Wednesday, sezon 1 – recenzja

Recenzja zawiera spoilery z pierwszego sezonu serialu Wednesday.

Od razu przyznam, że jestem wielkim fanem wszystkich produkcji o rodzinie Addamsów. Wobec tego, gdy zobaczyłem trailer Wednesday, postawiłem w redakcji sprawę jasno: ja się tym zajmę. Mój ci on! (Ten serial.) 😉 Dodatkowo nakręcił mnie fakt, iż jest to produkcja twórcy, którego pokręcona wyobraźnia trafia do mnie, jak rzadko która, czyli Tima Burtona (Batman, Powrót Batmana, Edward Nożycoręki). Z kolei po obejrzeniu początkowego fragmentu serialu byłem gotów ogłosić, że mam kandydata na serial roku. Gdy zobaczyłem Wednesday w zwykłym amerykańskim liceum z torbami pełnymi piranii, zachwyciłem się szansą na konfrontacje tej dziwnej rodzinki w zwykłej szkole. Bo musicie wiedzieć, że właśnie za to cenie tę serię, czyli starcie: dziwaczni Addamsowie vs „normalna” reszta. Niestety już w pierwszym odcinku mi to zabrano. 

Wednesday i Enid, super para!!!
Źródło: Netflix

Fabuła

Muszę przyznać, że historia Wednesday w akademii Nevermore była na tyle ciekawa, że w pewnym momencie dość mocno się wciągnąłem. Kolejne pytania co odcinek, tajemniczy potwór i inne niespodzianki – całkiem fajnie to wszystko działa na wyobraźnię widza. Będę szczery: tak, jak pisałem we wstępie, nie byłem zachwycony, gdy główna bohaterka została wyrzucona z liceum i trafiła do starej szkoły swoich rodziców. W sumie dość istotnym jest pytanie, dlaczego nie posłali do tej szkoły swoich dzieci od początku. Jak się okazuję w Akademii Nevermore uczą się gorgony, syreny, wilkołaki i inni nieprzystosowani do normalnego życia. Szybko się się dowiadujemy, że w lesie grasuje tajemniczy potwór, ktoś poluje na naszą protagonistkę, a za tym wszystkim stoi większy plan.

Czy to dobra fabuła? Użyłbym słowa: poprawna. Teoretycznie wszystko w niej pasuje, są podawane mylne tropy co do antagonisty, spokojnie przez pierwsze odcinki można dać się ponieść fabule. Jednak mam wrażenie, że im bliżej końca sezonu tym tempo historii spada, a sam finał był dla mnie zbyt statyczny. Niby się coś tu działo, była walka, ale to wszystko poszło za łatwo, tak jakby scenarzyści chcieli szybko zakończyć sezon.

Muszę też jako fan Addamsów wspomnieć o tym, co mocno mnie bolało. Otóż – jak wspomniałem już dwukrotnie – dla mnie esensją tej serii jest wrzucenie tej dziwacznej rodzinki na przedmieścia Ameryki i oglądanie, co z tego wyniknie. Decyzja o przeniesieniu akcji do Nevermore powoduje, że niestety dziwność Wednesday się rozmywa. Zaryzykuje nawet stwierdzenie, że jest w tym środowisku najnormalniejsza, no bo jak inaczej na to spojrzeć, jeśli skoro jej współlokatorka to wilkołak, a jej chłopak to gorgona, który sam zamienił siebie w kamień? Mamy tu syreny, które mogą zaczarować każdego swoim głosem, a pani dyrektor jest zmiennokształtna niczym Odo ze Star Trek: DS9. Jedyną mocą Wednesday jest czarny humor, karate i Rączka. Warto tu też zauważyć, że dość sporo wątków jest poświęcona właśnie tematowi inności i kogo należy się bać (czy tych normalnych, czy absolwentów Nevermore).

Doceniam natomiast pokazanie początków miłości Gomeza i Morticii oraz wątek poszukiwania siebie i wyzwolenia się spod skrzydeł matki. Chociaż tego ostatniego wątku było trochę za dużo moim zdaniem. Wednesday narzeka na rodzicielkę, starcie Enid i jej matki było przerażające, a na koniec okazało się, że jeszcze do tego Bianca ma problemy z matką.

Słynny taniec. Na mnie nie zrobił wrażenia.
Źródło: Netflix

Klimat

No dobra. Wiemy już co z fabułą, ale czy Tim Burton zrobił to, co umiał najlepiej? Moim zdaniem nie. Mam wrażenie, że Netflix zapłacił za nazwisko, ale zdecydował uciąć mu skrzydła. Nie uświadczymy tu gotyckiego klimatu i wizji podobnej np. do Edwarda Nożycorękiego czy Batmana. Gdzieś to wszystko ginie w potoku studenckich problemów, pierwszych miłości i polowania na potwora.

Za to oklaski należą się Jennie Ortedze, która swoją kreacją zbudowała niesamowity klimat. Zdaje sobie sprawę, że granie tej postaci nie jest jakoś niewiarygodne trudne, ale udało jej się dodać pewnych ciekawych cech córce Gomeza. Zasadniczo wszyscy odpowiadający za casting spisali się genialnie. Rodzice Wednesday czy pani dyrektor, to klasa sama w sobie. Osobne pochwały kieruje do Enid, która była pięknym kontrastem dla Wednesday, no i miłym akcentem był angaż Christiny Ricci znanej między innymi z filmu Rodzina Addamsów sprzed lat, gdzie sama grała Wednesday. Trochę natomiast przeszkadzał mi wujek Fester. Nie zrozumcie mnie źle. Aktor zagrał tę postać dobrze, ale po prostu mi nie pasował do reszty obsady, która stała na moim zdaniem wyższym poziomie.

Piękne nawiązanie do Carrie.
Źródło: Netflix

Czy polecam Wednesday?

Na tak postawione pytanie jest tylko jedna odpowiedź: tak. Mimo pewnych zgrzytów i braku klimatu Tima Burtona bawiłem się całkiem dobrze podczas oglądania tego serialu. Trochę szkoda skrętu w Young Adult, ale mimo to produkcja całkowicie jest w stanie się obronić, chociaż dla mnie nadal w kategorii „młodzieżowe przygody fantasy” wyżej stawiam przygody ekipy ze Stranger Things.

Wednesday, sezon 1 – recenzja
Tagi:        
Avatar photo

Bartosz Krzywosz

Chciałbym mieszkać w South Parku, a pracować w Dunder Mifflin. Lubię kosmiczne przygody, pośmiać się i wypić piwo z przyjaciółmi. Wielki fan kina gangsterskiego oraz dawnego kina PRL. Chociaż Kilera też lubię. :) A boję się tylko dwóch rzeczy: że niebo spadnie mi na głowę i że przyjdzie po mnie Pickle Rick.