
UWAGA! Recenzja zawiera spoilery do szóstego odcinka The Last of Us.
Szósty odcinek The Last of Us zaczyna się nietypowo jak na ten serial. Po pierwsze mamy spory przeskok w czasie – od wydarzeń z Kansas City minęło 3 miesiące. Zatem mamy zimę i można wywnioskować, że zbliża się Gwiazdka. Jednak bardziej niezwykłe jest to, że jesteśmy świadkami scenki komediowej i to doskonałej scenki komediowej. Joel i Ellie wtargnęli do chatki zamieszkałej przez starsze indiańskie małżeństwo. No i na ekranie dzieję się prawdziwa magia. Dialogi, głownie między samym małżeństwem, są cudowne. A co robili tam nasi bohaterowie? Szukali wskazówek co do kierunku, bo się zgubili.
Obyło się bez rozlewu krwi, a ja składam oficjalny wniosek na spinoffa z Florence i Marlonem granych przed doskonałych Elaine Miles i Grahama Greene’a. Dwudziestominutowe odcinki, może w konwencji mocumentu… oglądałbym! HBO! Nie ma za co, oddaje pomysł za darmo. Umówmy się, takie upuszczenie trochę negatywnych emocji było potrzebne po bardzo intensywnych dwóch odcinkach i jest dobry wstęp do spokojniejszej, sielankowej atmosfery Rodziny.
Jackson, Wyoming
Tytuł odcinka mocno nawiązuje do fabuły odcinka i to na wielu płaszczyznach. Coraz mocniej zawiązuje się w nim relacja ojciec-córka u Joela i Ellie. Sceny z ich podróży świetnie ukazują, jak ich znajomość ewoluuje i jak się docierają. Ellie uczy się od Joela strzelania, gwizdania czy postępowania podczas obozowania. Widać, że zaczynają się naprawdę lubić, a dziewczyna przestaje być dla cynicznego byłego budowlańca tylko towarem do przetransportowania.
Inną kwestią jest fakt, że dzięki kierunkom wskazanym przez Florence i Marlona Joel i Ellie docierają do miasteczka Jackson, gdzie odnajdują Tommy’ego, brata Joela. Wspomniane miasteczko to istny raj na apokaliptycznej Ziemi. Społeczność żyje w dostatku i spokoju, mają nawet choinkę przybraną na święta i własną whisky. Wprowadza to uspokojenie do fabuły i znów możemy poczuć lekkie pokrzepienie na widok dobrze prosperującego miasteczka – podobnie jak to miało miejsce oglądając historię Billa i Franka. Natomiast sami panowie mają sporo do nadrobienia i tutaj też temat rodziny przebrzmiewa bardzo mocno. Tommy założył bowiem własną i spodziewa się dziecka. Bracia muszą też wyjaśnić sobie sporo spraw. Jest emocjonalnie i aktorsko po prostu mistrzowsko. Scena, w której Joel pęka przed bratem i opowiada o swoich uczuciach, które trapią go od dawna, jest naprawdę przejmująca.
Zresztą konfrontacji jeden na jeden jest w tym odcinku kilka i w zasadzie każda jest równie cenna dla widza. Oprócz już wspomnianej Joela i Tommy’ego na uwagę zasługuje zarówno scena strzyżenia Ellie przez Marię, żonę Tommy’ego, w której widać doskonale, jak protekcjonalna wobec Joela staje się Ellie. Na „deser” dostajemy jeszcze konfrontację pary głównych bohaterów, gdzie w scenie żywcem niemal wyciągniętej z gry nastolatka mocno przeżywa fakt, że Joel postanawia ją zostawić pod opieką swojego brata. Niby spokojny odcinek, w którym niewiele się dzieje, ale emocje nadal są silne.
Ostatecznie w dalszą podróż ruszają „ojciec” Joel i Ellie i zmierzają do kolejnej fundamentalnej miejscówki z gry, czyli Uniwersytetu Colorado. Tam miał mieć swoją siedzibę ośrodek badawczy Świetlików. Niestety okazało się że, ruch oporu wyniósł się stamtąd niedawno, a na kampusie szaleją tylko małpy i bandy niebezpiecznych rabusiów. Jak można było się spodziewać tutaj sielanka się kończy i znowu towarzyszą nam silnie negatywne emocje. Jednak trzeba przyznać, że znów świetnie oddano tutaj sceny z gry komputerowej i prócz finalnej konfrontacji z bandziorami i zranieniem Joela, wszystko jest wierną kopią pierwowzoru łącznie z dialogami. Odcinek kończy się kolejnym mocnym cliffhangerem, który dla osób, który gry nie znają, będzie na pewno powodował mocne przebieranie nóżkami w oczekiwaniu na kolejny poniedziałek.
Nawiązania do gry
Jak już wspomniałem w Rodzinie sporo jest nawiązań do pierwowzoru i, co ciekawe, w dużej mierze dotyczy to drugiej części gry. Samo Jacskon jest największym mrugnięciem oka w stronę graczy. Jest jednak dużo bogatsze w szczegóły i ludzi. Nie zabrakło w nim znanego baru „Tipsy Bison”. Co ciekawe, będąc w miasteczku, na ekranie na moment pojawiła się prawdopodobnie Dina, ważna postać z drugiej odsłony gry komputerowej. Nie zabrakło też Shimmera, czyli konia Ellie – tutaj jeszcze przedstawiony był jako źrebak przy matce. Takich przykładów można by jeszcze długo wymieniać, bo jest to kolejny odcinek, który jest dość wierny materiałowi źródłowemu. Różnice można zauważyć przy końcowej scenie, gdy Joel zostaje ranny – okoliczności są nieco inne, a także w scenie spotkania się braci Millerów na ekranie – w grze spotkali się w hydroelektrowni, a nie w miasteczku.
Podsumowanie
Rodzina to kolejny rewelacyjny odcinek i nie wyobrażam sobie, aby ten serial jeszcze mógł mnie w jakikolwiek sposób zawieść. Ten epizod to z jednej strony odcinek lekko zwalniający tempo i pokrzepiający serca. Z drugiej mocno podkreślający fakt, że takową rodziną de facto stali się Ellie i Joel. Mamy tutaj przerażonego wręcz Joela, który boi się, że ze względu na swoje ograniczenia fizyczne, nie będzie w stanie ochronić dziewczyny w tym okrutnym świecie. Podkreślone jest też przywiązanie Ellie do swojego opiekuna jako jedynej osoby, której na niej zależy i która jeszcze żyje. Cliffhanger na koniec natomiast zapowiada kolejną świetną historię, którą opowie następny odcinek. Osobiście nie mogę się doczekać.