Andor – odcinek 12: „Rix Road”, recenzja

Uwaga! W artykule znajdują się spoilery z serialu Star Wars: Andor. Czytasz na własną odpowiedzialność. 😉

Za nami finał pierwszego sezonu serialu Andor. Wszystkie wątki znajdują rozwiązanie, wszystkie tajemnice (a nawet jedna więcej) zostają ujawnione. Czy warto było poświęcić czas? I czy finał trzyma poziom wcześniejszych, całkiem niezłych odcinków?

Andor, Andor, co z ciebie wyrośnie...?
Źródło: Disney+

Gdzie jest Andor?

Scenarzyści postanowili, że zrobią klamrę kompozycyjną i finał sezonu będzie się odbywał tam, gdzie serial miał początek, czyli na Ferrix. I jakimś cudem udało się zebrać w jednym miejscu i o tym samym czasie dosłownie wszystkie główne i drugoplanowe postacie.

Przyznaję, że było to dość zabawne. W trakcie oglądania odcinka z moją młodszą pociechą szybko zorientowaliśmy się, że na Ferrix zaczyna się robić tłoczno od rożnych, czasami wrogich sobie frakcji i osób, które nawet nie wiedzą, że są w jednym miejscu. Tylko czekaliśmy, aż zaczną na siebie przypadkiem wpadać, robić zdziwione miny i po chwili znieruchomienia wyciągać blasery. 🙂 Spodziewaliśmy się momentami wręcz lekkiej, slapstickowej komedii.

Andor: Loża szyderców
Źródło: Disney+

Fabularnie zostało to wyjaśnione tym, że Andor był poszukiwany przez wszystkie siły w Galaktyce. Imperium chciało go aresztować w związku z kradzieżą na Aldhani. Luthen i jego pomagierzy kombinowali, jak tu zabić Andora, bo nie byli go pewni i nie chcieli, by ten zdradził tożsamość najważniejszych osób w Prawie-Rebelii. Nawet Syril, czyli snująca się przez większość czasu antenowego maruda, chciał się odegrać na Andorze za niepowodzenie podczas próby aresztowania. I wszyscy wiedzieli, że główny bohater na 100% pojawi się na pogrzebie swojej przybranej matki, więc każdy niezależnie od pozostałych postanowił się tam zaczaić.

W tym miejscu mam lekkie zastrzeżenie: scenarzyści mogli zaskoczyć i nie wysyłać Andora w miejsce, gdzie wszyscy na niego czekają. Takie wyjście byłoby bardziej nieoczywiste, ale poszli po najmniejszej linii oporu i główny bohater pojawił się na planecie, gdzie niczym ninja musiał przemykać się między – znowu tradycyjnie ślepymi – szturmowcami i resztą postaci.

A najlepsze, że pomimo takiego nagromadzenia niebezpieczeństw absolutnie nic złego mu się nie przytrafia. Umyka Imperium, ratuje Bix z więzienia, a dodatkowo przekonuje do siebie Luthena i razem wspólnie odlatują ku zachodzącemu słońcu, by wspólnie walczyć ze złem. No sielanka, jakich mało i tym się odrobinę zawiodłem. Wątek głównego bohatera był niestety przewidywalny.

Zaskoczenie w innym wątku

O ile zakończenie przygód głównego bohatera było dość oczywiste, o tyle wrażenie zrobiła na mnie historia poboczna, która – jak mi się wydaje – była trochę traktowana po macoszemu. W serialu z odcinka na odcinek widać, jak Mon Mothma z osoby chyba lekko naiwnej i wierzącej w dobro zmienia się w kogoś szemranego, która jest w stanie robić coś podłego.

