
UWAGA! Recenzja zawiera spoilery do piątego odcinka The Last of Us.
Poprzedni odcinek zakończył się cliffhangerem i oczywistym było, że i ten odcinek The Last of Us będzie w całości poświęcony wydarzeniom w Kansas City. Jak już nas do tego serial przyzwyczaił, wydarzenia mocno poniewierają widza emocjonalnie. Wszystko jednak zaczyna się dość klasycznie już dla tej produkcji, a mianowicie retrospekcją. Tym razem dowiadujemy się, co się stało ze Strefą Kwarantanny w Kansas City i w jaki sposób Kathleen przejęła władzę na dzielni. Dowiemy się też w końcu, kim jest ten znienawidzony przez ów liderkę Henry, ale o nim nieco później. Zatrzymajmy się na chwilę przy liderce rebeliantów w Kansas City.

Kathy narozrabiała
Zapewne pamiętacie, że miałem w poprzednim odcinku lekki problem z postacią Kathleen. Wydawała mi się lekko sztuczna, nienaturalna i nieco poza kontekstem historii. Wytrwać i Przeżyć nieco poprawia moją percepcję tej osoby. Więcej czasu ekranowego i sama ta retrospekcja trochę zaczyna tłumaczyć jej zachowanie i okrucieństwo. Są dwie rewelacyjne wręcz sceny z nią, które przekonały mnie do tak napisanej i poprowadzonej na ekranie postaci. Pierwsza to rozmowa ze swoją prawą ręką, Perrym, gdzie tłumaczy, że ona nawet rozumie, że jej zmarły brat, wcześniejszy przywódca rebelii przeciwko FEDRZE, nie byłby tak okrutny i wybaczyłby kolaborantom i osobom odpowiedzialnym za swoją śmierć. Jednak ona ma na to wyrąbane, chce sprawiedliwości oraz odwetu. I tyle.
Świetna jest też ostateczna konfrontacja Kathleen ze swoim nemezis, czyli Henrym. Dialog jest mocny i pokazuje okrucieństwo i skłonności socjopatyczne przywódczyni społeczności Kansas City. Brakowało mi tej głębi postaci w poprzednim odcinku. Tutaj stała się bardziej tolerowalna, a jej motywy, choć szalone i potwornie okrutne, zrozumiałe. Ostatecznie Kathleen się zrehabilitowała i jestem w stanie tę postać zaakceptować.

Henry i Sam
Zanim historia powróciła do clifhangera z poprzedniego odcinka, poznaliśmy jeszcze nieco lepiej Henry’ego i jego brata Sama. Tę postacie znać powinien każdy, kto grał w grę, jednak są tutaj pewne różnice. Jedną z najważniejszych jest fakt, że w serialu Sam jest głuchoniemy. Twórcy tłumaczyli tę zmianę tym, że chcieli nieco rozróżnić relację braci z tą, która dzieje się między Joelem i Ellie. Zmieniona została też geneza ucieczki chłopaków – tutaj Henry jest kolaborantem FEDRY i za to ściga go Kathleen. On wie, że zrobił źle, jednak nie miał innego wyjścia, bo tylko tak mógł zdobyć lek na białaczkę dla Sama.
Dylemat moralny jaki musiał przeżyć Henry świetnie rzutuje na Joela, który również zaczął się zastanawiać czy jest dobrym człowiekiem, skoro robił złe rzeczy. Powiem wam, że to jest właśnie to, co najbardziej cenię sobie w tym konkretnym serialu – zresztą w każdym serialu – odcienie szarości. Nic tu nie jest czarne czy białe, wszystko jest rozmyte i niejednoznaczne, a historia Henry’ego tylko to potwierdza.

Ucieczka z KC
Ostatecznie Henry i Sam zaczynają współpracować z Joelem i Ellie aby uciec z obławy w Kansas City. Pierwsi znają drogę, a drudzy mają doświadczenie z radzeniem sobie z zakażonymi i powinni zapewnić całej misji odpowiednią ochronę. Jest to mocno zbliżone do fabuły gry i stanowi resztę historii opowiedzianej w odcinku. Bardzo przyjemnie oglądało się relację miedzy czwórką bohaterów, w szczególności zaprzyjaźnianie się młodzieży.
Wyraźnie widać, że obu dzieciakom brakowało towarzystwa rówieśników. Na plus zasługuje podobny do gry klimat przemieszczania się tej ciekawej grupki po Kansas City, a schronienie w tunelach, w którym odpoczywali wręcz był przeniesiony jeden do jednego z pierwowzoru. Na szczęście scenarzyści oszczędzili widzom przybliżenia losów poprzednich mieszkańców tego miejsca, bo jest ona równie ponura, jak zakończenie tego odcinka. Zainteresowanych odsyłam do internetu by samemu zgłębić temat – szukajcie historii Kyle’a z Pittsburgha.

Wraz ze zbliżającym się końcem odcinka atmosfera gęstnieje i jest coraz więcej akcji. Nie uchylając zbyt mocno rąbka tajemnicy powiem, że zakończenie jest naprawdę intensywne. Najpierw dochodzi do wspomnianej konfrontacji Katleen i Henry’ego, pojawia się Bloater vel Purchlak, czyli największy sukinkot z arsenału zainfekowanych, a na koniec mamy emocjonalna bombę atomową w postaci rozstania Henry’ego i Sama z Joelem i Ellie. Ostatnie 20 minut odcinka ogląda się z zapartym tchem i jak w transie. Coś niesamowitego z jednej strony, a z drugiej zastanawiałem się, dlaczego ja sobie to w ogóle robię. 😛
Podsumowanie
Przyznam się, że zastanawiam się czy to nie jest najlepszy odcinek serialu do tej pory. Jest tutaj ciekawa historia, sporo akcji i emocjonalnych scen. Klimat mocno nawiązuje do gry, a niektóre lokacje czy wydarzenia są wręcz z niej przeniesione jeden do jednego. Nie brakuje jednak znaczących różnic, które sprawiają, że cały czas jest sens oglądać serial, nawet jeśli znamy fabułę pierwowzoru na pamięć. Dla mnie zakończenie było jak do tej pory największą emocjonalną petardą, która wali tak w splot słoneczny, że aż brakuje na moment tchu. Niezmiennie polecam.