Wiadomo, nowy rok to czas podsumowań, więc i my, w naszej młodej redakcji, postanowiliśmy rozliczyć miniony rok 2022. Zaczynamy od seriali, których obrodziło naprawdę wiele. Tytuły srogie, premier mnóstwo, krótko mówiąc było co oglądać. Postanowiliśmy, że każdy z nas przedstawi swoje top 5 najlepszych i najgorszych seriali, które miały premierę w ubiegłym roku. Innych zasad nie ma, może oprócz tego, że wypowiadamy się na temat produkcji, które rzecz jasna widzieliśmy. Zapraszamy zatem do zapoznania się z naszymi typami i już zapraszamy na ranking dotyczący filmów.
Ranking najlepszych seriali według Wookiego
Na wstępie powiem jedynie, że nie było łatwo, bo w tym roku naprawdę premier solidnych produkcji było sporo. Dlatego do wielkiej piątki nie załapały się chociażby trzeci sezon Love, Death + Robots, albo świetny i świeżutki jeszcze Peripheral, którego recenzji spodziewajcie się niebawem. Ba! Z listy wypadł nawet świetny trzeci sezon Ricka i Morty’ego, czy moja rewelacja początku roku czyli Peacemaker. No i pojadę kontrowersją, bo ani trzeci sezon The Boys oraz głośny Ród Smoka też się ostatecznie w piątce nie znalazły, choć walczyły dzielnie. Co ciekawe, większość pozycji to seriale nowe i sam w sumie sobie się dziwię. 😛
5. Star Trek Strange New Worlds, sezon 1 / Star Trek: Lower Decks, sezon 3
Tak, wiem. Pierwsza pozycja i już oszukuję, ale bardzo ciężko było mi wybrać, który z tych Star Treków zasługuje na to miejsce bardziej. Oba, mimo tak odmiennej formy i treści, zasługują nie tylko na moje top 5, ale też na miano prawdziwego Star Teka, za którego nie wstydziłby się Gene Roddenberry. Lower Decksy zapewniły mi to, co zawsze, czyli sporo humoru i ogrom nawiązań do uniwersum. Bawi mnie to z jednej strony, a z drugiej jestem pełen podziwu, bo okazuje się, że jednak są scenarzyści, którzy znają materiał źródłowy i wiedzą, jak z niego czerpać garściami z szacunkiem i pełnią kompetencji. Strange New Worlds może nie jest aż tak doskonały, jak animowany starszy brat, ale ma w sobie to coś, jest to w końcu aktorski Star Trek, który zwyczajnie daje radę i udowadnia, że procedural to po prostu środowisko naturalne tego uniwersum. Do tego nacisk na rozwój postaci, kilka solidnych odcinków i kapitan, który nie powoduje u mnie cringe’u. No i czekam na przyszłoroczny cross-over tych dwóch seriali.
4. Wielka Woda
To się po prostu musiało udać – ekipa rewelacyjnego Rojsta zabiera się za serial katastroficzny. Doskonała realizacja, świetny scenariusz i aktorstwo, no i temat główny, czyli Powódź Tysiąclecia, której byłem świadkiem i bardzo dobrze pamiętam. Efekty specjalne, jak na polskie realia, mnie wręcz wbiły w fotel, a charakteryzacja Anny Dymnej to arcydzieło. Brawa dla całej ekipy i czekam z niecierpliwością na kolejny sezon Rojsta.
3. Stranger Things, sezon 4
Jakby ktoś mnie zapytał na początku roku, co będzie moim numerem jeden, to w ciemno strzeliłbym, że czwarty sezon Stranger Things. A tymczasem dostał się jedynie na najniższy stopień podium. Sezon jest świetny, o czym z resztą możecie przeczytać w mojej recenzji. Dla mnie ten sezon ustępuje jedynie pierwszemu. Jest emocjonalnie, epicko i cały czas czuję tu klimat serii. I od razu możecie pytać, co będzie moim top 1 w 2024, a ja odpowiem: finalny sezon Stranger Things.
