Coroczny Geekosferowy ranking filmowy, edycja 2022

Dokonaliśmy już serialowego podsumowania minionego roku 2022, a więc teraz czas na ranking filmowy. Zasady pozostały niezmienne. Każdy w redakcji otrzymał zadanie wybrania 5 najlepszych i 5 najgorszych tytułów spośród wydanych w 2022 roku filmów. Oczywiście opieramy się na własnych doświadczeniach, więc nie opisujemy produkcji, które sami nie oglądaliśmy (bo np. koledzy litościwie zdążyli już przed jakąś porażką ostrzec). Więcej reguł nie ma. 🙂 Zapraszamy do podsumowania.

Najlepsze filmy według Śmiecha

Szczerze mówiąc (pisząc) 2022 rok minął mi bardziej serialowo, niż filmowo i dlatego miałem pewien problem z zebraniem całej piątki. Żeby nie było: filmów widziałem więcej, ale jakoś żaden nie zapadł mi w pamięć i nie był dobry na tyle, by umieścić go w top 5. Nawet Glass Onion czy nowy Batman z Robertem Pattinsonem nie zachwycił mnie aż tak, jak niektórych, a na pewno nie na tyle, by były w topce. Dlatego postanowiłem nagiąć odrobinę zasady i zamiast pięciu przedstawić cztery pozycje na liście.

4. Predator: Prey

Wiem, że pojawienie się Predatora na liście „top” może zaskakiwać. Ten film ma swoje wady i jestem ich świadom, o czym wspominałem w mojej recenzji. Nie mogę jednak przestać porównywać tegorocznego Predatora z ostatnimi odsłonami, np. tragicznego The Predator z 2018 roku, czy jeszcze gorszego AVP 2 z 2007. Na ich tle Predator: Prey wypada… zadziwiająco dobrze. Spokojne tempo, ciekawe plenery, brak przekombinowania – to wszystko mocne atuty filmu, który potrafił zainteresować nawet pomimo tego, że o Yautja wiemy już praktycznie wszystko. Nie jest to kino wybitne, ale wypada zdecydowanie powyżej średniej. Wystarczająco, by trafić na moją listę.

3. Top Gun: Maverick

Top Gun: Maverick jest filmem niesamowicie podobnym do pierwszej części z 1986 roku. Podczas seansu miałem wręcz wrażenie, że nie zmieniono scenariusza. 🙂 Identyczna scena otwarcia, Tom Cruise w skórzanej kurtce na motocyklu, trafienie do szkoły Top Gun w wyniku działania budzącego jednocześnie chęć przyznania nagany i nagrody, gra w siatkówkę na plaży, itd. Dopiero gdzieś w połowie seansu fabuła zaczęła się na tyle różnić, by nabrać własnej tożsamości. O dziwo wierne odtworzenie scen nie powodowało wrażenia plagiatu, bo tu wszystko jest mocno umotywowane fabularnie. Np. gra w siatkówkę plażową przez spoconych mięśniaków tutaj jest sprytnym zagraniem nauczyciela, by zintegrować ze sobą skłóconych uczniów.

Do tego wszystkiego dodajmy niesamowite zdjęcia. Widz ma wręcz wrażenie, że siedzi w kokpicie potężnej maszyny, a poczucie prędkości jest nieziemskie. Jednak dla mnie największym plusem jest kilka minut ekranowych z Valem Kilmerem. Kto jest świadomy przejść, jakie ma za sobą ten aktor, ten potrafi docenić te chwile. Dla mnie był to ogromny ładunek emocjonalny.

Nie rozpisując się już więcej: udało się twórcom odtworzyć nostalgiczny klimat oryginału, a jednocześnie dodać sporo od siebie. To naprawdę dobry film.

2. Wszystko, wszędzie, naraz

Dawno nie widziałem tak absurdalnego, a jednocześnie zabawnego scenariusza. To film, w którym choć zasady są jako-tako nakreślone, to bardzo często i tak potrafił mnie zaskoczyć naginając te zasady do granic możliwości. Aktorsko jest wspaniale, ale choć większość czasu film niesie na swoich barkach Michelle Yeoh, to największym pozytywnym odkryciem jest tu powracający po wiekach nieobecności na ekranie Ke Huy Kwan. Plusów filmu jest bardzo dużo, o czym wspominałem w recenzji kilka tygodni temu. Zdecydowanie polecam wszystkim, którzy nie boją się humoru opartego na szarganiu świętości. 🙂

