Uwaga! Artykuł może zawierać spoilery do dziesiątego odcinka szóstego sezonu serialu Rick i Morty.
Długo się zabierałem ze tę recenzję, bo nie ukrywam, że ostatni odcinek szóstego sezonu Ricka i Morty’ego niestety mnie trochę zawiódł i nie do końca wiedziałem, jak podejść w ogóle do tego tematu. Wprawdzie wyjście na kolejny sezon jest ok oraz wątek Ricka też nie najgorszy, ale nie byłbym sobą, gdybym nie pomarudził, bo moim zdaniem nadal ten odcinek mocno odstaje od całej szóstej serii.
Fabuła
Są święta, zatem są i prezenty. Rick sprawia swojemu wnukowi prawdziwy miecz świetlny. Morty jest przeszczęśliwy i zaczyna się nowym gadżetem bawić. Ten mu upada idealnie pionowo, więc zaczyna powoli przetapiać drogę do wnętrza Ziemi. Sytuacja nieciekawa, zatem do gry wkracza prezydent USA i wraz z Rickiem zamierzają zbudować wielki drążący pojazd, aby powstrzymać niesforny miecz świetlny. Oczywiście jest to bezpośrednie nawiązanie do słynnego filmu katastroficznego Jądro Ziemi (oryg. The Core). Ja za to doceniam jeszcze ten wątek za pokazanie absurdalności mieczy świetlnych. 😉
Ale jest jeszcze jeden wątek i niestety tutaj muszę mocno zaspoilerować. Otóż ma on związek z poprzednim odcinkiem, w którym Rick już zachowywał się podejrzanie miło i odpowiedzialnie, jak nie on. Ostatecznie okazało się, że ten Rick to po prostu robot zbudowany przez oryginał, który miał go zastępować. Natomiast twórca androida mógł całą swoją uwagę poświęcić na poszukiwania zabójcy swojej żony. Coraz bardziej doświadczony sztuczny Rick nie chce już oszukiwać rodziny, ale nie jest w stanie działać przeciw swojemu oprogramowaniu, bo zostanie po prostu unicestwiony. Ten wątek brzmi nieźle. Nie ma może tutaj tak dużej oryginalności, jak w poprzednich odcinkach, ale jest spore pole do ciekawego tematu science-fiction. Niestety moim zdaniem wieje tutaj nudą i przewidywalnością. Czuję tutaj zmarnowany potencjał, stąd płynie mój największy zawód w stosunku do tego odcinka.
Plusy ujemne
Najlepsze co ten odcinek spotkało, to Gwiezdne Wojny i prezydent. Niestety tutaj już też brakuje świeżości, ale interakcja prezydenta i Morty’yego wyszła nieźle. Do tego fakt, że najważniejsza osoba w USA jest ogromnym fanem Star Warsów też robi robotę. Kolejnym plusem jest niejako finał sezonu, gdzie Biały Dom zmienia miejsce, a Rick tradycyjnie już obiecuje kolejną przygodę w następnej serii. No i to tyle. Dla mnie trochę mało jak na odcinek świąteczny i ostatni w sezonie.
Podsumowanie
Zdecydowanie jest to drugi od końca odcinek serii pod kątem odbioru i tylko źle przeze mnie przyjęty Bethic Twinstinct go pod względem słabości przebija. Ale na szczęście były to jedyne dwa słabe epizody szóstego sezonu, który uważam za naprawdę udany i zdecydowanie mocniejszy od poprzedniego. Mam nadzieję, że następne serie będą co najmniej tak samo mocne i życzę twórcom, aby kolejny świąteczny odcinek miał więcej polotu i oryginalności. Ja będę w każdym razie czekał z niecierpliwością na nowe odcinki, bo jak na razie nic nie było w stanie zmienić mojego wręcz fanatycznego upodobania do tego serialu.