2. Severance, sezon 1
Oto mój pierwszy totalny blast mentalny 2022 roku. Na początku serial ujął mnie świetnym pomysłem i abstrakcją przedstawianych sytuacji. Później doszedł doskonały scenariusz i obsada. Historia korporacji, w której można się zatrudnić jedynie wówczas, gdy postanowimy całkowicie rozdzielić swoje życie zawodowe od życia prywatnego do tego stopnia, że mamy de facto dwie osobowości, które o sobie nic lub nie za wiele wiedzą, po prostu mną pozamiatała. Co ważne, tego potencjału nie zmarnowano i dostaliśmy wciągający serial, z przemyślanymi postaciami i świetnie zaprojektowanym w najdrobniejszym szczególe świecie przedstawionym.
1. Sandman, sezon 1
Pewnie wielu zaskakuje to miejsce, ale dla mnie nie mogło być inaczej. Nie pamiętam, kiedy ostatnio serial wciągnął mnie tak bardzo, że oglądałem go do białego rana. A opowieść o bóstwie królestwa snów właśnie to osiągnęła. To nie wszystko – bo już zabrałem się za kolekcjonowanie i oczywiście czytanie materiału źródłowego, czyli komiksu Neila Gaimana. Odcinki ze Śmiercią i Hobem Gadlingiem, albo 24/7 to jest wręcz mistrzostwo i chociażby dla nich trzeba koniecznie obejrzeć ten serial. Po szczegóły moich zachwytów zapraszam do recenzji. 😀
Ranking najgorszych seriali według Wookiego
Nie byłbym sobą, gdybym i tutaj nie ponawijał co nieco o tytułach, które były bliskie pojawienia się na tej liście. Gdyby nie fakt, że po niecałym pierwszym odcinku totalnie odpuściłem sobie ten serial, to bezapelacyjnym numerem jeden byłby Blockbuster. Absolutnie nie dało się tego oglądać i podziwiam Bartasa, że obejrzał całość. Do prequela Wiedźmina nawet nie podchodzę, dlatego też mu się poszczęściło i się nie załapał. Przez chwilę rozważałem Wednesday, bo nieco rozczarował mnie ten serial. Tak: świetna rola i postać tytułowa, ale brakowało mi tu „adamsowości” i klimatu Burtona, o „young adult”, który mnie mierzi zawsze, nie wspominając.
5. Halo sezon 1
Czekałem na ten serial i powiem więcej, na początku mnie urzekł i nawet wciągnął. Czułem tu klimat gier komputerowych i wyglądało na to, że dostaniemy całkiem udaną adaptację. Niestety zakończenie to już koszmar i scenarzyści popłynęli bardzo, ale to bardzo mocno. Brak tytułowego Halo w serialu pod tytułem… Halo i dziwne białowłose wiedźmy na środku pustyni z teleportem w dziurze w ziemi przelały szalę goryczy. Potencjał był, główny bohater dawał nawet radę, ale drugi wątek jest tragiczny i całkowicie zbędny, no i gdzie do jasnej cholery jest to Halo. 😛 Po więcej szczegółów odeślę, do naszej recenzji.
4. Pierścienie Władzy, sezon 1
Mam wrażenie, że na temat kiepskości tego serialu napisano już wszystko, także na łamach Geekosfery. Czy są pozytywy? Jak najbardziej. Ja doceniam podjęte próby powiązania tej historii ze światem stworzonym przez mistrza Tolkiena. Brakuje tu jednak porządnej historii, czy szacunku do chronologii Śródziemia. No ta i wkurw… denerwująca Galadriela, której motywacje są nie do końca zrozumiałe bez znajomości Silmarilionu. To wskazuje zwyczajnie na niewystarczające umiejętności teamu scenarzystów. Brakuje też epickości i wielu wielu innych aspektów, o których przeczytacie w recenzjach odcinków redaktora Śmiecha.