1. Bullet train

Takiego filmu mi było trzeba. 🙂 Większość wad i zalet opisał już redaktor Wookie, więc ciężko dodać coś nowego od siebie. Komedia kryminalna to jeden z moich ulubionych gatunków i bardzo ubolewam, że ostatnimi czasu mało powstaje takich produkcji. To film dla uważnych, bo w jednoczesnym prowadzeniu wielu wątków naraz czasami jakiś szczegół potrafi umknąć, ale tym większa jest frajda przy powtórnym oglądaniu. Świetna gra aktorska, zabawne postacie i scenariusz, zaskakujące zwroty fabuły i pędząca do przodu (niczym japoński shinkansen) akcja – ten film prawie nie ma wad. Polecam!

Najgorsze filmy według Śmiecha

Tu nie było problemu z zebraniem filmów na listę, ale większy problem miałem z ustawieniem ich w jako-takiej kolejności. Dlatego umówmy się, że w tym przypadku pozycja jest dość umowna.

5. Doktor Strange w multiwersum obłędu

MCU się kończy. To moja personalna opinia, a Doktor Strange w multiwersum obłędu i inne filmy oraz seriale wyprodukowane przez Marvela w ostatnim czasie tylko to potwierdzają. Tu nie ma prawdziwej fabuły, jak w normalnym filmie pełnometrażowym. Tu nie ma zamkniętej historii. Ta produkcja to tylko kolejny element w łańcuszku, który widz ma skonsumować i za którym nadążyć. MCU stało się maszynką do produkcji ogromnej mamony, a Dr Strange tylko to potwierdza. Podstawą fabuły są wydarzenia z serialu, który można obejrzeć tylko na dodatkowo płatnej platformie streamingowej. Mamy cameo, które tak naprawdę niczemu nie służy, a które było podstawą kampanii reklamowej przed premierą. Widać coraz gorszą jakość CGI. To i wiele innych wad powoduje, że film jest w rzeczywistości chaotyczną próbą skoku na kasę widzów. Jak dla mnie była to spora porażka.

4. Thor: Miłość i grom

Na seansie ostatniego Thora w kinie często się śmiałem, przyznaję. Jednak po wyjściu z kina zacząłem się zastanawiać nad fabułą, a im więcej się zastanawiałem, tym bardziej dochodziłem do wniosku, że tam nie było zbyt wiele sensu. Szybkie tempo akcji i rzucane jak z karabinu żarty są tylko otoczką, pod którą kryją się ogromne wady produkcji, o których pisał już Wookie w swojej recenzji. Dla mnie największym problemem było chyba sprowadzenie tytułowej postaci do poziomu zwykłego comic relief. Gdzie Thor, który musiał poświęcić w swoim życiu ojca, matkę, brata, miłość i dom? Gdzie postać tragiczna, żyjąca ze świadomością swojego błędu, którego następstwem było unicestwienie połowy ludności we wszechświecie? Nie ma! Zamiast niego mamy Thora wesołka. Produkcji nie pomaga tragicznie napisany antagonista (nawet tak dobry aktor, jak Christian Bale nic tu nie wskórał), ani wsadzanie do fabuły bogów, bez przemyślenia konsekwencji ich istnienia w świecie przedstawionym. To chyba dobry moment, żeby projekt pod nazwą MCU powoli kończyć…

3. Jurassic World: Dominion

Kilka akapitów powyżej chwaliłem Top Gun: Maverick za umiejętne opanowanie klimatu nostalgii. Jej ładunek w Jurassic World: Dominon jest chyba jeszcze większy, ale poza nią nie ma tu nic, co podnosiłoby ocenę filmu. Zebrano tu wszystkich głównych bohaterów z wszystkich sześciu filmów, a nawet dodano kilka nowych postaci. Niestety taki zabieg powoduje, że mało kto ma okazję zabłyszczeć na ekranie, bo jest tam zbyt tłoczno. Taki np. doktor Grant (w tej roli Sam Neil) jest tylko cieniem kogoś, kto z dwójką dzieciaków bohatersko przechodził przez park w 1993 roku. Scenariusz opiera się na zbiegach okoliczności i znienawidzonych przeze mnie rozwiązań typu Deus ex machina (a może raczej Dinosauria ex machina). Zresztą moje nastawienie do filmu zostało zepsute w ciągu pierwszych 4 minut przez chamską, nachalną i nijak nie pasującą do wiedzy postaci ekspozycję. Filmu nie polecam, no chyba że chcecie zobaczyć, jak nie powinno się składać scenariusza.

