Andor – odcinki 9-11, recenzja

Recenzja zawiera spoilery z serialu Andor.

Pod koniec poprzedniego odcinka Andor gnije w więzieniu i jest to sytuacja w pewnym sensie komiczna. Jest jednym z najbardziej poszukiwanych ludzi w Galaktyce, a władza nawet nie wie, że już został aresztowany. Równolegle inne wątki okazują się coraz ważniejsze…

Jak Cassian Andor radzi sobie w życiu?

Odpowiedź brzmi: jak na głównego bohatera przystało, czyli całkiem nieźle. Więzienie okazuje się być miejscem nad wyraz posępnym, gdzie mami się osadzonych obietnicą wolności w zamian za posłuszeństwo przy pracy przymusowej, a nieposłusznych łamie się brutalnością. Ale gdy wychodzi na jaw, że więzienie można opuścić tylko w trumnie, to Andor razem z Kino Loy (w tej roli świetny jak zwykle Andy Serkis) i resztą więźniów ucieka z kicia.

Andor i Gollum. :)
Źródło: Disney+

Powyższy opis mógłby sugerować, że przez trzy odcinki działo się niewiele. I trochę w tym prawdy, bo fabuła rozwija się bardzo spokojnie. Powolutku dowiadujemy się, jak działa więzienie i jak traktuje osadzonych. Oznacza to też, że postacie – nawet drugoplanowe – dostają kilka minut, by zrobić coś ważnego dla fabuły, a nie tylko wyglądać (jak umierający z wyczerpania i starości Ulaf). Daje to też czas na wchłonięcie klimatu i na to, by Andor mógł przeżyć coś, co go zmieni. Bo że zmieni, to jest pewne. W późniejszych przygodach jest w pełni oddanym sprawie rebeliantem i scenarzyści muszą pokazać jego przemianę. Ważne jest, by zrobili to w sposób wiarygodny.

Jak działa imperialny fiskus?

To, co najbardziej mnie zaskoczyło, to dwa inne wątki, które okazują się być dość ważne, a które początkowo zignorowałem. Pierwszy z nich, dotyczy finansowania działań rodzącej się Rebelii z prywatnej kasy senator Mon Mothmy. Okazuje się, że działania, które wcześniej można było robić bez wzbudzania zainteresowania galaktycznego fiskusa, nagle okazują się być bardzo niebezpieczne. Imperialny urząd skarbowy zaczyna interesować się dziwnymi transakcjami i senator musi na gwałtu-rety ratować swój tyłek pożyczając dużą sumę i uprawiając kreatywną księgowość.

Andor: Mon Mothma i jej dylematy
Źródło: Disney+

Oczywiście nie jest to proste, bo kryształowo czysta osoba musi nagle zanurzyć się w bagnie podejrzanych interesów i bandziorów działających w białych rękawiczkach. Na domiar złego jeden z nich w zamian za pożyczkę żąda aranżowanego małżeństwa między swoim synem i córką Mon Mothmy.

Przyznaję, że trochę mnie to zaskoczyło. Dylematy i trudne decyzje oraz postać, która do tej pory wydawała mi się nijaka? Dla mnie to duży plus. Tak trzymać.

I kto tu jest tym złym?

W miarę rozwoju fabuły dostajemy jeszcze jeden wątek, który umownie mógłbym nazwać „Zagrania szpiegowskie”. Luthen okazuje się być całkiem ważny dla Rebelii i bawi się w kotka i myszkę z imperialnym wywiadem. Niczym lord Varys z lubianego przez redaktora Bartasa innego serialu Luthen posiada wszędzie wtyczki, wszystko wie i manipuluje ludźmi. Potrafi pokazać pazurki i być groźnym, by jego „kret” w imperialnej centrali ciągle dostarczał mu wiadomości.

Duży plus dla Stellana Skarsgårda, który wciela się w rolę Luthena. Jako aktor świetnie zagrał scenę z monologiem, w którym tłumaczy swoje poświęcenie i to, kim się stał. Naprawdę coraz bardziej lubię tego aktora.

Andor: Stellan Skarsgård żadnej roli się nie boi
Źródło: Disney+

Wracając do fabuły: oczywiście wywiad imperium nie jest w ciemię bity i też kombinuje, jak by tu zaszkodzić „już-prawie-Rebelii”. Udaje im się przechwycić rebeliancki statek z załogą, ale zamiast zamknąć sprawę wykorzystują go jako przynętę. I to tez bardzo mi się podoba. Nareszcie Imperium nie jest pokazywane jak banda głupców, którzy nie potrafią trafić z blastera w cel przed nimi. Cała akcja ma cechy śmiertelnie groźnej, ale i inteligentnej rozgrywki, gdzie każda ze stron stara się przewidzieć ruchy przeciwnika i go uprzedzić.