3. Star Trek Picard, sezon 2
Niestety, ale jak już jesteśmy przy marnowaniu potencjału, to Picard już drugi sezon z rzędu jest w tym perfekcyjny. I bardzo mnie to boli, bo to jest rozmienianie na drobne ikonicznej postaci z uniwersum. Co z tego, że w przeciwieństwie do łajna jakim jest Star Trek Discovery, tutaj są podejmowane próby powiązania historii z uniwersum, skoro znowu trzon historii jest zwyczajnie głupi. Nawet Q tutaj nie pomoże, jak nie ma pomysłu na fabułę. Zakończenie jest totalnie rozczarowujące, a mogło być takim ogromnym ładunkiem nostaligczno-emocjonalnym, że mógłby zaginać czasoprzestrzeń. Szkoda, bo na trzeci sezon już nie czekam i nie łudzę się, że będzie dobry. Moje serduszko starego trekera płacze.
2. The Orville, sezon 3
Dla mnie Orville był najlepszym Star Trekiem aktorskim do czasu powstania Strange New Worlds. Fajny procedural, z mocno trekowymi w duchu historiami w nieco lżejszym klimacie. Tak było do drugiego sezonu włącznie. Potem nadszedł długi wyczekiwany sezon trzeci i coś nie pykło krótko mówiąc. A co? Przede wszystkim zaszkodziło temu serialowi wydłużenie czasu odcinków. Mając tyle czasu na epizod Seth MacFarlane czasami na siłę, a czasami bez pomysłu dorzucał nadmiarowe treści. W sumie pomysły na same odcinki też zaczęło brakować koncepcji, a Dolly Parton już po prostu przelała czarę mojego zdenerwowania na trzeci sezon. Z bardzo dobrego trekowego serialu Orville stał się czymś po prostu złym i nie do końca wiem, czy powinienem trzymać kciuki za przedłużenie tej agonii o kolejny sezon.
1. Mecenas She-Hulk, sezon 1
Ten serial zwyczajnie nie powinien powstać. On nawet nie ma fabuły. Łamanie czwartej ściany jest tutaj bez sensu, główna postać jest irytująca, a jej origin story to zwyczajne sikanie na całe MCU. Omijać to z daleka, zdelegalizować, wywalić z kanonu MCU, a już na pewno nie przedłużać na kolejny sezon. Jedyny plus jaki widzę w tym serialu, to fakt, że odcinki były krótkie. Gdzie tu sens? Gdzie logika? Gdzie godność człowieka? Masakra. 🙁
Ranking najlepszych seriali według Śmiecha
Dużo było tych seriali w 2022 roku i ciężko wybrać topkę. Szczególnie, że 4 pierwsze pozycje były raczej szybko wybrane, ale miałem problem z piątą. Zastanawiałem się nad Stranger Things, Cobra Kai, albo Orville (sorry Wookie!), bo choć miały swoje wady, to mam do tych tytułów ogromny sentyment i jestem w stanie im sporo wybaczyć. Ostatecznie mój wybór padł na:
5. Wielka woda
Doskonale pamiętam wydarzenia z lipca 1997 roku. Miałem wtedy bardzo dobrych przyjaciół we Wrocławiu (pozdro, Karolina!), a dodatkowo wracaliśmy z wakacji w górach praktycznie dzień po fali powodziowej. Normalnie trasa prowadziłaby nas przez Wrocław, ale wtedy musieliśmy korzystać z objazdów.
Klimat Wielkiej Wody na Netflixie doskonale oddaje to, co zapamiętałem. Strach o życie i dobytek, walkę z wodą. Dużym plusem są zdjęcia, bo CGI trudno odróżnić od prawdziwych historycznych ujęć. Scenariusz świetnie pokazuje to, jak decyzje wpływały na losy, a także że po tych decyzjach trzeba ponieść konsekwencje. No i obawiałem się trochę, by nie pokazano nam sunącej fali i szerokich planów z płynącą wodą, ale na szczęście to widzom dawkowano – zgodnie z myślą, że najbardziej boimy się tego, czego nie widać. Tutaj to nie ujęcia z wodą budują klimat. Gdyby jeszcze pozbyć się sentymentalnego wątku „kto jest matką Klary”, to byłoby jeszcze lepiej.
