Star Trek: Picard, Sezon 3, Odcinek 1: „Następne pokolenie” – Recenzja

UWAGA! Artykuł zawiera spoilery z serialu Star Trek: Picard.

Kapitan Jean-Luc Picard powraca w trzecim sezonie serialu, który ma porwać miłośników Star Treka w nostalgiczną podróż ze znaną od 30 lat załogą. Czy to się udało? Cóż… Wśród naszej redakcji nastroje panują raczej minorowe – i to pomimo tego, że wszyscy tu gremialnie swego czasu byliśmy w Star Treku wręcz zakochani. Niestety ostatnie produkcje aktorskie z tego uniwersum wypadły znacznie poniżej oczekiwań, a drugi sezon Picarda bardzo nas zawiódł. I z takim mizernym morale usiadłem do Amazon Prime, by obejrzeć pierwszy odcinek kolejnego sezonu przygód „tego łysego kapitana”…

Help me Jean-Luc Picard, you’re my only hope…

Admirał Picard wiedzie sobie spokojne życie w swojej winiarni, gdy po raz kolejny wzywa go zew przygody – tym razem pod postacią sygnału z prośbą o pomoc od starej przyjaciółki, a jednocześnie podwładnej z czasów Enterprise-D, czyli Beverly Crusher. Okazuje się, że była oficer medyczna nie utrzymuje kontaktu z nikim z załogi od 20 lat i teraz wpadła w kłopoty. Jest ścigana poza granicami Federacji – na razie nie wiadomo dlaczego, ani po co. Wiadomo tylko, że jest przerażona, a na dodatek prosi, by Picard nie angażował do pomocy nikogo z Gwiezdnej Floty. To oznacza, że góra jest w coś zamieszana i nikomu nie wolno teraz ufać.

Dzielna doktor Beverly Crusher
Źródło: Amazon Prime

Picard oczywiście rusza z pomocą, angażując jednocześnie Wiliama Rikera – byłego pierwszego oficera na Enterprisie, później kapitana statku USS Titan. Wspólnie wykorzystują znajomości, by pod przykrywką „inspekcji okrętu” buchnąć stary okręt Rikera i wykorzystać go do dotarcia w okolice pobytu Beverly. Całość udaje się pomimo – poniekąd słusznego, ale z góry skazanego na niepowodzenie – sprzeciwu obecnego kapitana USS Titan.

W międzyczasie dowiadujemy się, że skradziono jakąś tajną i bardzo groźną broń, a jej śladem, z zadaniem odzyskania lub przechwycenia, podąża znana z poprzednich sezonów Raffi. Chyba nie do końca się jej udaje, bo pod koniec odcinka widać, jak na jakiejś odległej planecie siedziba Gwiezdnej Floty po prostu teleportuje się kilkaset metrów ponad poziom gruntu.

Generalnie jest dość tajemniczo.

Ciemno wszędzie, głucho wszędzie

Star Trek: Picard przyzwyczaił nas już do innej konstrukcji fabuły, niż to miało miejsce w trekowych serialach lat 90. Tutaj każdy sezon opowiada o pewnej w miarę zamkniętej historii i zapewne tym razem główne wątki będą jakoś powiązane ze sobą, a jednocześnie ne bardzo będą miały coś wspólnego z przygodami z poprzedniego sezonu. Dlatego postaram się mieć otwarty umysł, pomimo ogromnego zawodu poprzednim sezonem, na który postaram się nie zwracać uwagi.

Od razu widać, że jest ciemno, mroczno i tajemniczo. Nie ma tu optymizmu Roddenberry’ego widocznego w Star Treku, gdy to on miał na seriale największy wpływ. Ale to też chyba znak charakterystyczny obecnych produkcji i trzeba po prostu zaakceptować fakt, że klimatu The Next Generation, Deep Space 9 albo przygód kapitana Kirka nie ma już powrotu. Podobnie zresztą, jak odejście od kwestii twardej fantastyki naukowej na rzecz wybuchów i widowiskowego braku konsekwencji. Nie podoba mi się to i muszę to wyraźnie zaznaczyć. Pod tym kątem Treki lat 90. uważam za produkcje genialne, ale cóż…

Jak to się stało, że Picard nigdy wcześniej nie przedstawił sobie 7 i Rikera?
Źródło: Amazon Prime

Wracając do meritum: od samego początku, w zasadzie już na logo serii, coś mnie zaskoczyło: klasyfikacja wiekowa. Otóż serial zalecany jest dla dojrzałych widzów powyżej 18 lat. To ogromna zmiana w stosunku do rodzinnych seriali, jakimi były Treki niegdyś. Z drugiej strony jakoś szczególnie nie zauważyłem powodów takiej decyzji. Lokacje są ciemne i niedoświetlone, ale to chyba nie o to chodzi. Nie ma tu za dużo krwi (śmierć bardziej polega na dezintegracji), golizny i seksu nie uświadczyłem, a okazjonalne wulgaryzmy to nic nadzwyczajnego nawet w produkcjach 12+. Dziwne.