Mon Mothma wiedziała, że szofer jest szpiegiem. Wydaje mi się, że specjalnie wykorzystała okazję, odwróciła uwagę Imperium od siebie i swoich kłopotów, a zrobiła to wsypując męża. Do tego porozumiała się z gangsterami i poświęciła córkę, wpychając ją w aranżowane małżeństwo z jednym z bandziorów. Wow… Niby wiadomo, że jej małżeństwo nie było idealne, a córka sprawiała problemy wychowawcze. Ale mimo wszystko… Wow…

Andor: Zaskakująco najbardziej pasujący mi wątek, czyli co zrobi Mon Mothma.
Źródło: Disney+

To, co robi Mon Mothma bardzo ładnie komponuje się z postacią Luthena. Oboje działają dla Rebelii i wszelkimi dostępnymi środkami próbują zaszkodzić Imperium, ale Luthen ma jednak sporo już za sobą. W imię mniejszego zła jest gotów poświęcić życie 30 swoich ludzi. Wie doskonale, że jego metody są w zasadzie takie same, jak tych, z którymi walczy. Wie, co oznacza poświęcenie i wie też, że w zasadzie nie ma już dla niego odkupienia, co świetnie słychać w monologu w 10. odcinku.

Mon Mothma jest dopiero na początku tej drogi i jeśli nic się nie zmieni, to stanie się taka, jak Luthen. Bezwzględna, cyniczna i gotowa zabić lub oddać własną, ukochaną córkę, by osiągnąć jakiś „wyższy” cel. Bomba!

Andor: podsumowanie

Ostatni odcinek serialu Andor jest dość przewidywalny, ale jako całość, serial pozytywnie mnie zaskoczył. Po dość kiepskim w mojej opinii Book of Boba Fett i rozbrajająco słabym Obi-Wanie Kenobim dostajemy coś, co przez większość czasu jest niezłą fabułą. Powolne tempo pozwala błyszczeć drugoplanowym postaciom i dać czas widzom na wchłonięcie wszystkich ważnych informacji. Brutalność otoczenia i ciężki klimat – choć nie do końca kojarzą mi się z Gwiezdnymi Wojnami – to jednak nawet tu pasują i podkreślą ładnie, jak działają autorytarne systemy władzy.

Andor: Zły i bezwzględny Luthen
Źródło: Disney+

Inni chyba myślą podobnie. Portale z ocenami seriali, jak Metacritic czy Rotten Tomaoes podają, że średnia wystawianych ocen kształtuje się w okolicach 80-90 punktów na 100, i to zarówno od fachowców, jak i od zwykłych widzów. To wszystko powoduje, że dostaniemy kontynuację, bo potwierdzono produkcję drugiego sezonu, który zobaczymy w 2024 roku.

Niespodzianka na koniec

We wstępie wspominałem o „jednej więcej” tajemnicy i chyba warto wyjaśnić, co miałem na myśli. Po napisach pojawia się dodatkowa scena, która z jednej strony wyjaśnia, co budował Andor w więzieniu, a drugiej wiąże serial z oryginalną trylogią. Sześcioramienne konstrukcje są częścią Gwiazdy Śmierci. Osobiście mocno mnie to zaskoczyło, bo przez klimat serialu chyba podświadomie traktowałem go jak coś oddzielnego, a dopiero ta scena spowodowała, że połączyłem Andora z najbardziej rozpoznawalnymi elementami gwiezdnowojennymi. Ale ja, to tylko ja. Fani uniwersum się jarają i o „fajności” Andora w ogólności, a także o pojawieniu się Gwiazdy Śmierci w szczególności słyszę i w domu, i w pracy… (Pozdrawiam Asię!)

Andor: A teraz fani robią "wow!"
Źródło: Disney+
Andor – odcinek 12: „Rix Road”, recenzja
Tagi:                
Avatar photo

Paweł Śmiechowski

Fan dobrej fabuły, z naciskiem na twarde science-fiction. Miłośnik Star Treka i The Expanse, który nie pogardzi klasycznym polskim komiksem, np. Thorgalem. Prywatnie miłośnik melodyjnego rocka i bluesa, co uskutecznia na gitarze.