4. Star Trek: Strange New Worlds, sezon 1
Nie ukrywam, że jestem starym trekkerem. 🙂 Star Trek w ogólności, a The Next Generation, Deep Space 9 i Voyager to dla mnie jedne z najlepszych seriali wszech czasów, więc przynajmniej do pierwszych odcinków Discovery miałem nadzieję na powrót czegoś fajnego. Niestety Discovery, a potem Picard okazały się zaprzeczeniem nie tylko Treka, ale i dobrego serialu, więc moja nadzieja gasła, ale wtedy pojawił się Strange New Worlds i okazało się, że to się całkiem dobrze ogląda. Nie jest to serial idealny, ale ma dużo uroku, a postacie są charyzmatyczne i da się je lubić. Jestem na „tak”!
3. The Peripheral, sezon 1
Z ekranizacjami prozy jest pewien problem. Bardzo często wizjonerskie pomysły trudno przenieść na ekran, a Hollywood potrafiło zabrać się za ekranizację nawet takich krótkich nowelek, jak Złotoskóry Philipa K. Dicka, którą przemielono i rozciągnięto w półtoragodzinny Next z Nicolasem Cagem. I tu dochodzimy do The Peripheral na podstawie noweli Williama Gibsona, który pojawił się na Amazonie i do którego z powyższych powodów podchodziłem dość ostrożnie. A tymczasem okazał się bardzo interesujący. Pomysł na to, że w przyszłości okryją sposób na porozumiewanie się i wpływanie na losy w przeszłości, daje duże możliwości i ciekawe konsekwencje. Ostatecznie całość rozwija się w kierunku dość dużej intrygi, choć nie obyło się bez drobnych wpadek. Dobrze obsadzone role i interesujące postacie (może poza nijakim Wilfem), spójny świat przyszłości. Jest bardzo ok.
2. Andor, sezon 1
Gwiezdne Wojny, podobnie jak Star Trek, nie ma ostatnio dobrej opinii ze względu na… jakby to powiedzieć… niechlujne podejście scenarzystów do nowych odsłon oraz spore braki w konsekwencji czy spójności. I mówię tu zarówno o pełnometrażówkach, ale również o Księgach Boby Fetta, czy tragicznym Obi-Wanie Kenobim. Na całe szczęście do Andora twórcy podeszli inaczej, dając nam serial z zupełnie innym tempem, szansą na rozwinięcie się drugoplanowych postaci oraz praktycznie minimalnym odniesieniem do kanonu. I mówiąc szczerze nawet mi nie przeszkadzało, że to prequel do prequela. A za Andy’ego Serkisa zawsze daję plusa.
1. The Boys, sezon 3
Pojechany humor, dziwne pomysły, nieszablonowe postacie. The Boys od samego początku był serialem brutalnym i przeznaczonym dla dorosłych widzów ze specyficznym poczuciem humoru. Ten serial opiera się na genialnie napisanych i zagranych postaciach (Karl Urban jako Rzeźnik jest świetny). Fabuła wciąga i zaskakuje, a trzeci sezon w niczym nie ustępuje wcześniejszym. Naprawdę mogę polecić. I redaktor Bartas pewnie też o tym wspomni. 🙂
Ranking najgorszych seriali według Śmiecha
Głupio to zabrzmi, ale najgorsze seriale o wiele łatwiej mi się zbierało, niż te dobre. Może dlatego, że tych złych było sporo i bardzo mocno dały się we znaki. Oj, dały… 🙂 A i tak uważałem, bo ostrzeżony przez redakcyjnych kolegów szerokim łukiem omijałem Rodowód Krwi.
5. Ms. Marvel, sezon 1
Marvel z uniwersum kinowym był wspaniałym pomysłem, ale do czasu. Konkretniej, to do końca „trzeciej fazy MCU” i pokonania Thanosa, bo potem wszystko się rypło. Kreatywny i artystyczny projekt zamienił się w maszynę do zarabiania dużej ilości pieniędzy. Ms. Marvel nie jest niczym innym, jak zwykłą reklamówką i przygotowaniem na kolejny film pełnometrażowy. To reklama, a w dodatku taka, za którą musimy zapłacić w formie abonamentu za streaming. Główna postać nie jest zachęcająca, bo to miotająca się nastolatka, która w sumie niczego się przez cały sezon nie uczy (a jej rozterki dotyczące tego, który chłopak bardziej się jej podoba są mizerne). Jedynym atutem produkcji jest w miarę egzotyczna otoczka kultury Pakistanu. To jednak za mało, żebym uznał Ms. Marvel za dobry serial.
