Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy – odcinek 1 i 2, recenzja

Recenzja zawiera spoilery z pierwszych dwóch odcinków serialu Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy.

Doczekaliśmy się. Jeden z najbardziej oczekiwanych seriali ostatnich miesięcy, czyli dziejący się w ukochanym przez wielu fanów tolkienowskim Śródziemiu Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy został udostępniony widzom. Produkcja od samego początku budziła spore kontrowersje. Przede wszystkim dość mocno podnosiło poprzeczkę to, że pierwowzór jest przez wielu uznawany za jedną z najbardziej doskonałych i kompletnych historii. Tymczasem przecieki z produkcji nie napawały optymizmem. Wynikało z nich, ze serial może być dość odmienny od wizji Tolkiena.

Cóż… Amazon zdecydował się na wyprodukowanie jednego z najdroższych seriali (produkcja pochłonęła 500 milionów dolarów) i z jednej strony ta kwota robi wrażenie. Problem w tym, że producenci nie kupili praw do całości twórczości Tolkiena, a jedynie do dodatków z ostatniego tomu Władcy Pierścieni, czyli około 200 stron jednej z kilku książek. Mówiąc wprost, nie mogli opierać się na Silmarilionie. Dodając do tego fakt, że Amazon zakłada powstanie minimum pięciu sezonów, to nasuwa się pytanie: czy ta produkcja ma sens? Ile trzeba będzie dodać, żeby zapełnić czas ekranowy? I wreszcie: czy to dobry serial?

Pierścienie Władzy, czyli kogo widać na ekranie?

Nie da się opisywać tego, co widać na ekranie bez odniesień do książkowego pierwowzoru, albo do świetnych filmów Petera Jacksona. I czuję się tu rozgrzeszony, bo sami producenci umieścili w tytule słowa „Władca Pierścieni”. 😉 Czyli sami twierdzą, że to jest jedno uniwersum.

Pierścienie Władzy: Galadriela

Galadriela

Serial rozpoczyna się scenami z młodą Galadrierlą, która została pokazana jako główna postać. Młoda elfka ma jednak chyba inny charakter, niż w książkach i zdecydowanie inny, niż w filmach. Jest uparta, zawzięta i wojownicza. Kieruje nią chęć zemsty na Sauronie za zabicie jej brata i mam z tym aspektem spory problem. Zemsta to nie było coś, co kierowało do tej pory elfami. Słabo wyglądało też to, jak bardzo scenariusz starał się pokazać jej wspaniałość, choć myśląc na zimno sensu to nie miało. Przykładem niech będzie walka z jaskiniowym trollem, gdzie wszystkie elfy podkładały się tylko po to, żeby główna bohaterka mogła wykonać ostateczny cios. O skoku do morza w okolicach Valinoru i próbach przepłynięcia morza z powrotem do Śródziemia ciężko mówić bez politowania, bo nie dość, że nieudolnie pokazuje heroizm Galadrieli, to jeszcze niszczy poczucie wielkości świata przedstawionego.

W przedstawieniu Galadrieli nie pomaga aktorka, Morfydd Clark. Jej interpretacja postaci opera się tylko na jednej minie, jednym wyrazie twarzy. To bardzo słabe aktorstwo, albo bardzo słabo napisana postać. Choć może być, że jedno i drugie.

Elrond

Jakkolwiek głupio by to zabrzmiało, to pierwsze pojawienie się Elronda na ekranie spowodowało mój wybuch śmiechu. Może przyzwyczaiłem się do surowego wyrazu twarzy Hugo Weavinga, w każdym razie Elrond w wykonaniu Roberta Aramayo wydawał mi się gogusiem. W pierwszym odcinku nie zachwycał, ale udało mu się trochę odkupić w drugim, gdy pokazano jego wizytę u krasnoludów. Można było wyczuć chemię między postaciami, a i sam aktor miał w końcu coś więcej do pokazania, niż melancholijny wzrok. Elrond dostał w jednej scenie możliwość pokazania zarówno swojej mądrości, przyjaźni, jak i dyplomacji oraz przebiegłości. To dużo, a aktorowi udało się z tego zadania wywiązać.