2. Uncharted

Nigdy nie grałem w komputerową grę, będącą pierwowzorem filmu. Z tego powodu podchodziłem do produkcji, jak do każdej innej zwykłej produkcji, bez bagażu oczekiwań, czy wiedzy o niuansach świata przedstawionego. I wiecie co? I to, co widziałem na ekranie, było słabe. Przede wszystkim brakowało chemii między głównymi bohaterami. Ciągle powtarzano nam, jak bardzo przyjaźnią się Nathan Drake (Tom Holland) i Victor Sullivan (Mark Wahlberg), tylko że nic w działaniach postaci tego nie potwierdzało. To chyba powodowało, że wszelkie ich interakcje wydawały się wymuszone.

Jednak najbardziej film zapamiętałem z kretyńskiej sceny pościgu na podwieszonych pod helikopterami galeonach. Jakież to było głupie… 🙂

1. Black Adam

Black Adam to dla mnie kolejna (kilkunasta już?) próba reanimacji rywalizacji DC z Marvelem. Dodajmy: próba nieudana. DC i wytwórnia Warner Bros od kilku lat próbują wzorem Marvela stworzyć spójny (mniej więcej) świat, z rozpisanym na wiele filmów wątkiem i bohaterami przewijającymi się ciągle na ekranie. To byłoby coś, co miałoby przynieść Warner Bros tyle pieniędzy, co teraz zbiera z rynku Disney. Cóż…

Nie uda się, jeśli film będzie opierał się na ekspozycjach, a główna postać nie będzie sprawcą wydarzeń, tylko będzie miotana przez scenariusz tam i z powrotem. DC ma duży problem, bo filmów w uniwersum pojawiło się sporo i trzeba teraz pilnować spójności z resztą świata przedstawionego, a tej tu nie ma. Dostajemy potężny kryształ-źródło energii znany od starożytności, o którym nikt wcześniej nie słyszał, krainę, o której nikt nie mówił i złowieszczą organizację terrorystyczną trzymającą silną ręką całe państwo, o której było wcześniej cicho. Gdyby film stanowił samodzielne dzieło, to jeszcze by przeszło, ale tu? Postacie o niskiej inteligencji, mnóstwo zbiegów okoliczności, itd.

Nie pomaga nawet charyzma Dwane’a „The Rocka” Johnsonsa. Chyba mam już dość produkcji superbohaterskich…

Najlepsze filmy według Wookiego

W 2022 roku może nie było w kinie tak epicko, jak to miało miejsce w świecie seriali, ale umówmy się, było co oglądać. Dlatego miałem spory problem żeby wrzucić tylko 5 filmów na moją listę. O moje top 5 otarł się chociażby Batman z Patinsonem, czy nowy Avatar. Oba blockbustery mi się podobały – w Nietoperku mieliśmy świetny klimat i najlepszy Batmobil, jaki do tej pory zagościł na ekranie. Najnowszy film Camerona to ponownie kino z rozmachem, ale ponownie z do bólu nieoryginalnym scenariuszem, co zaważyło, że byłby pewnie w top 10, ale do wielkiej piątki miał niewielkie szanse się dostać.

Glass Onion od Netflixa spełnił w miarę moje oczekiwania, bawiłem się dobrze, mimo że nie da się ukryć, że jest nico słabszą produkcją od Na Noże. W każdym razie źle bym się czuł, gdybym nie wspomniał o nim w kontekście najlepszych filmów jakie widziałem w 2022 roku. Jest jeszcze klimatyczny Wiking. Piękne zdjęcia i w ogóle realizacja, naturalizm scen, no i tematyka nordyckich plemion zawsze do mnie trafia. Jednak podobnie jak w przypadku Avatara problem mam ze scenariuszem. Jest lepiej niż u Camerona, ale raczej jest to wariacja i to dość przewidywalna na temat zemsty, które już wielokrotnie już widzieliśmy.