4. Star Trek: Picard, sezon 2
Oj, zawiodłem się na Picardzie, bardzo zawiodłem. Ewidentnie producenci nie załapali, że wrzucanie do fabuły kolejnych postaci znanych sprzed wielu lat, to nie jest recepta na sukces, jeśli fabuła leży, a te postacie nijak nie przypominają z zachowania samych siebie. Q jest cieniem, o królowej Borg, albo o Guinan nie wspominając. Jest słabo, przewidywalnie, rozwiązanie intrygi z głównego wątku poraża kretynizmem. A najgorsze w tym wszystkim, że zapowiedziano kolejny sezon, do którego ściągnięto jeszcze więcej starej, dobrej obsady.
3. Pierścienie Władzy, sezon 1
John Ronald Reuel Tolkien stworzył niesamowity świat, którego przełożenie na język ekranu udało się nielicznym, dodatkowo przy ogromnej dawce szczęścia. Gdy jednak w grę wchodzą ogromne pieniądze, to trudne zadanie jest bardzo kuszące… i wtedy wychodzi taki potworek, jak Pierścienie Władzy. Serial, który nijak ma się do wielkości Śródziemia i jego historii. To jednak nie jest najgorsza wada. Tutaj okrutne plemię potrafiące zostawić swoich na śmierć jest pokazywane jako miłe i serdecznie. Główna bohaterka kieruje się zemstą, a jest to postać pozytywna. Nie ma żadnych nieprzewidywalnych zwrotów akcji, bo wszystkie fabularne zakręty można przewidzieć z dużym wyprzedzeniem. Mówiąc wprost fabuła leży i kwiczy, a scenarzyści motają się próbując oszukać widzów, że niby wyprodukowali coś wspaniałego.
2. Obi-Wan Kenobi, sezon 1
Czego dowiedzieliśmy się z serialu o jednym z najbardziej ukochanych postaci z Gwiezdnych Wojen? Cóż… Że przebicie mieczem świetlnym na wylot przez tułów nie szkodzi zdrowiu (trzy postacie tak potraktowano), a także że można przemycić dziewczynkę przeprowadzając ją przez bazę wojskową po prostu ukrywając ją pod płaszczem. Co jeszcze? Że 9-letnie dziecko wspaniale potrafi przez kilka minut uciekać zabójcom przez krzaki w lesie. No i ze generalnie Obi-Wan Kenobi to popierdółka. Nawet mój 13-letni syn, największy spec od Star Warsów w domu, lubiący nawet tak przeciętne pozycje jak Mandalorianin i Księga Boby Fetta, miał podczas oglądania niezły ubaw.
1. Mecenas She-Hulk, sezon 1
Bezapelacyjnie jest to najgorsza i najbardziej śmierdząca kupa, jaka wyszła pod szyldem MCU. Wiem, że Wookie powyżej już wspomniał, co sądzi o tej abominacji, ale muszę napisać cos od siebie. To coś nie ma fabuły i niczego, co wiązałoby poszczególne odcinki w sensowną całość. Za sam pomysł, by kulminacyjny moment, do którego w teorii powinny prowadzić wszystkie „wątki”, rozwiązać poza ekranem – za to scenarzystom powinno się odebrać prawo wykonywania zawodu. Co to za pomysł, żeby wyrzucić do kosza praktycznie wszystko, co się działo przez 90% czasu antenowego i ostatnie kilka minut ostatniego odcinka pokazać jako nie przystające do całości wydarzenia? Błagam! W dodatku CGI kwiczy, dialogi kuleją i brakuje klimatu.
Dodajmy do tego chamską, nachalną i niezrozumiała dla mnie narrację, wedle której codzienne życie normalnych kobiet jest tak samo ciężkie, jak filmowego bohatera, który kilkukrotnie ratował świat i który przez kilkanaście lat żył w strachu i odrzuceniu. Przypomnę, że życie kobiet pokazane na ekranie nijak ma się do tego, jak strasznie się o ich żywotach opowiada. Kobiety w Mecenas She-Hulk to prawniczki, bogate influencerki z linią własnych kosmetyków, itd. Gdzie tu ciężkie życie?