Troszkę tylko nie rozumiem, dlaczego w serialu zobaczyliśmy Sawa Gerrerę (w tej roli powracający Forest Whitaker). Na razie mam wrażenie, że nie odgrywa większego znaczenia i jest tylko po to, żeby cieszyć oko fanów.

Co nieco o scenariuszu i fabule

Po obejrzeniu kolejnych odcinków serialu Andor, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że twórcy z pełną świadomością i rozmysłem tworzą taką strukturę scenariusza, która całkiem mi odpowiada. Wątki i postacie są wprowadzane stopniowo i dopiero w miarę rozwoju historii, niektóre z nich są bardziej zaznaczane i rozwijane. To dobre podejście, bo nie powoduje we mnie poczucia ani zagubienia, ani chaosu (jak w pewnych innych produkcjach na platformie Disney+).

Andor: A ten tu po co?
Źródło: Disney+

Co przez to rozumiem? Cóż… Pierwsze odcinki skupiały się na postaci tytułowego bohatera. Tym, skąd pochodzi, jakie są jego motywacje, itd. No wiecie… Takie klasyczne zawiązanie fabuły. Dopiero potem okazywało się, że Andor działa w kontekście całego świata, a widzom przybliżano kolejne postacie. Luthen pojawił się nie od razu, początkowo przedstawiano go jako handlarza i dopiero z czasem okazało się, kim jest na prawdę. A jego monolog z 10. odcinka o tym, co musiał poświęcić, bardzo ładnie rozwija i pogłębia tę postać. Tak samo jest z chociażby z Vel, czy senator Mon Mothmą. Gdy po raz pierwszy pojawiły się na ekranie myślałem, że to postacie epizodyczne, albo pełniące rolę mrugnięcia okiem do fanów. Ale każda z nich dostała tło i charakter oraz rozterki, a to bardzo mi się podoba.

Podobnie jest z wątkami. Na samym początku to Andor grał pierwsze skrzypce, ale z czasem, na pierwszy plan zaczęło wychodzić coś innego, a mianowicie transformacja świata. Dla niewtajemniczonych (o ile takie osoby jeszcze istnieją): kilka lat wcześniej w Galaktyce nastąpił przewrót i do władzy doszedł Palpatine, czyli persona brutalna i pamiętliwa. Republika, będąca w miarę bezpiecznym miejscem, zmieniła się w Galaktyczne Imperium, trzymające władzę i posłuch opresjami i torturami. W czasach, w których dzieje się akcja serialu Andor budzi się do życia opór mieszkańców, który potem wykształci się w znaną z filmów Rebelię.

Andor: Galaktyczni naziści
Źródło: Disney+

W pierwszych odcinkach tego nie zauważałem, ale im więcej seansów mam za sobą, tym więcej scenarzyści pokazują nam brutalność władzy i to, do czego ta jest w stanie się posunąć. Po ostatnim odcinku miałem nawet wrażenie, że przygody Cassiana Andora są tylko pretekstem do tego, by pokazać zarówno to, jak i fakt, że nic nie jest czarno-białe. W końcu Luthen – było nie było przeciwnik Imperium – stosuje te same metody działania. Jest nawet w stanie poświęcić kilkudziesięciu swoich ludzi tylko po to, żeby chronić resztę i żeby Rebelia przetrwała.

Innymi słowy: zauważam w scenariuszu pomysł i konsekwencję. Po obejrzeniu Mecenas She-Hulk to jest coś, czego bardzo mi brakowało…

Czy Andor jest ok?

Serial Andor cierpi na kilka grzechów. Największym jest chyba to, że jest prequelem do prequela, a więc z góry wiadomo, co będzie się działo z niektórymi postaciami i jak zmieni się świat w przeciągu kilku lat. Z dużą dozą pewności mogę też przewidzieć, co się stanie z bohaterami, jak Luthen, o których później nic nie słychać (zginą!). 😉 Ale muszę powiedzieć, że pomimo tego opowiada dość dojrzałą i dorosłą historię o brudnym i brutalnym świecie. Na pewno lepiej przedstawioną niż w Łotrze 1, czyli pełnometrażówce, w której też pojawił się Cassian Andor. Wprawdzie nie czuję tu ducha przygody znanego pierwszych filmów i atmosfery zabawy George’a Lucasa, ale moja trzynastoletnia pociecha (największy znawca Star Warsów w rodzinie) jest zadowolona.

Gdybym jeszcze wiedział, po co skupiać się na tak smętnej postaci, jak Syril. 🙂 Ani on, ani tym bardziej jego matka póki co do niczego się nie przydają, a zajmują czas antenowy.

Andor – odcinki 9-11, recenzja
Tagi:                
Avatar photo

Paweł Śmiechowski

Fan dobrej fabuły, z naciskiem na twarde science-fiction. Miłośnik Star Treka i The Expanse, który nie pogardzi klasycznym polskim komiksem, np. Thorgalem. Prywatnie miłośnik melodyjnego rocka i bluesa, co uskutecznia na gitarze.