5. Top Gun: Maverick

Tutaj w zasadzie się w pełni zgadzam ze Śmiechem. Ujęła mnie tutaj nostalgia i przepiękne zdjęcia ze scen z samolotami. Durnie wymyślona misja z niedorzecznym jej zakończeniem i bolesną strzelbą Czechowa w kontekście F-14 nic mi nie popsuły w odbiorze tego filmu. Siedziałem w kinie z cieszącą się mordą i oczkami jak pięciozłotówki. A być może i ślina ciekła mi po kącikach ust. Jestem fanem pierwszego filmu i uwielbiam lotnictwo bojowe. Dostałem to, czego oczekiwałem od tego filmu.

4. Wszystko, wszędzie, na raz

Nie udało mi się dotrzeć do kina na ten film, ale nadrobiłem, jak tylko pojawił się w streamingach i przyznam, że ostro mi namieszał w głowie. Bardzo dobry pomysł na multiwersum, dynamiczna akcja i abstrakcyjny, ale przemyślany humor. Eh, i ta doskonała Jamie Lee Curtis w bardzo nietypowej dla siebie roli! Resztę ujął już w swojej recenzji Śmiecho, więc nie będę się na ten temat dłużej rozpisywał. Kto nie widział: nadrabiać i to już!

3. Bullet Train

Mocno walczył o podium z czwartą pozycją, ale jednak się wybronił. Film ten mnie mega zaskoczył humorem i realizacją. Dzieję się tutaj dużo, jest się z czego pośmiać, a aktorstwo to czysty majstersztyk. Powiem szczerze, że nie przypuszczałem po jego obejrzeniu, że zajdzie tak wysoko w moim osobistym rankingu, ale zaskarbił moje serce swoją oryginalnością i pomysłem na tle tych wszystkich superbohaterskich przeciętniaków z 2022 roku.

2. After Yang

Czas zwolnić tępo i pochylić się nad niepozornym, kameralnym kinem jakie reprezentuje After Yang. Opowiada on o rodzinie z niedalekiej przyszłości, która musi poradzić sobie z utratą androida. Nie jest to, jak pewnie się domyślacie, zwykły robot, tylko maszyna, której celem było pełnić rolę starszego brata dla kilkuletniej Miki. Dopiero wtedy, gdy tytułowy Yang się psuje, rodzina zaczyna naprawdę zdawać sobie sprawę, jak był dla nich cenny i że de facto był jej członkiem, a nie tylko przedmiotem. Świetny klimat, bardzo dobra praca kamery i dopełniająca całości muzyka robią tutaj robotę. Nie ma tu wybuchów, pościgów i innych pif-paf, a produkcja wciąga i potrafi zauroczyć.

1. Menu

Po pierwszym zwiastunie tego filmu wiedziałem, że to będzie coś dobrego. Ralph Fines jako szef kuchni w bardzo ekskluzywnej restauracji zlokalizowanej na odizolowanej od cywilizacji Wyspie, który przyjmuje tylko tuzin gości na dzień. Nie mogę pisać za wiele więcej, aby nie psuć zabawy, ale możecie się domyślać, że film nie jest tylko i wyłącznie o jedzeniu. Wszystko jest przyprawione sporą szczypta absurdu i bardzo dobrego aktorstwa. Mnie ten film zaskoczył i wciągnął totalnie. Dostałem bardzo ciekawie podaną historię, w której czuć powiew świeżości. Polecam każdemu, szczególnie, że już jest dostępny na streamingach.

Najgorsze filmy według Wookiego

Tutaj miałem zagwozdkę jak podejść do tematu. Czy faktycznie wymienić najgorsze filmy jakie widziałem, czy te, które mnie rozczarowały. Postawiłem wymieszać oba warianty, dlatego na liście nie znajdziecie Spiderheada, który jest naprawdę złym filmem oraz Gray Mana, który mimo położnych tam pieniędzy w ostateczności nie prezentuje się wiele lepiej. Zaskoczeniem nie jest, że Zaginione Miasto też niczego mi nie urwało, choć spodziewałem się jeszcze większej chały, a drobna rólka Brada Pitta nawet mnie mile zaskoczyła.

Zawiodłem się za to również na Nieznośnym Ciężarze Wielkiego Talentu z Nickiem Cage’m, który gra tam samego siebie. Zwiastuny były obiecujące, niestety najlepsze, co było w tym filmie, było właśnie w trailerach, a szkoda, bo zapowiadało się na fajną pojechaną komedię. Zobaczycie za to w mojej topce pewnie takie tytuły, które dla wielu z Was jest profanacją umieszczać w zestawieniu najgorszych filmów 2022 roku.