Pierścienie Władzy: Galadriela i Elrond

Elfy i krasnoludy

W Elrodzie w szczególe, a we wszystkich elfach w ogólności przeszkadza mi wygląd i to, w jakim otoczeniu są pokazywani. Zarówno pełnometrażowe filmy, jak i wspaniałe ilustracje do książek (np. Teda Nasmitha) pokazują elfy jako istoty dostojne, mądre i piękne. Nawet taki szczegół jak długie włosy mają na to wpływ. Tutaj nie odczuwałem tego dostojeństwa. Większość elfów nosi krótkie włosy, a część aktorów odgrywających te role jest po prostu stara i ma zmarszczki. Przykładem niech będzie wcielający się w Celebrimbora Charles Edwards. Ten aktor ma 53 lata i to widać.

Wyglądu i rozmachu brakowało nie tylko samym elfom, ale tez lokalizacjom. To duży problem w serialu opowiadającym o wspaniałym świecie, gdzie miasta elfów budziły zachwyt. No nie. Tutaj nie budziły. Pokazano tylko kilka ujęć miast z daleka (niczym widokówki), po czym akcja przenosiła się do ciasnej przestrzeni, gdzie rozmawiały dwie lub trzy postacie.

Pierścienie Władzy: Widok na Morię

Co ciekawe, twórcom udało się pokazać wielkość jednego miejsca, a było to Khazad-dûm, czyli siedziba krasnoludów. Scena, w której Elrond odwiedza Durina to chyba jedyny moment, gdy twórcy zdecydowali się na zaprezentowanie żyjącego i działającego miasta. W zaledwie kilku ujęciach udało się pokazać kilka scen z życia przypadkowych mieszkańców, jakiś ogród, rzemieślników, a przede wszystkim wielkość przestrzeni. Dlaczego nie zrobiono tak z innymi miastami? Gdzie się podziały te miliony na produkcję?

Krasnoludy miło zaskoczyły mnie również charakteryzacją i wyglądem (bo był bardzo spójny z tym, co pokazywał Peter Jackson), ale również charakterem. Po zwiastunach bałem się, że Durin IV i księżniczka Disa będą pełnić rolę comic-relief, czyli będą wprowadzeni do akcji, by rozśmieszać widzów, ale na szczęście nie przeszarżowano. Owszem, sceny z ich udziałem są luźne i wesołe, ale nie przekroczono tej delikatnej granicy, gdy śmiech przeradza się w żenadę.

Pre-Hobbici (to moja recenzja i tak ich będę nazywać)

Ostrzegam, będzie kontrowersyjnie. Nie podoba nie się sposób pokazania plemienia, które prawdopodobnie w ciągu wieków stanie się Hobbitami. Wiem, że w pierwowzorze nie powiedziano wprost, skąd się wzięli Hobbici w Śródziemiu i że przez to Amazon ma dość dużą swobodę artystyczną, ale bardzo drażni mnie to plemię, gdy pojawia się na ekranie. Powodów jest kilka.

Po pierwsze wątek Pre-Hobbitów został według mnie dodany do serialu ze względu na to, ze poprzednie hity filmowe skupiały się na Hobbitach. Skoro wtedy się udało i filmy przyniosły krocie dolarów, to producenci uznali zapewne, że niziołki są tym, co widzowie chcą oglądać. Są jednak wtórni. Patrząc na Nori i Poppy mam wrażenie, że oglądam żeńskie wersje Froda i Sama.

Pierścienie Władzy: leśne obdartusy

Nie podoba mi się też prezentacja wizualna. Drażni mnie styl leśnych włóczęgów, liście we włosach i stylizacja na eko-kloszardów. Tak mogą wyglądać driady, czy inne stworzenia żyjące bez technologii, ale nie ktoś, kto tworzy domostwa, plecie liny, czy szyje ubrania. Za dużo w ich wyglądzie kontrastów, żebym bez wątpliwości przyjął ich aparycję.

Ludzie

W pierwszych dwóch odcinkach ludzie, jako ogół, nie zostali pokazani w dobry sposób. Widzimy na ekranie tylko jedną wioskę, w dodatku jej mieszkańcy są potomkami tych, którzy wiele lat wcześniej walczyli po stronie zła i pomagali siłom Morgotha. Z tego powodu wioska jest „nadzorowana” przez elfów niczym Berlin po II wojnie światowej przez aliantów. Oczywiście rodzi to problemy natury rasistowskiej. Ludzie są nieufni w stosunku do elfów, określają obraźliwym ich słowem „spiczastouchy”. Mało brakuje, a utworzyliby siły oporu. 😉 Mówiąc wprost: jest monotonnie i nijako.