Moja rada: omijać z daleka. No chyba, że chcecie to np. pokazywać więźniom w ramach kary, czy coś. Wtedy… Może…
Ranking najlepszych seriali według Bartasa
5. Star Trek Strange New Worlds, sezon 1
Nie będę oszukiwał, nie czekałem na ten serial. Po tym co zrobiło mi Star Trek Discovery została pewna blizna, a fakt, że ten serial ma być tradycyjnym proceduralem sprawiał, że przede premierą miałem ochotę uciec na Dominikanę niż próbować tego (moim ówczesnym zdaniem) potworka. Jednak za namową pozostałej części redakcji dałem mu szansę i tak oto znalazł się na 5. miejscu moje rocznej listy pozytywów. Nie zrozumcie mnie źle, ten serial jest daleko w tyle za DS9 czy Voyagerem. Jednak zaskarbił sobie moje milsze uczucia tym, że przywrócił mi wiarę w świat Federacji po tym co zrobiło Discovery. W SNW mamy słabsze odcinki, czasami niezrozumiałe wątki, ale nie da się ukryć, że jako jedyny serial dał nam klimat Star Treka i nadzieję na nowy świt tej serii.
4. Gra o Tron: Ród Smoka, sezon 1
Tak, pamiętam co pisałem w moich recenzjach. Tak, pamiętam wszystkie bzdury, irytujące przeskoki czasowe i nudne, przeciągnięte wątki. Jednak po czasie stwierdzam, że ten pierwszy sezon dał nam podwaliny na być może całkiem ciekawą historię. Tak więc trochę dla zachęty, trochę z naiwności, daje mu czwarte miejsce i czekam na kontynuację. Ale tym razem poproszę z porządnym finałem.
3. Better Call Saul, finałowy sezon
Genialny prequel równie genialnego Breaking Bad doczekał się końca w roku 2022. Trafia u mnie na podium, otrzymuje zaszczytny brązowy medal, ale pojawia się pytanie: dlaczego tak nisko? Tutaj kłania się moje indywidualne podejście do oglądania seriali. Otóż ja nie lubię dłużyzn, przeciągania scen, powolnego prowadzenia fabuły. Doceniam w tym serialu scenariusz, wspaniałe połączenie z Breaking Bad i swoisty (kolejny już) epilog do tej produkcji. Jednak irytowały mnie przeciągnięte sceny, dłużyzny, a i sama końcówka – choć arcyciekawa – lekko kłóciła mi się z moim wyobrażeniem o Saulu. Dlatego tylko, albo aż 3 miejsce.
2. Stranger Things, sezon 4
Czwarty sezon a klimat ciągle działa, a syndrom jeszcze jednego odcinka jest niewiarygodnie mocny. Nie obyło się bez wpadek, ale sama historia i połączenie Jedenastki z Vecną jak dla mnie na spory plus. Do tego ten niesamowity klimat zagrożenia i walki o świat. Nie wiem jakim cudem, ale to cały czas działa, a jak do tego dodacie wątek radziecki, to mi już więcej nic nie trzeba. Rozdzielenie drużyny w tym sezonie było dobrym pomysłem, ale w następnym zagrożenie będzie jeszcze poważniejsze więc: przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę.
1. The Boys, sezon 3
Na pierwszym miejscu ląduje serial z licznymi wadami, czasami wręcz absurdalny. Jednak dla mnie w tym roku nie było nic lepszego. Zapytacie dlaczego? No cóż, w przeciwieństwie do Better Call Saul dał mi wartką akcję, za którą czasami ciężko nadążyć, W przeciwieństwie do Stranger Things twórcy dali nam serial brutalny, wręcz szalony w tym kontekście. No i przede wszystkim postacie. Nic nie poradzę, że gdy widzę uśmiech Karla Urbana to już wiem, że Rzeźnik coś knuje. A z kolei Anthony Starr pokazuje pewnej Khaleesi, co znaczy popadać w obłęd. Ten szalony miks z działa na mnie jak narkotyk. I love it!!!
