Cobra Kai, sezon 5 – recenzja

Artykuł zawiera spojlery z serialu Cobra Kai

Przypomnijmy sobie co stało się pod koniec 4. sezonu: Cobra Kai wygrało turniej, Lawrence i LaRusso zgodnie z umową zamykają swoje Doja. Z kolei Kenny z ofiary stał się agresorem, co dość mocno odczuł młody LaRusso, a Silver przy pomocy podstępu pozbył się swojego mentora Kreesa z doliny i wsadził go do więzienia. Miguel poświecił turniej żeby jechać do Meksyku i odnaleźć ojca, a za nim ruszył Johnny Lawrence ze swoim synem. Larruso nie zamierza odpuścić Cobra Kai i ściąga posiłki z Okinawy w postaci Chozena. Innymi słowy: wątków sporo a odcinków mało. Zobaczmy zatem, jak scenarzyści sobie poradzili z tym bałaganem. 

Mexico

Przez pierwsze odcinki niestety akcja wyraźnie zwalnia. Cały pobyt na południe od USA uważam za lekko zmarnowany czas antenowy. Co prawda Johnny robi co może, żeby coś odwalić, ale same poszukiwania ojca przez Miguela są – no cóż – absurdalne. Wyobraźcie sobie, że nasz młody bohater po prostu szwenda się po Meksyku szukając kogoś o imieniu Hektor, bo tylko tyle wie o swoim ojcu. I ja nie żartuję! On dosłownie zaczepia mężczyzn o tym imieniu podejrzewając pokrewieństwo. A twórcy, wyraźnie wyznając holistyczne poczucie przeznaczenia, doprowadzają do spotkania tatusia z Miguelem. Co prawda było parę zabawnych momentów, jak spotkanie z surferami czy walka na gali MMA. Ale zdecydowanie nie tego oczekuję od tej produkcji. Na szczęście scenarzyści doszli do podobnego wniosku i szybko nasi bohaterowie wrócili na amerykańską ziemię. Niestety również akcja w dolinie mocno zwalnia podczas tych odcinków. Teoretycznie widzimy, jak LaRusso i Chozen planują pokonać Silvera, ale w sumie poza starciem tego ostatniego z pracownikami Cobra Kai nic ciekawego się nie dzieje.

Cobra Kai: Czy to mój tata? A może to on?
netflix.com

Ojcem być

Punktem zwrotnym w tym sezonie jest moim zdaniem informacja o ciąży matki Migulea, czyli partnerki naszego szalonego kolegi, Johnnego. Jego reakcja to jest to, na co czekali fani. Ewolucja od strachu, poprzez sprzątanie swojego zapuszczonego mieszkania, aż do (co prawda mizernej) próby dorobienia na Uberze. Te ostatnie sceny uważam za jedne z najbardziej zabawnych w całym sezonie. Jego ojcowskie uczucia aktywują się do tego stopnia, że postanawia pogodzić Miguela z Robbiem. Początkowo robił to w stylu zwykłych ludzi, ale udało się dopiero gdy zadziałał po swojemu. Co ciekawe scenarzyści już zakończyli konflikt LaRusso-Lawrence, więc teraz czas na duet Miguel-Robby. Trochę wygląda to tak, jakby scenarzyści kończyli wątki, co może zwiastować koniec serialu, albo zmianę narracji.

Wątek ojcowski w cobra Kai jest silny.
netflix.com

Co tam w Dojo Cobra Kai?

W Cobra Kai zaszły spore zmiany. Pod przywództwem Silvera dojo się rozrasta na cały kraj. Niestety sam Silver w moim odczuciu jest bardzo groteskowym przeciwnikiem. Bogaty, wpływowy, ściąga swoim prywatnym samolotem mistrzów karate z Azji. Według mnie o wiele lepszy był Kreese, który owszem był socjopatą, ale posiadał też pewien ludzki wymiar. Tutaj nasz białowłosy kolega jest zbyt nierealny. Dodatkowo jest jak na mój gust zbyt makiaweliczny. Jego plan żeby pokonać LaRusso jest tak diaboliczny i genialny, że nie powstydziłby się go mistrz strategii Napoleon. Dziwnym zabiegiem scenarzystów jest też to, że Danny-san bez problemu daje się podpuścić i wpada w jego sidła, bo dotychczas LaRusso był pokazywany jako ten mądry i rozważny. Co prawda sama końcówka to przegrana Silvera, ale wydaje mi się, że scenarzyści znowu rozegrali to absurdalnie. Członkowie tego Dojo opuszczają swojego Sensei, bo okazało się, że ten zapłacił sędziemu za wygraną w konkursie z poprzedniego sezonu. Mam jednak podejrzenie, że żołnierze Cobra Kai niespecjalnie przejmują się uczciwością.

Chozen - nowy ulubieniec widzów
netflix.com

Podsumowanie

Czy to zły sezon tego serialu? Absolutnie nie. Mimo mojego narzekania na absurdy, czy pewne zgrzyty ogląda się to bardzo dobrze. Świetną robotę robi Chozen (wielka rola Yuji Okumoto), który jest swoistym odkryciem tego sezonu. Każda scena z nim to perełka. I mimo, że świetnie się bawiłem, to muszę powiedzieć uczciwie, że w tym sezonie było mniej karate oraz mniej młodych karateków. Wręcz miałem wrażenie, że scenarzyści lekko na siłę pokazują nam Hawka czy Demetriego. Kompletnie zmarnowany wątek Kreesa w wiezieniu też obciąża ich konto. W zasadzie mógłby to być finałowy sezon tego serialu i byłoby to całkiem fajne rozwiązanie. Niestety końcowe sceny z Kreesem poza tym, że po raz kolejny są absurdalne, sugerują powstanie 6. sezonu. Tak samo, jak motyw mistrzostw świata w karate. Ja na pewno go obejrzę, ale wyraźnie widać, że scenarzyści pomału łapią zadyszkę. Oby nowy sezon stanowił nowe otwarcie, bo co prawda bawiłem się wyśmienicie, ale rysy są coraz wyraźniejsze.

Cobra Kai, sezon 5 – recenzja
Tagi:        
Avatar photo

Bartosz Krzywosz

Chciałbym mieszkać w South Parku, a pracować w Dunder Mifflin. Lubię kosmiczne przygody, pośmiać się i wypić piwo z przyjaciółmi. Wielki fan kina gangsterskiego oraz dawnego kina PRL. Chociaż Kilera też lubię. :) A boję się tylko dwóch rzeczy: że niebo spadnie mi na głowę i że przyjdzie po mnie Pickle Rick.