
Uwaga! Artykuł zawiera spoilery z filmu Menu.
Przyznaję się, że film Menu obejrzałem przypadkiem. Odpaliłem Disney+, wyskoczyła mi reklama i – jako że lubię produkcję o kucharzach i specyfice ich zawodu – to postanowiłem to obejrzeć. I jak zapewne domyślają się ci, którzy ten film widzieli, do końca seansu siedziałem w szoku, bo dostałem coś, czego się kompletnie nie spodziewałem. I od razu wam mówię: zaskoczenie było niesamowicie pozytywne. Nawet wspomniałem o nim w corocznym geekosferowym rankingu filmowym.
Fabuła
Historia zawarta w tym filmie może wydawać się prosta. Ot, niejaki Tyler (świetny Nicholas Hoult) zabiera swoją ukochaną Margot (zjawiskowa Anya Taylor-Joy) do wyjątkowo ekskluzywnej restauracji, umieszczonej na oddalonej wyspie, gdzie za posiłek trzeba zapłacić kilka tysięcy dolarów. Szefem tej restauracji jest legendarny kucharz Slowik (groźny Ralph Fiennes). Niby wszystko wskazuje na romantyczną komedię albo love story. Jednak z biegiem czasu okazuje się, że tak naprawdę Margot to tzw. call-girl, Slowik to wypalony kucharz, który ma już ma dość tej pracy i uciążliwych gości jego restauracji, mających zresztą sporo za uszami. Wielki plus dla scenarzystów za spokojne odkrywanie kart tej historii, aż do wielkiego finału. Świetne prowadzenie historii, twórcy nie spieszą się, ale przy okazji nie nudzą ani trochę. Jednak prawdziwą siłą tej produkcji są postacie, które reprezentują pewne cechy tak znane komuś, kto pracuje w usługach.

Postacie, czyli główne Menu
Jak wspomniałem wyżej, siłą tej produkcji są postacie, będące swoistymi archetypami. Mamy tu więc bogatych klientów, którzy nawet nie pamiętają co jedli, mimo że płacą za to tysiące dolarów. Typowi przedstawiciele kasty bogatych ludzi, dla których tak naprawdę liczy się prestiż samego posiłku w wyjątkowym miejscu, choć ono samo tak naprawdę mało ich interesuje. Mamy tu młodych ludzi, którzy szybko się wzbogacili (niekoniecznie legalnie), a teraz są bardzo butni i pewni siebie, zwłaszcza jeśli za plecami mają kogoś potężniejszego. Następny jest podupadły aktor, jadący na sławie i jego asystentka, która bez wahania go wykorzystuje. Jedną z moich ulubienic jest szanowna pani krytyczka, która z zasady krytykuje wszystko i używa trudnych słów, aby wypaść na mądrzejszą, a jej współpracownik istnieje tylko po to, żeby łechtać jej ego i grzecznie potakiwać.
Na osobny akapit zasługuje Tyler, który uosabia całe grono ludzi zafascynowanych jakaś dziedziną do takiego stopnia, że odzierają ją z każdej dosłownie tajemnicy. To już nie jest fascynacja tylko fanatyzm. Do tego absurdalnie pragnący pochwały od specjalistów z tej dziedziny. Świetna jest scena, gdy szef Slowik opowiada o jakimś daniu, a Tyler wyrywa się z podpowiedzą. Reakcja szefa jak i późniejsza Tylera to majstersztyk. Postać Tylera jest najbardziej przerażająca, bo w porównaniu do innych on nie tyle jest złym człowiekiem, co jego fascynacja zmieniła się w fanatyzm, a to jest zawsze groźne. Zwłaszcza jeśli ktoś staję się ślepo posłuszny do tego stopnia, że godzi się na śmierć w imię swoich fanatycznych idei.
W tej całej układance nie pasuje Margot. Osoba, która nie miała znaleźć się na tej ostatniej wieczerzy i mimo swoich wad w odczuciu szefa Slowika nie zasłużyła na ukaranie. Tylko ona nie docenia misternie przygotowanych dań i zdecydowanie nie udaje kogoś, kim nie w rzeczywistości jest. Margot wprowadza do fabuły trochę świeżości i jako jedyna przeżywa pobyt na wyspie.
No dobrze, ale co z głównym antagonistą? Jak na tym tle wypada sam Slowik? W moim odczuciu jest to wielowymiarowa postać, która idealnie pokazuje, co może się stać z człowiekiem, który odniósł niesamowity sukces, ale wypalił się i nie potrafi już cieszyć się pracą. Wspaniale scenarzyści pokazali to, jak środowisko i relacje z klientami mogą doprowadzić do całkowitego załamania się duszy artysty. Znamienne jest, że to właśnie zrobienie zwykłego, pospolitego cheesburgera dało mu radość i pozwoliło uciec Margot z restauracji.

Film bez wad?
Oczywiście nie jest to film idealny. W paru miejscach zawiodła reżyseria, a i końcówka była jak dla mnie zbyt groteskowa. Jednak będę stał na straży zdania, że jest to jeden z najlepszych filmów zeszłego roku. Daje nam spore pole do interpretacji, a w zalewie produkcji superbohaterskich i wszelkiej maści superprodukcji przynosi odrobinę świeżości i świetnej zabawy. Innymi słowy: zapraszam i polecam. 🙂