Bullet Trian Poster

David Leitch dał się już poznać jako bardzo dobry reżyser lekkiego kina akcji. Podejrzewam, że każdy miłośnik tego gatunku zna takie tytuły jak John Wick, czy Deadpool 2. Są to już niemal kultowe produkcje. Dlatego byłem niezmiernie ciekaw najnowszego dzieła tego reżysera. Brad Pitt w komedii akcji – to już brzmi dobrze, do tego nazwisko reżysera i bardzo intrygujące zapowiedzi, jak i ciekawa reszta obsady. No i tytułowy Shinkansen w jednej z głównych ról. Uwielbiam Kraj Kwitnącej Wiśni, więc Bullet Train na starcie dostał kilka dodatkowych punktów. Dlatego bardzo ucieszyłem się, gdy całą redakcją postanowiliśmy wybrać się na ten film do kina. I powiem Wam, że po wyjściu z seansu byłem równie mocno ukontentowany.

Bullet Train
© Sony Pictures Entertainment 2022

A dokąd tak pędzi?

Bullet Train to po prostu świetna zabawa. Jest to komedia napompowana akcją. Nie ma tutaj za wielu przestojów, praktycznie cały czas coś się dzieje. Historia jest opowiedziana poprzez pryzmat niejakiego Biedronki (Ladybug), w którego wciela się rzeczony już Brad Pitt. Jest on profesjonalnym, wysokiej klasy złodziejem, który został wynajęty, aby zdobyć walizkę znajdującą się w tytułowym pociągu. Robota wydawała się łatwa, prosta i przyjemna. Taka w sam raz, żeby się wdrożyć po dłuższej przerwie na terapię u psychologa. Bo musicie wiedzieć, że Biedronka uważa się za beznadziejnego pechowca, co w pewnym momencie jego kariery doprowadziło do załamania.

Jak można się domyślać zlecenie jest biegunowo odmienne od łatwego i przyjemnego. W pociągu nasz główny bohater natrafia na inne ciekawe postacie wynajęte przez tego samego pracodawcę, więc dzieję się naprawdę dużo. Nie ma praktycznie wytchnienia, a na dodatek główna fabuła jest przeplatana wieloma retrospekcjami. Przy okazji: za retrospekcję dziejów pewnej butelki wody twórcy powinni dostać Oscara – nie wiem w jakiej kategorii, ale się należy jak psu zupa. 😀 Fakt, można się pogubić w tym wszystkim lub być lekko przytłoczonym, mi takie prowadzenie narracji całkiem przypadło do gustu, jednak zdaje sobie sprawę, że nie dla wszystkich jest to zaleta. W całokształcie fabuła nie jest jakoś wysublimowana, jednak nie jest też prostacka i ma kilka zwrotów akcji.

Bullet Train
© Sony Pictures Entertainment 2022

A kto to? A co to?

Na pochwałę zasługują dobrze napisane postacie. Oprócz świetnego Biedronki są jeszcze moi ulubieńcy, czyli Cytryna i Mandarynka. Chłopaki według mnie całkowicie skradli show. Ich dialogi przypominają mi mocno połączenie twórczości Guya Ritchiego i Quentina Tarantino, a na pewno wpływ ma na to ich angielski akcent. Panowie o owocowych ksywkach to płatni zabójcy od najbrudniejszej roboty, profesjonaliści w każdym calu, przyrodni bracia, a jeden z nich jest nawet miłośnikiem Tomka i Przyjaciół. 😀 Tak! Tej animacji dla dzieciaków o pociągach z ludzkimi twarzami. Uwielbiam takie absurdalne koncepcje! Jest też sporo innych bohaterów drugoplanowych – chociażby wszyscy ci wynajęci zabójcy z pociągu, którzy też nie zawodzą. Każdy z nich ma ciekawie przedstawioną historię i jest oryginalny i wiarygodny (o ile można użyć takiego słowa w tym kontekście). 🙂

Technikalia

Od strony technicznej nie ma tutaj rewolucji. Prawie cała akcja dzieje się wewnątrz pociągu, przez co mamy ciasne kadry, ale też nie trzeba się przejmować skomplikowaną scenografią i natłokiem efektów specjalnych. Te ostatnie oczywiście są i to całkiem dobre – mocno przypominają miejscami to, co widzieliśmy w ostatnim Deadpoolu, ale cieszą oko. Podobała mi się za to zabawa kolorami. Jaskrawe, żywe kolory wypełniały ujęcia i chyba miały za zadanie nadać „japońskość” obrazowi. Bo właśnie tej japońszczyzny niestety było dla mnie za mało i to mój największy zarzut do filmu. Ba! Nawet szef Yakuzy był tutaj Rosjaninem… szkoda. Kilka mieczy samurajskich, zaawansowany japoński kibel i garstka ujęć stacji kolejowej to trochę mało dla zbudowania orientalnego klimatu.

Bullet Train
© Sony Pictures Entertainment 2022

Luźne przemyślenia

Na koniec jeszcze kilka luźnych przemyśleń. Po pierwsze muzyka – bardzo dobrze grała z filmem. Mocne rockowe kawałki, niektóre śpiewane po japońsku robiły robotę – chętnie wrócę jeszcze do tej ścieżki dźwiękowej. Dobrze współgrała z dynamiką akcji na ekranie. A jak już przy dynamice jesteśmy, to miałem przemyślenia na temat ilości tej akcji, która bombarduje widza z ekranu. Jak wspomniałem mi przypadło to do gustu, jednak pomyślałem, że być może dla wielu scenariusz byłby bardziej do ogarnięcia, gdyby nieco zwolnić tempo i zrobić z tego dobry miniserial. Wiele postaci można by jeszcze bardziej wówczas rozwinąć, a sam chętnie bym poznał lepiej losy Cytryny i Mandarynki przed wydarzeniami z filmu.

Podsumowanie

Jak mogę podsumować Bullet Train? Jest to świetna rozrywka. Osobiście bawiłem się w kinie rewelacyjnie. Fakt, że dla niektórych sposób prezentacja historii może nieco mniej przypaść do gustu, ale wierzę, że ostatecznie raczej każdy po obejrzeniu filmu będzie zadowolony. Jeśli nie w kinie, to może chociażby w zaciszu domowym, gdy już pojawi się na VOD, warto dać mu szanse. Jest to zdecydowanie lepsza pozycja niż niedawny hit Netflixa, czyli Gray Man. I powiem szczerze, że nawet mnie to cieszy i to nie dlatego, że mam jakiś problem z streamingowym gigantem. Chodzi mi o budżet. Bullet Train kosztował ponad dwukrotnie mniej niż najnowszy film braci Russo, a moim zdaniem jest produkcją o wiele lepszą. Jest oryginalny, dynamiczniejszy i świeższy. Ba, nawet product placement Audi jest w nim lepiej podany. 😀 Zresztą co tu dużo się produkować: Brad Pitt w komedii akcji – to nie może się nie udać!

Bullet Train, recenzja filmu
Tagi:            
Avatar photo

Łukasz "Wookie" Ludwiczak

Uzależniony od planszówek i science-fiction wszelakiego. Często godzący oba nałogi na raz. Moja wielka piątka to Star Trek, Firefly, Expanse, Battlestar Galactica i Diuna. Na planszy interesują mnie cięższe klimaty a moim numerem jeden jest Eclipse. Członek Stowarzyszenia Klub Fantastyki Druga Era, zapalony kibic Formuły 1.