5. Avatar: Istota wody

Jak już wspomniałem przy top 5 zawiodłem się nieco na nowym Avatarze. W zasadzie nie wiem dlaczego, skoro pierwsza część to była Pocahontas w kosmosie. Fakt, cudowanie zrealizowany to był film, ale nadal oryginalności fabuły to tam nie było do takiego stopnia, że surowiec, którego ludzie poszukiwali na Pandorze, scenarzyści nazwali unobtainium („nieosiągalium”). W Istocie wody dostajemy podobną bajkę. Jest nowa cenna substancja i – co gorsza – jest kolejna znana historia, tylko przeniesiona do kosmosu. Tym razem to Moby Dick. I gdyby to chociaż było zrealizowane chociażby jak w Star Trek: Pierwszy Kontakt ze studium postaci i tak dalej. Ale nie, tutaj są nawet wieloryby! Także znów dostaliśmy pięknie, a wręcz epicko zrealizowany film z kompletnie nieoryginalnym scenariuszem i potworną dziurą logiczną w zakończeniu.

4. Thor: Miłość i Grom

Z mojej recenzji w zasadzie wynika już wszystko. Był tutaj potencjał, była rewelacyjna poprzednia część przygód Thora. A dostaliśmy film, który sam nie wie czym chce być. Przez to, mimo sporej ilość salw śmiechu w kinie, ta produkcja z MCU musiała się tutaj znaleźć. Może coś jest w tym, co pisze Śmiechu o tym, że MCU się skończyło…

3. Nie! (oryg. Nope)

Sporo zachwytów się nasłuchałem i naczytałem na temat tego najnowszego filmu Jordana Peele’a. Na dodatek Uciekaj! nawet mi się podobał i uważałem go za spory powiew świeżości w gatunku horrorów, który mi się zwyczajnie w pewnym momencie przejadł i który rzadko oglądam. W Nie! dostałem niestety okropnie nudną i rozwleczoną historię z absolutnie nieciekawymi bohaterami, na dodatek z absolutnym brakiem umiejętności zaciekawienia widza. Na plus ostateczna forma… nazwijmy „tego zła” (żeby nie spojlerować), z którym bohaterowie się przez cały film mierzą. Nie! to produkcja przeciętna i często nudna. Ja się zawiodłem bardzo, choć widziałem w ubiegłym roku dużo gorsze tytuły.

2. Uncharted

No włośnie i Ucharted to jeden z tych dużo gorszych filmów. Tu już nie ma zawodu, to po prostu okropnie słaby i głupi film. Wszelkie zwroty akcji są przewidywalne aż do bólu. Chemia między postaciami nie działa, a finałowa akcja powodowała w kinie u nas salwy śmiechu. Resztę wyjaśnił już na temat tego potworka Śmiecho i w zasadzie się z nim w pełni zgadzam.

1. Morbius

Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby to badziewie obejrzeć. Chyba poczucie obowiązku. Nie… Spokojnie, nie oglądałem tego potworka w kinie. Jest to dosłownie film superbohaterski przeniesiony z lat 90tych XX wieku. Jakby jakiś scenariusz zaginął niemal 30 lat temu, ktoś go odnalazł i stwierdził: „a co mi tam, robimy!”. Luki logiczne to jedno, ale po oraz kolejny nudne origin story i walka z ze złą wersją głównego bohatera? W 2022 roku? Kto wyłożył na to pieniądze, żeby zrobić z tego kinową premierę? Omijać z daleka.

Najlepsze filmy według Bartasa

No i mamy problem. W zasadzie jestem bardziej osobą serialową, a filmy, które obejrzałem w zeszłym roku, w większości nadają się pokazywania ich na lekcji pt. „Jak nie robić filmów” niż prezentować ich w top 5. W związku z tym skróciłem listę do podium i nadal miałem spory problem, żeby znaleźć takie filmy, które mnie zachwyciły, bądź pozytywnie zaskoczyły.

3. Wszystko, wszędzie, na raz

Tak, wiem, że wszyscy piszemy o tym filmie, ale to nie jest przypadek. Film był na tyle świeży, fascynujący, że zdecydowanie zasługuje na uznanie. Do tego, to fajne drugie dno oraz całą masa popkulturowych nawiązań. Z czystym sercem polecam ten film obecny na platformie Amazon Prime, bo można się bardzo miło zaskoczyć, o czym pisał również w swojej recenzji Śmiecho.