Ranking najgorszych seriali według Bartasa
5. Star Trek: Lower Decks, sezon 3
Wyjaśnijmy sobie coś. Na tej liście są nie tylko złe produkcje ale też takie które mnie zirytowały albo rozczarowały. I do tej drugiej kategorii trafia ta startrekowa animacja. Jak dla mnie to wydmuszka, taka produkcja, która wprost żeruje na uniwersum, a sama wnosi – delikatnie mówiąc – niewiele. O ile pierwszy sezon jeszcze byłem w stanie zrozumieć, to w 3 sezonie oczekuje już własnej historii, a nie pomysłu na zasadzie „wrzućmy bohaterów na DS9 i będzie fajnie, bo fani zobaczą stację”. Drodzy twórcy już starczy. Easter Eggi są spoko póki są dodatkiem, a nie głównym daniem.
4. Wednesday, sezon 1
I znowu wyjdę na kontrowersyjnego, ale na tej produkcji zawiodłem się najbardziej. Po szczegóły odsyłam do mojej recenzji, a tu tylko powiem, że mimo całkiem fajnej rozrywki, w ogólnym rozrachunku odnoszę wrażenie, że ten serial to taki generyczne „young adult”. Wiadomo, że główna postać robi robotę, ale jednak historia o niezrozumiałej dziewczynie, która odkrywa spisek w magicznej szkole – no nie jest to super oryginalna historia, tak jak jej rozterki miłosne. Jeszcze raz, bo chce być dobrze zrozumiany: podczas seansu bawiłem się dobrze, ale im więcej o tym myślałem, tym bardziej zaczynało mi brakować pewnych elementów. No dlaczego tak mało Burtona w Burtonie?
3. Orville, sezon 3
Śmiecho nie jestem pewien czy oglądaliśmy ten sam serial, ale mam wrażenie, że ten temat jeszcze powróci w tej czy innej formie. To co się wydarzyło z tym serialem jest całkowicie niepojęte. Umówmy się, to nigdy nie był ambitny serial, ale całkiem porządny procedural z duchem Star Treka. I nagle, po przejściu do platformy streamingowej, Seth MacFarlane jakby zapomniał wszystko o tym serialu. Fabuła zrobiła się kretyńska z jakimiś debilnymi wątkami, które potem i tak są ucinane (skok Kelly i Bortusa przez dziurę był podręcznikowym przykładem). Tak jak wspomniał Wookie: sztuczne przedłużanie odcinków przez co nawet te ciekawe epizody, jak z Gordonem uwięzionym w przeszłości, były zabijane i zamiast zostawać pozytywne wrażenie pozostawiają niesmak. Z warstwy fabularnej to zakończenie wojny można był odgadnąć po pierwszym odcinku (co zresztą uczynił mój redakcyjny kolega i obrońca tej produkcji – Śmiecho). A główne pytanie brzmi dlaczego pojawił się jeszcze jeden odcinek? Ten ostatni? Serio po zakończeniu głównego wątku dostajemy jeszcze odcinek w zasadzie o niczym? I czy tylko mi się wydaję, że Seth grał w tym sezonie bo tak każe mu umowa? Panie Seth! Jeśli ma być 4 sezon, to weź się w garść. Albo odpuść.
2. Blockbuster
Tym razem będzie krótko. Nudny i nijaki sitcom, jednej ze scenarzystek Brooklyn 9-9 i Supermarketu. Nic ciekawego czysta strata czasu. Piszę o tym, żeby was ostrzec. Nie odpalajcie tego na Netflixie.
1. Wiedźmin: Rodowód Krwi
No i na koniec wisienka na torcie. Serial, który nie powinien powstać z racji tego, że jest tak zły, tak tragiczny, że sprawia to fizyczny ból. Gra aktorska tu praktycznie nie istnieje. Fabuła, nie dość, że do bólu generyczna (coś w stylu: komputer wygeneruj mi historię fantasy), to jeszcze upchnięta historia 7 postaci w 4 odcinkach. To nie miało prawa się udać. Boli uproszczenie z powstaniem pierwszego Wiedźmina czy Koniunkcji Sfer. Wyszedł pod koniec roku i szturmem zdobył tytuł najgorszej produkcji w 2022. Gratuluję Netflix.