
UWAGA! Recenzja zawiera spoilery do czwartego odcinka The Last of Us.
Czwarty odcinek The Last of Us można podzielić na dwie wyraźne części. Jest to też najkrótszy do tej pory odcinek, co rzecz jasna nie oznacza, że czegoś mu brakuje. Możemy się spodziewać wszystkiego tego, do czego w swojej krótkiej historii zdążył nas ten serial przyzwyczaić. Jest emocjonalnie, dzieję się znów sporo, a i twórcy uraczą nas nowymi ważnymi postaciami.
Fabuła
Pierwszą z wspomnianych części jest ta z motywem drogi. Joel i Ellie przemieszczają się w głąb Stanów Zjednoczonych na zachód. Młoda poznaje, co to w ogóle samochód i jest czas na rozwój relacji między naszymi bohaterami. Co więcej ta część odcinka jest momentami niemal jeden do jednego wyjęta z gry. Mam tutaj na myśli przede wszystkim rozmowy w pick-upie. Możemy też poznać lepiej zrujnowany świat i jak w nim się podróżuje. Gdzie nocować, jak organizować obóz. Dla mnie były to całkiem przyjemne sceny, z których wręcz zionęła sielankowa atmosfera, potęgowana przez przekomarzania się nastolatki z Joelem.
Oczywiście, jak to w The Last of Us bywa, spokój i swoboda szybko musiały minąć, jak tylko Joel i Ellie wjechali do Kansas City. Tutaj czekała na nich klasyczna i znana graczom zasadzka. Scena walki była tak dobrze odwzorowana, że nawet odzywki oprychów były identyczne z tymi z pierwowzoru. Nawiązań do gry jest tutaj całkiem sporo, bo wreszcie dostajemy pełną współpracę Ellie i Joela. Tu gdzieś „Młoda” musi się wcisną i otworzyć drzwi, a to coś jest do odblokowania i tak dalej. Bardzo dobrze mi się to oglądała i podejrzewam, że nawet Ci, co nie grali w grę komputerową, zrozumieją te aluzje.
Nie brakuje też emocji w scenach pojedynku z bandziorami. Tym razem główny ładunek niesie ze sobą Ellie, która była zmuszona postrzelić napastnika. Na tym jednak nie koniec, bo zaraz po tym dostajemy kolejny przykład tego, jak Joelowi przez 20 lat stwardniała skóra i stał się cyniczny. Scena dobicia rannego chłopaka (i to jego własnym nożem), aby nie marnować drogocennej amunicji robi wrażenie, mimo że nie widzimy jej bezpośrednio, a tylko poprzez makabryczne odgłosy zza ściany. Znów jest ciężko i niewygodnie, ale o to właśnie w tej opowieści chodzi i trudno nie chwalić twórców za trzymanie pod tym względem klimatu gry.
Rozwód z grą
Jednak tutaj już zaczynają pojawiać się różnice z materiałem źródłowym i jest to jasny przekaz, że jednak serial nie będzie wierną kopią gry. Otóż samo miasto już się nie zgdadza, albowiem w oryginale był to Pittsburgh, a nie Kansas City. Co za tym idzie i społeczność jest tutaj inna, dowodzona przez niejaką Kathleen graną przez Melanie Lynskey. Postać jest dziwna. Z jednej strony okrutna, pałająca chęcią zemsty i pragmatyczna, a z drugiej troskliwa, niemalże matkująca całej społeczności. Mnie do siebie jeszcze nie przekonała i póki co uważam, że jest to bardzo nietrafiona postać, choć nie wykluczam, że w kolejnym odcinku zmienię zdanie.
W każdym razie szuka ona niejakiego Henry’ego, na którym chce się zemścić za jakieś krzywdy wyrządzone za czasów, gdy w Kansas City rządziła jeszcze FEDRA. Widząc trupy swoich bandziorów położone przez Joela i Ellie, od razu obwiniła za to swojego nemezis. Reszta odcinka to sukcesywne przeszukiwanie miasta w celu odnalezienia odpowiedzialnych za śmierć oprychów.
Bonding
Jest to dobry czas na budowę relacji miedzy naszymi głównymi bohaterami, co z resztą jest bardzo istotnym elementem tego odcinka. Zabawa w gry słowne to już był miły akcent. Ale Joel się nieco otwiera przed Ellie i opowiada losy swojego brata Tommy’ego po wybuchu pandemii. Wyjawia też, że on sam w przeciągu ostatnich 20 lat stał po obu stronach barykady, zatem był okres, że to on okradał i krzywdził innych ludzi. Jest też doskonała scena z wchodzeniem po schodach w wieżowcu oraz nauka obsługi broni. To wszystko składa się na świetnie oglądający się rozwój relacji między głównymi bohaterami.
Ciekawostki
Do mnóstwa easter eggów i ciekawostek ten serial też już zdążył nas przyzwyczaić. Podobnie jak do zamiłowania do muzyki. Zatem i tym razem sam tytuł angielski Please Hold to My Hand pochodzi z tekstu piosenki. Dokładnie chodzi o Alone and Forsaken autorstwa muzyka country Hanka Williamsa, którą z resztą słychać z głośników samochodu podczas podróży Joela i Ellie do Kansas City.
No właśnie Kansas City. Jak już wspomniałem jest to spora rozbieżność od gry. Craig Mazin tłumaczy to dwoma faktami. Po pierwsze to miasto leży bardziej sensownie na faktycznej trasie podróży Joela i Ellie. A po drugie twórcy chcieli znaleźć miasto podobne wizualnie do Calgary, gdzie de facto odbywały się zdjęcia do serialu. Osobiście przyjmuje bez zastrzeżeń to tłumaczenie. A jak już jesteśmy przy nowej metropolii to warto wspomnieć, że prawą rękę Kathleen, niejakiego Perry’ego gra Jeffrey Pierce, czyli aktor, który użyczał głosu Tommy’emu w grze.
Podsumowanie
Tym razem podsumowanie będzie znacznie krótsze, niż poprzednie. Odcinek jest dynamiczny i mocno skupia się na budowaniu relacji między Joelem i Ellie, co ogląda się bardzo dobrze i jest zgodne z duchem gry komputerowej. Tradycyjnie już jest emocjonalnie, ale dla odmiany mamy też cliff hanger na końcu odcinka, co do tej pory się nie zdarzało. Mocno też czuć nawiązania do gry, co spodoba się pewnością jej miłośnikom. Nie spodoba się im za to zapewne odbiegnięcie do geografii z pierwowzoru i wprowadzenie nowej miejscówki i postaci. Dla mnie – jak zawsze – rewelacja i cieszę się, że kolejny odcinek będzie można dzięki Super Bowl obejrzeć wcześniej. 😀 Spodziewam się po nim jeszcze większego tempa i nieco lepszego ukazania historii społeczności Kansas City i motywów działania Kathleen.