Andor – odcinek 4: „Aldhani”, recenzja

Cassian Andor ucieka z pomocą Luthena i zaczyna nowe życie. Okazuje się jednak, że tak naprawdę oznacza to wpadnięcie z deszczu pod rynnę i wdepnięcie z kłopotów w skali mikro, w dużo większe. Andor zostaje przydzielony do grupki rebeliantów, których nie zna, którzy mu nie ufają i z którymi ma razem okraść imperialna kasę z żołdu dla szturmowców.

W tym samym czasie, wywiad Imperium wpada na trop afery z jego udziałem. Zacięta porucznik Meero z Biura Bezpieczeństwa Imperium zaczyna interesować się sprzętem, który poprzednio chciał upłynnić Andor, a który musiał porzucić w trakcie ucieczki.

Andor: You son of a bitch! I'm in! ;)
Źródło: Disney+

Andor nie jest taki zły…

Nie ogląda się tego źle. Fabula jest prosta i to działa tylko na plus. Już ostatnio chwaliłem za to serial i ciągle podtrzymuję moje zdanie. Wszystko dzieje się w tempie, które pozwala spokojnie przyswoić sobie informacje pokazywane na ekranie. Daje to też czas, żeby aktorzy mogli pokazać swoje umiejętności i tu muszę pochwalić Stellana Skarsgårda. Ma bardzo ciekawe, ale też trudne dla aktorów zadanie, by w jednej produkcji wcielać się w dwie różne osobowości. W tym przypadku musi w niektórych scenach być surowy i bezwzględny, by po chwili uśmiechać się miło i udawać niegroźnego kupca. Dla mnie bomba.

Andor: Kupi pani takie mieszadełko do kuchni, dwa w cenie jednego.
Źródło: Disney+

Realizacyjnie jest w porządku. Ciągle czuć klimat filmów noir, ale tym razem dochodzi nutka heist movie. Nie wiem, czy jest polski odpowiednik tego określenia. Chodzi o film, w którym grupka ludzi planuje skok (np. na bank) w najdrobniejszych szczegółach, zbiera ekipę, a na końcu go realizuje. Wszystko przyprawione jest sosem cyberpunka (np. w scenach na Corusant) i odrobiną filmów drogi. Tylko klimatu Gwiezdnych Wojen jakoś tu mało.

…ale czy to ciągle Gwiezdne Wojny?

Nie zrozumcie mnie źle – serial jest dobrze zrealizowany, bohaterowie i wydarzenia potrafią zainteresować i ogląda się to naprawdę dobrze. Ale czy to aby na pewno powinno być częścią Gwiezdnych Wojen? Nie jestem jakimś wielkim fanem tego uniwersum, ale mnie ono zawsze kojarzyło się z walką wyraźnie określonego dobra i zła, mistyką mocy i Jedi, a także dynamiczną przygodą. Mam wrażenie, że ta tożsamość i to, co wyróżniało Star Wars zostało tu jakby zgubione i gdyby zmienić tytuł na „The Expanse: Andor”, albo „Star Trek: Andor”, to nic by się nie zmieniło. Okazjonalne nawiązania do uniwersum w stylu przelatujących w oddali Tie-Fighterów, czy pojawienie się postaci znanej z oryginalnej trylogii niewiele tu zmienia.

Czy to zaleta, czy wada? Na to pytanie każdy musi sobie odpowiedzieć sam. Ja serial na razie oceniam na plus, ale robię to biorąc pod uwagę tylko „Andora”, bez zwracania uwagi na spuściznę George’a Lucasa, jakby „Andor” był samodzielnym bytem. W uniwersum konkurencyjnym, które uwielbiam i gdzie twórcy w ostatnich odsłonach postanowili napluć na podstawy, na których oparty był świat Star Treka, bardzo mi się nie podobało odejście od założeń oryginału i spójności z uniwersum. Tutaj jest mało „gwiezdnowojennie”, ale nie jest źle.

Andor: Tak noszą się imperialni szpiedzy!
Źródło: Disney+
Andor – odcinek 4: „Aldhani”, recenzja
Tagi:                
Avatar photo

Paweł Śmiechowski

Fan dobrej fabuły, z naciskiem na twarde science-fiction. Miłośnik Star Treka i The Expanse, który nie pogardzi klasycznym polskim komiksem, np. Thorgalem. Prywatnie miłośnik melodyjnego rocka i bluesa, co uskutecznia na gitarze.