Co mnie kompletnie wybiło z rytmu, to niewielkie i drobne ale częste niedociągnięcia i braki logiki. Za przykład niech posłuży jedna z pierwszych scen, gdy Beverly Crusher broni się przed ostrzałem i oddaje serie z fazera. Dla niewtajemniczonych: fazer to taka trekowa broń energetyczna. I jako taka nie powinna być chyba przeładowywana jak nasz współczesny shotgun. Wystarczy chyba wcisnąć przycisk, albo poczekać, aż broń się sama naładuje.

Kilka plusów i kwestii nijakich

Na plus muszę potraktować odzywki, jakimi traktują się Picard i Riker. Widać, że te postacie znają się jak łyse konie i niejedno razem przeżyli. Niektórzy być może stwierdzą, że ich dialogi są wymuszone, ale dla mnie było ok. I z plusów to by chyba było tyle…

O wiele więcej jest rzeczy, które można określić jako „eee tam”, albo „poczekamy, zobaczymy”. Po pierwsze: ogromny ładunek nostalgii. Co chwilę ładuje się na ekran postać, wspomnienie albo rekwizyt, który u prawdziwych trekkerów powinien wywołać okrzyk radości, ale na mnie przestało to już działać. Ani córka LaForge’a, ani widok USS Titan, ani mundur, który Picard nosił na Enterprise D, ani broń Rikera nie wzbudzają u mnie jakiegoś zachwytu. Po prostu są.

I tak się kończy odcinek... Napięcie rośnie.
Źródło: Amazon Prime

Trochę rozbawił mnie z kolei widok niewielkich modeli okrętów, w tym taki, który jedna z postaci wrzuca do kielicha. 🙂 To głównie modele z nieistniejącej już firmy Eaglemoss, które od wielu lat pokazywane były na poznańskim Pyrkonie przez naszego bliskiego znajomego Mavisa, a wrzucany do kielicha brelok w kształcie Enterprise D wisi u mnie na co dzień nad monitorem. To ujęcie wywołało u mnie większy ładunek nostalgii i tęsknoty (chyba za Pyrkonem i ludźmi tam spotykanymi) niż widok podstarzałej Beverly Crusher czy wspomnienie, że Picard był Locutusem.

Quo vadis, Picard?

To dopiero pierwszy odcinek i – jak pisałem – oceniając go staram się nie zwracać uwagi na porażkę sprzed roku. A jako samodzielny odcinek dopiero rozpoczynający fabułę, to jest na razie przeciętnie. Ani wybitnie, ani tragicznie. Owszem, dobrze jest znać mniej-więcej serial z lat 90., żeby wiedzieć o kim i o czym mowa, brak wiedzy może trochę dokuczać. Jednak sama intryga, póki co, dopiero się rozwija i nie zdążyła się jeszcze ani zbłaźnić, ani pozytywnie zaskoczyć.

Picard i Riker: dwóch przemiłych, starszych panów.
Źródło: Amazon Prime

Kilka rzeczy wkurza, jak przedstawienie solidnie robiącego swoje obowiązki kapitana Shawa jako bezdusznego kretyna, czy odejście od filozofii oryginału. Ale to po prostu trzeba przyjąć na klatę, bo to serial z roku 2023, a nie 1987 i nasz świat też się przez ten czas zmienił.

Moich redakcyjnych kolegów z pewnością to zaskoczy, ale na razie trzeciego sezonu Star Trek: Picard jeszcze nie skreślam.

Star Trek: Picard, Sezon 3, Odcinek 1: „Następne pokolenie” – Recenzja
Tagi:                
Avatar photo

Paweł Śmiechowski

Fan dobrej fabuły, z naciskiem na twarde science-fiction. Miłośnik Star Treka i The Expanse, który nie pogardzi klasycznym polskim komiksem, np. Thorgalem. Prywatnie miłośnik melodyjnego rocka i bluesa, co uskutecznia na gitarze.