Zawiera spoilery z 5. odcinka serialu „Ród Smoka”
Poprzedni odcinek zostawił nas w sytuacji, gdzie wreszcie zaczynało być ciekawie. Ten stara się kontynuować trend, czyli jest bardziej interesująco, ale niestety scenarzyści pewnymi swoimi decyzjami psują odbiór epizodu, a nawet stawiają efektowność i szokowanie widza nad sensem fabuły. Jest to też połowa sezonu, więc pora na małe podsumowanie tego, co dotychczas zobaczyliśmy. Niestety piszę to z żalem, ale jest to też ostatni epizod, w który pojawia się Milly Alcock, a muszę przyznać, że jako jedna z niewielu aktorów kupiła mnie w tej produkcji.
Dzieje się
Cały odcinek kręci się wokół zaślubin Rhaenyry z synem Morskiego Węża, ale epizod zaczyna się od sceny Deamona i jego żony. I powiem szczerze, że scena początkowa dla mnie była bardzo dziwna. Scenarzyści bez problemu w ciągu chwili przedstawili nam dziedziczkę Doliny, pokazując ją jako pełnokrwistą postać. Dlaczego zatem znamienna większość postaci w tym serialu jest, delikatnie mówiąc, papierowa? Dlaczego innych postaci nie udało się tak zgrabnie wprowadzić? Jednocześnie po tak dobrej robocie musieli to zawalić. Scena jej zabicia była dość groteskowa. Serio nikogo nie było wokół? Jakże wielkie szczęście spotkało Deamona…
Wróćmy jednak do Rhaenyry. Wątek zaślubin jest bardzo poprawnie poprowadzony i nawet ciekawy. Scenarzyści pokazują postępującą chorobę króla, a nawet pokusili się o małe intrygi na dworze. Nie jest to jeszcze poziom Varysa, ale dobrze, że chociaż coś się zaczyna dziać. Pomału każdy (oprócz króla) zaczyna grać w swoja grę, np. królowa Alicent, do której zaczęło w końcu docierać, o jaką stawkę toczy się gra. Spore nadzieje wiążę z postacią Larysa Stronga, który mocno przypomina mi Varysa, albo Littlefingera ze względu na jego tajemniczość i poczucie, że koleś coś kręci. Mam nadzieję, że scenarzyści nie popsują tej postaci.
Zaślubiny
Mniej więcej w połowie odcinka otrzymujemy zaczynające się na siedem dni przed weselem (to bardzo ważne – zapamiętajcie) królewskie zaślubiny. Sceny podczas uczty są dość ciekawe. Widzimy wielkie wejście Deamona i jego reakcje na oskarżenia o zamordowanie żony. Mamy tu widoczny konflikt król Viserys – królowa Alicent. A jeśli „Gra o Tron” nas czegoś nauczyła to tego, że takie uczty nigdy nie kończą się bez rozlewu krwi. 😉 Tylko tu coś scenarzystom nie wyszło. To trochę wygląda tak, jakby za ten wątek odpowiadał początkujący student scenopisarstwa. O co bowiem się czepiam? Przyszły małżonek Rhaenyry jest gejem. I dogaduję się ze swoja wybranką, że wezmą ślub i nie będą sobie wchodzić w drogę. Kochanek Laenora wpada na pomysł… hmm… zaszantażowania (z braku lepszego słowa) kochanka Rhaenyry z poprzedniego odcinka. I tu mam pierwszy zgrzyt. Nie dość, że jak się okazuję każdy wie, co wydarzyło się po pobycie w burdelu, to jeszcze Sir Criston Cole wpada w jakiś obłęd. Najpierw chce, żeby Rhaenyra z nim uciekła, potem wyjawia prawdę królowej Alicent. No wyraźnie sytuacja go przerosła. I na tych zaślubinach kochanek Laenora postanawia wspomnieć mu, że zna prawdę o nim i o księżniczce. Zasadniczo nie wiem, co chciał tym osiągnąć, bo Criston i tak nie miał żadnej mocy sprawczej, a jak widać była to tajemnica poliszynela. I tu wchodzi scenarzysta-partacz. Widzimy scenę ich rozmowy, potem tańce, nagłe zamieszanie i to, jak Criston morduje przy wszystkich swego rozmówcę. Wbiega straż, która nie interweniuje, a na koniec Criston spokojnie się oddala do Bożego Gaju, gdzie przychodzi do niego królowa. Oczywiście w ogólnym zamieszaniu nikt nie zauważył, że wyszła. Jeśli wydaje wam się to trochę dziwne, to macie rację, ale najdziwniejsze dzieje się potem. Otóż nie wiadomo dlaczego Rhaenyra i Laeonor biorą ślub i nawet nie chciało się nikomu zmyć krwi z posadzki. Uroczystość miała się odbyć za tydzień, ale skoro już kogoś zabili, to akcję przyspieszono.
Innymi słowy na ekranie i w scenariuszu panuje chaos. Końcówka odcinka sprawiła, że mam obawy co do przyszłości sezonu. Bardzo nie lubię, gdy scenarzyści idą na łatwiznę, a tak odbieram te sceny.
Ród Smoka po połowie sezonu
Na półmetku należy wam się parę słów podsumowania. Jak dla mnie serial jest lekko nudnawy, z niewykorzystanym potencjałem. Zastanowiłem się chwilę nad tym stanem rzeczy i doszedłem do wniosku, że najpewniej błędem był wybór historii na serial. Mamy tu bowiem sytuację, że cokolwiek się wydarzy możemy być pewni, że Targaryanie zostaną na tronie (obojętnie który z rodu), bo przecież z „Gry o Tron” wiemy, że ród będzie panował do czasów króla Roberta. W związku z tym jedyne, co scenarzyści mogą nam zaproponować, to walki wewnątrz rodu, ale nie daje nam to niczego innego, niż serial w stylu „Dynastii” czy „Klanu” w realiach Westeros. I tu potrzeba bardzo dobrych scenarzystów, aby wyciągnąć z tego coś fascynującego. Póki co jestem trochę zawiedziony tą produkcją.