Pierścienie Władzy: Razem czy osobno?

O ile pamiętam z książek, to ludzie byli bardzo zróżnicowaną rasą. W walce z Morgothem po stronie dobra brało udział sporo oddziałów, którzy za swoje zasługi otrzymało przecież Númenor. Na szczęście zwiastuny pokazują, że zobaczymy Numenorczyków, dlatego ciągle jeszcze mam nadzieję, że ta rasa będzie pokazana w bardziej zróżnicowany i ciekawy sposób. Na razie jest nijako.

Czy Pierścienie Władzy to „Tolkien”?

Pomyślmy… Tokienowi udało się w swojej twórczości zawrzeć bardzo interesująca koncepcję dobra i zła, które są wyraźnie oddzielone od siebie. Zło pochodziło od Morgotha, było następstwem jego podszeptów, czy – jak to nazywano – zatrucia myśli. Istoty początkowo niewinne mogły być splamione złem, które (podobnie jak dobro) oddziaływało w bardzo fizyczny sposób. Ktoś, kto kierował się moralnością i działał zgodnie z zamierzeniami Eru był piękny zarówno wewnętrznie, jak i zewnętrznie. Od takiej postaci biło poczucie siły, spokoju i dostojeństwa. I z drugiej strony: istoty złe, splamione działaniami Morgotha były szkaradne, brzydkie i obleśne. Innymi słowy uczynki i charakter miały wpływ na wygląd.

W książkach Tolkien uchwycił klimat średniowiecznych opowieści i eposów rycerskich. Pamięta ktoś Pieśń o Rolandzie? 😉 W takich opowieściach nie ma półśrodków – jeśli coś jest wielkie, to niewyobrażalnie, jeśli piękne, to do nieprzytomności, itd. Echa tego podejścia dało się odczuć w filmach Petera Jacksona, które były (przynajmniej te z lat 2001-2003) dość wierną adaptacją.

W serialu Pierścienie Władzy mam wrażenie, że epickie podejście oraz koncepcja dobra i zła zostały gdzieś zgubione. Galadriela,czyli postać pokazywana wcześniej jednoznacznie pozytywnie, kieruje się przecież zemstą za śmierć brata. Zdziwiły mnie tez pierwsze sceny z Ardy, gdzie grupka młodych elfów bez wyraźnego powodu zaczepiała Galadrielę i złośliwie psuła jej zabawę.

Pierścienie Władzy: Nie denerwuj mnie!

Pierścienie Władzy cierpią na brak rozmachu i nie mam tu na myśli wydanych pieniędzy. Raczej o to, że świat robi poczucie niewielkiego. W książkach (i trylogii Jacksona) tereny są olbrzymie, wzniosłe, dostojne. Ujęcia szerokie. Czuć wielkość krainy. Tu jest bardziej teatralnie. Praktycznie każda scena polegała na tym, że przez kilka sekund pokazywano jakąś lokalizację z bardzo daleka, a następnie przez dłuższy czas widzieliśmy po kilka osób w ciasnych przestrzeniach. Te dalekie ujęcia nie pokazywały życia zwykłych mieszkańców, czy jakichś scenek rodzajowych, robiły wrażenie pocztówek. W pierwszym odcinku było źle, dopiero w drugim zrobiło się lepiej przy ujęciach wprowadzających do Morii. Przypomnę jeszcze Galadrielę wyskakującą do morza z chęcią dopłynięcia wpław do Śródziemia. Mówimy o odległości porównywalnej z podróżą Bilbo do Samotnej Góry…

Jak bardzo Pierścienie Władzy są oderwane od świata wykreowanego w książkach widać przy próbie ogarnięcia chronologii. Celebrimbor wykuł Pierścienie mniej niż 1900 lat przed końcem Drugiej Ery, ale tu zbliżamy się już do zagłady Númenoru (co sugeruje widok Elendila i Isildura w materiałach promocyjnych), a Pierścieni ciągle nie ma. Obok siebie dzieją się wydarzenia, które w książkach były odległe o tysiąclecia.