2. Menu

Rzutem na taśmę produkcja Disneya ląduję na tym najgorszym, bo drugim miejscu. Czym zachwyca? Aktorstwo – klasa mistrzowska. Fabuła? Odpalasz film, a on naglę skręca w totalnie nie te rejony, których się spodziewasz, ale wszystko z całkowitym sensem. We wpisie o Wszystko, wszędzie, na raz wspomniałem o drugim dnie. Tutaj mamy tych kolejnych warstw o wiele więcej (czyli film jest jak ogr – ma warstwy). Wszystko to razem daje nam niesamowite danie, które z przyjemnością skosztowałem.

1. Bullet Train

Nie będę oryginalny. Po prostu lubię taką rozrywkę i na tym filmie bawiłem się najbardziej. Szalona akcja, świetne dialogi – jestem za. I tak oto ląduję na pierwszym miejscu, co chyba jednak oznacza, że ten rok nie był dla mnie łaskawy. 😉

Najgorsze filmy według Bartasa

Tu miałem problem nadmiaru, ale po jakimś czasie skrystalizowała się czołówka. Oto ona:

5. Black Adam

To nie jest zły film. Problem jest taki, że jest to film nijaki. Jedna z tych produkcji, na których się męczyłem i w zasadzie zastanawiałem, po co ja siedzie w tym kinie. Ogólnie film jest taką soczewką problemów DC, które po tylu latach ciągle serwuje nam origin story i to – delikatnie mówiąc – nieoryginalne, a na dodatek z całą masą głupot, które nic nie przysłania w przeciwieństwie do Sagi Nieskończoności w MCU.

4. Thor: Miłość i grom

Black Adam uwypuklił problemy DC, no to mamy konkurencyjną produkcję, która pokazuję jak wg mnie MCU się zagubiło w swoich produkcjach. Tak jak w innych fazach poznawaliśmy bohaterów ich problemy, świat się powoli rozwijał (oczywiście nie bez wad), tak nagle okazało się, że wystarczy wrzucić Thora śmieszka i lekko oderwanego od rzeczywistości, a jakoś będzie. Brak sensownej fabuły, nagłe pojawienie się bogów – to wszystko bardzo mnie martwi w kontekście MCU. Gdzie te czasy, gdy Tony Stark w każdej części ponosił konsekwencje swoich działań, a Steve Rogers rozpamiętywał, co stracił pod lodem?

3. Uncharted

Czy naprawdę nie da się zrobić dobrej produkcji na podstawie gry? Nawet Wiedźmin poległ (oczywiście żartuje). Aczkolwiek liczę na Last of Us, które być może zaprzeczy tej tezie. Uncharted bowiem popełnił wszystkie możliwe grzechy filmografii. Fabuła, która na pewno w grach się sprawdzała, ale w filmie jest bez sensu. Sekwencje żywcem wyjęte z gry, które być może u zapalonych graczy wywołują ekscytacje, u innych budzą niesmak. Zdaje sobie sprawę z problemów, jakie miała ta produkcja, ale takich rzeczy nie powinno się wypuszczać.

2. Glass Onion

Od razu wyjaśniam, nie jest to film tragiczny. Na pewno lepszy od Thora czy Uncharted. Jednak zawiódł mnie tak niesamowicie, że muszę go umieścić na drugim miejscu. Ogromny przerost formy nad treścią, banalna zagadka kryminalna, często dziwne zachowanie głównego bohatera. Trochę tego było. Dziwny wątek z Mona Lisą, finał rodem z Tarantino. I nie żartuje. Naprawdę widząc końcowe sekwencje miałem przed oczami finał Bękartów Wojny w kinie. No i panie Johnson: wracasz na moją czarną listę.

1. Avatar: Istota wody

Tak jak mam problem ze zrozumienie fenomenu pierwszej części, tak już zachwyty na kontynuacją są dla mnie absurdalne. Czy naprawdę wystarczy pokazać ładne obrazki, by widz był zadowolony? Czy szczątkowa fabułą, która chyba bardziej przeszkadza twórcom starczy, żeby nabijać box office? Ja jestem absolutnie przeciwny ponad trzygodzinnej reklamie możliwości technicznych. Panie Cameron… Daj Pan jakąś fabułę w kolejnych częściach co? Świat już masz.

Coroczny Geekosferowy ranking filmowy, edycja 2022
Tagi: