Ostatnia wieczerza – recenzja polskiego horroru

Zawiera spoilery z filmu „Ostatnia wieczerza

Netflix coraz mocniej inwestuje w polskie kino gatunkowe, co mnie bardzo cieszy. To bardzo dobrze, że zaczynamy tworzyć coś więcej oprócz martyrologicznych filmów, produkcji historycznych oraz beznadziejnych komedii romantycznych. Może to właśnie portale streamingowe pozwolą na pokazanie inwencji twórców. Z tą właśnie myślą usiadłem do filmu „Ostatnia wieczerza„.

Oszczędnie, klimatycznie i prosto

Ta produkcja należy do jednych z najbardziej klimatycznych, jakie ostatnio widziałem. Ponieważ akcja dzieje się w klasztorze, twórcy maksymalnie wykorzystali tę możliwość. Długie mroczne korytarze, świece i panujący mrok działają niesamowicie. Jednocześnie jest bardzo mało dialogów, a jednocześnie sporo długich, klimatycznych scen budujących nastrój. Do tego dołóżmy jak zwykle świetnego Olafa Lubaszenko, jako przeora klasztoru i robi nam się dość ciekawie. Niestety mam wrażenie, że scenografowie postarali się zdecydowanie bardziej od scenarzystów.

Fabularnie bowiem nie jest zbyt dobrze. Cała historia jest dość prosta. Mamy tu milicjanta (akcja dzieję się w latach 80-tych), który pod przykrywką księdza egzorcysty wchodzi w mury zakonu. I jest to całkiem ciekawy punkt wyjścia. Jednak zabolało mnie, że wysyłając swojego człowieka do takiej misji, nie postarano się go odpowiednio przygotować, co wyraźnie widać podczas sceny mszy.

Idąc dalej tropem fabularnym oczywiste jest od samego początku, że sprawa ma drugie, a być może nawet trzecie dno. Tutaj kolejny kamyczek do ogródka scenarzystów – dlaczego nie poszli tropem filmu „Dziecko Rosemary” Polańskiego? Widzimy jak głównemu bohaterowi wypadają zęby i zmieniają się w muchy, a nawet znajduje podglądające go oko. I świetnym pomysłem byłoby, gdyby przeor i jego zastępca sugerował, że coś się dzieje z jego głową. Były dwie sceny, które prosiły się o taką sugestię: pierwsza gdy bohater odkrył puste trumny i widzimy atak innego zakonnika, a następnie bohater budzi się we własnym łóżku. Lepszym wyjściem moim zdaniem byłoby pokazać pustą trumnę, ściemnienie i poranek w jego łóżku. Tak samo gdy nasz dzielny milicjant odnajduje ciała zaginionych kobiet, a zastępca przeora go na tym przyłapuje. Jak mocna byłaby ta scena, gdyby brat Piotr spojrzał do środka pomieszczenia i stwierdził, że nic tam nie ma?

Tutaj od razu dodam, że żaden twist w tym filmie nie działa. To znaczy, że jeżeli widzieliście więcej niż 5 filmów w swoim życiu, to nic was tu nie zaskoczy, bo wszystko jest raczej oczywiste.

Osobny akapit dla zakończenia, które jest dość specyficzne. Sam jestem zdania, że najbardziej przerażające jest to czego nie widzimy. Gdy w filmie „Obcy” Xenomorf pojawia się w cieniu i widzimy go tylko przez moment, to straszy bardziej, niż pokazany w całej okazałości. Tutaj scenarzyści pod koniec postanowili jednak wszystko pokazać, łącznie z diabłem i mam wrażenie, że nie była to zbyt dobra decyzja. Odziera to trochę z tajemnicy i z niepokoju, który towarzyszy przez część seansu. Osobiście wolałbym trochę niedomówienia, coś w stylu ręki diabła wystającej z za drzwi. Z kolei ostatnie sceny są mocno plastyczne, przywodzą na myśl obrazy Beksińskiego i podejrzewam, że to była dość wyraźna inspiracja.

Ostatnia Wieczerza
Netflix

Czy „Ostatnia Wieczerza” to dobry pomysł na Halloween?

Słowem podsumowania: uważam, że jest to dość dziwna produkcja. Scenarzyści mieli pomysł, ale sami do końca – mam wrażenie – nie wiedzieli, co chcą z nim zrobić. Z jednej strony mamy tu mroczne sceny, a z drugiej kontrast w postaci piosenki z lat 80 oraz sugestie, że przeor robi biznes na egzorcyzmach. Rozumiem, że to miało stworzyć odpowiedni klimat i oddać ducha epoki, ale gdzieś mi się to kłóci. Jednak mimo tych wszystkich wad nie bawiłem się źle na seansie. W pewnych momentach film mnie zaintrygował i zaciekawił. Więc proponuję obejrzeć ten film jako pierwszy podczas wieczoru halloweenowego, a potem przejść do lepszych produkcji.

Ostatnia Wieczerza
Netflix
Ostatnia wieczerza – recenzja polskiego horroru
Tagi:        
Avatar photo

Bartosz Krzywosz

Chciałbym mieszkać w South Parku, a pracować w Dunder Mifflin. Lubię kosmiczne przygody, pośmiać się i wypić piwo z przyjaciółmi. Wielki fan kina gangsterskiego oraz dawnego kina PRL. Chociaż Kilera też lubię. :) A boję się tylko dwóch rzeczy: że niebo spadnie mi na głowę i że przyjdzie po mnie Pickle Rick.