Dla mnie najbardziej oderwane od książek jest pojawienie się „Nieznajomego”, który niczym meteoryt spada do Eriadoru (niczego takiego nie było chyba w pierwowzorze). Nie wyjawiono jeszcze jego tożsamości, ale obstawiam, że to Gandalf i jeśli się nie mylę, to bardzo źle będzie świadczyć o scenarzystach. Gandalf przypłynął z pozostałymi czarodziejami około 1000 roku Trzeciej Ery. Został wysłany do Śródziemia, aby świadomie doradzać i pomagać mieszkającym tam istotom. Z pewnością nie spadł z nieba jako dziwak z autyzmem. Obym się mylił.

Czy Pierścienie Władzy to dobry serial?

Zacznę od plusów. Podobała mi się ścieżka dźwiękowa. Muzyka nie drażniła, pojawiała się w odpowiednich momentach w tle i przypominała trochę chóry, które słyszałem w trylogii Jacksona. I to by było na tyle.

Jako samodzielny serial, bez prób odniesień do twórczości Tolkiena, jest po prostu słabo. Bardzo szybko wprowadzono widzów w skomplikowany świat, posługując się sporą ilością nazw własnych, miejsc i postaci. Na twarz dostajemy co najmniej 4 równolegle dziejące się wątki (Galadrieli i jej zemsty, Elronda i krasnoludów, Pre-Hobbitów i Nieznajomego, a wreszcie wioski ludzi z mezaliansem Arondila i Brownyn). To sporo, a w tle czają się kolejne (orki w wiosce ludzi, żeglarze Númenoru, wykucie Pierścieni). No! Chyba że twórcy zakładali, że serial będą oglądać ludzie po lekturze Silmariliona, Hobbita i Władcy Pierścieni, ale w takim przypadku zalecałbym większą zgodność z pierwowzorem.

Pierścienie Władzy: Nori i Poppy

W pozostałych aspektach Pierścienie Władzy też nie zachwycają. Poza pojedynczymi przypadkami aktorstwo jest nijakie, ale to jest chyba spowodowane raczej słabym napisaniem postaci. Bohaterowie są raczej płascy. W większości można ich scharakteryzować jednym określeniem czy cechą wyróżniającą i pewnie dlatego aktorzy nie mają jak błyszczeć na ekranie. Teatralne i sztywne dialogi z pewnością nie pomagają.

Może to głupio zabrzmi, ale skoro mowa o aktorach, to drażni trochę ich dobór. Mam na myśli powszechne dziś w Hollywood multikulti. Może w USA nie zwracają już na to uwagi, ale mnie z rytmu i nastroju wytracają czarnoskórzy i europejscy aktorzy grający jedną, zamkniętą linię etniczną. Jak to jest, że czarnoskórzy rodzice mogą mieć dziecko o wybitnie europejskim wyglądzie? Poza tym u Jacksona chyba nie było afroamerykańskich aktorów. I miało to sens, skoro Śródziemie jest inspirowane średniowieczną Europą.

Niestety serial jest póki co wtórny, szczególnie w wątkach dopisanych przez scenarzystów i nieobecnych w twórczości Tolkiena. Przykłady? A proszę bardzo: Nori i Poppy to Frodo i Sam, Arondil i Brownyn to Aragorn i Arvena, Elrond i Durin to Legolas i Gimli. Za nami dopiero dwa odcinki, a podobieństw do tego, co przecież już widzieliśmy na ekranie jest sporo.

Jestem trochę zawiedziony. Może dlatego, że do Władcy Pierścieni mam ogromny sentyment i po prostu lubię ten świat. To, co zobaczyłem na ekranie dość mocno różni się od moich wyobrażeń i oczekiwań i dlatego osobiście uważam serial za słaby.

Aktualizacja: już po napisaniu artykułu zorientowałem się, że oceny serialu w internecie mogą być trochę… zniekształcone. Serwis IMDB usuwał zbyt niskie oceny wystawione przez fanów. Pikanterii dodaje fakt, że Amazon jest właścicielem zarówno wydawcy, jak i serwisu IMDB.

Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy – odcinek 1 i 2, recenzja
Avatar photo

Paweł Śmiechowski

Fan dobrej fabuły, z naciskiem na twarde science-fiction. Miłośnik Star Treka i The Expanse, który nie pogardzi klasycznym polskim komiksem, np. Thorgalem. Prywatnie miłośnik melodyjnego rocka i bluesa, co uskutecznia na gitarze.