyserys z królową małżonką
Photo Credits: HBO

Lannisterów nie ma, ale i tak jest…

O czym jeszcze warto wspomnieć na temat „The Heirs of the Dragon” to smaczki z uniwersum. Dowiadujemy się chociażby z toku fabuły, że to właśnie w tym czasie powstają tak zwane Złote Płaszcze, czyli straż miejsca Królewskiej Przystani. Dowodzi nią nie kto inny jak sam Daemon. Oczywiście sama stolica Siedmiu Królestw to bardzo ciekawy smaczek. Jest tutaj chociażby świeżutko wybudowana Czerwona Twierdza oraz majestatyczny Dragon’s Pit, który w Grze o Tron widzimy jedynie jako ruiny. Gdzieś się pojawia ród Baratheonów czy Starków, albo przemknie jakiś Dornijczyk. Fajnie to buduje klimat i spaja uniwersum.

Werdykt

Jak zatem ostatecznie wypadł pierwszy odcinek Rodu Smoka? Jest bardzo dobrze. Widać, że twórcy odrobili zadanie domowe i starają się nie dać plamy. Czuć bardzo dobrze uniwersum zarówno pod względem świata przedstawionego, czy sposobie prowadzenia historii, jak i samej treści wątku głównego. Póki co jest bardzo poprawnie, ale zarazem bezpiecznie. Nie ma tutaj fajerwerków i rewelacji, ale za to jest to bardzo dobre wprowadzenie do nowych okoliczności dla widza. Tylko czas pokaże, czy Ród Smoka dorówna swojemu pierwowzorowi. Jak na razie ma ku temu wszelkie predyspozycje.

Ród Smoka - czaszka Baleriona
Photo Credits: HBO
Ród Smoka (House of the Dragon), sezon 1, odcinek 1, „The Heirs of the Dragon”, recenzja
Tagi:            
Avatar photo

Łukasz "Wookie" Ludwiczak

Uzależniony od planszówek i science-fiction wszelakiego. Często godzący oba nałogi na raz. Moja wielka piątka to Star Trek, Firefly, Expanse, Battlestar Galactica i Diuna. Na planszy interesują mnie cięższe klimaty a moim numerem jeden jest Eclipse. Członek Stowarzyszenia Klub Fantastyki Druga Era, zapalony kibic Formuły 1.