Uwaga! Artykuł zawiera spoilery z drugiego odcinka serialu Mandalorianin.
Hmmm… Mam z tym odcinkiem spory problem, bo trudno mi jednoznacznie ocenić, czy był dobry, czy też zły. A im więcej o tym myślę, tym więcej niejednoznaczności się pojawia. 🙂 Minęło już kilka godzin od seansu, a ciągle nie mam wyrobionego zdania, dlatego ta recenzja też nie będzie oczywista.
O czym ta historia?
Poprzednio dowiedzieliśmy się, że Din Djarin poszukuje odkupienia i w tym celu musi udać się na ojczystą planetę. Dodajmy: zniszczoną, skażoną i niebezpieczną. Potrzebuje droida, który zbada jakość atmosfery, ale użycie IG-11 nie wchodzi w grę. Tym razem wpada na pomysł, by odwiedzić starą znajomą na Tatooine, a ta sprzedaje mu R5-D4 (droid z długą historią). Mandalorianin z droidem i Grogu dociera do zniszczonej planety (po drodze opowiadając kilka zdań o astronawigacji), tam walczy z Morlokami, wpada w pułapkę i w jaskiniach zostaje złapany przez „coś” biomechanicznego. Tylko małemu Grogu udaje się uciec.
Młody, wykorzystując nowo przyswojoną wiedze o okolicznych systemach gwiezdnych, ściąga na pomoc Bo-Katan. Ta ratuje Dina i towarzyszy mu w dotarciu na samo dno kopalni, gdzie Mandalorianin ostatecznie może zanurzyć się w świętej wodzie i odkupić winy. Tam czeka widzów kolejna niespodzianka, bo w czeluściach żyje sobie spokojnie nie wadząc nikomu Mitozaur – wielka bestia, będąca bardzo ważnym elementem kultury Mandalorian.
Się dzieje, czy się nie dzieje?
Patrząc na powyższy opis fabuły wydaje się, że odcinek tętnił przygodami, a widz był atakowany nowymi wydarzeniami na ekranie. Rzecz w tym, że podczas seansu wcale nie miałem takiego wrażenia. Powiem więcej: mniej-więcej w połowie odcinka wydawało mi się, że całość jest bardzo spokojna i wyciszona, a żeby jakoś wypełnić czas antenowy scenarzyści wrzucają niepotrzbene elementy, które nijak nie przydarzą się później. Nie wiem, czy istnieje jakieś przeciwieństwo strzelby Czechowa, ale w pewnym momencie miałem wrażenie, że tego tu sporo.
Weźmy wątek kupna droida, który miałby pomóc w badaniu atmosfery na skażonej planecie. W moim odczuciu jest kompletnie niepotrzebny, bo taka rozwinięta cywilizacja ma chyba jakieś czujniki, by zdalnie móc stwierdzić poziom promieniowania czy trujących chemikaliów. Spora część poprzedniego i początek tego odcinka służyły raczej temu, by pokazać widzom znajome twarze i miejsca. To tak, jakby twórcy krzyczeli: „Hej! To ten sam droid, co go prawie kupił Luke Skywalker! A to jest Tatooine! Jesteś zadowolony?”
Chciałbym przypomnieć, że Tatooine to zadupie galaktyki. 🙂 Taka planeta na obrzeżach, co to nikt się nią nie interesuje, życie jest ciężkie, a gangsterzy i szara strefa są elementem codzienności.
A jednak się kręci!
Wspomniałem o strzelbie Czechowa, ale muszę zaznaczyć, że serial potrafi przeginać w obie strony. Nie tylko wrzucać niepotrzebne wątki, ale też wstawiać coś, co przydaje się praktycznie od razu. Bolą mnie oczywiste rozwiązania fabularne. Mandalorianin w kokpicie swojego okrętu opowiada Grogu o podstawach astronawigacji i o okolicznych planetach. Ta wiedza przydała się w zasadzie od razu, bo Grogu dosłownie kilka minut później musi samodzielnie pokazać droidowi nawigacyjnemu cel podróży, gdy leciał po Bo-Katan po pomoc. To było tak oczywiste, że aż bolało.
I wreszcie mamy coś, co wydaje się złotym środkiem, pomiędzy wątkami zbędnymi i takimi, które kończą się od razu. Takie wątki, które powoli rozwijają się przez cały serial, pokazują dziejące się w czasie zmiany i dotyczą tego, jak zmienia się jakaś postać. Taka Bo-Katan Kryze… Opuszczona przez swoich, zniechęcona i z brakiem wiary w przyszłość jej rozbitego narodu. W dodatku w przeciwieństwie do Dina nie do końca szanuje tradycję i z pewnym lekceważeniem odnosi się do jego odkupienia.
W ostatnich scenach odcinka pomaga Mandalorianinowi i widzi Mitozaura, co ewidentnie wpływa na jej postrzeganie tradycji. Jestem absolutnie przekonany, że za kilka odcinków okaże się, że Bo-Katan przejdzie jakąś przemianę i wspólnie z Dinem jakoś zjednoczą Mandalorian. Gdyby jeszcze to było mniej oczywiste. 😀
Zawartość Mandaloranina w Mandalorianinie
Jest jeszcze jedna rzecz, o której muszę wspomnieć, a mianowicie bardzo mocne zakorzenienie fabuły w historii i realiach tamtego świata. Te realia zostały w serialu Mandalorianin tylko wspomniane, bo generalnie cała historia wojen domowych, Wielkiej Czystki, pochodzenia Bo-Katan i całej reszty mitologii związanej z Mandalorianami była opowiadana w innych produkcjach, na przykład w Wojnach Klonów. Ktoś świeży, albo osoba, która swoją przygodę z Gwiezdnymi Wojnami rozpoczęła od filmów pełnometrażowych, a seriale poboczne są dla niej nieznane – takiej ogromnej ilości nawiązań zwyczajnie nie doceni. Z drugiej strony hardkorowi fani będą usatysfakcjonowani i wniebowzięci.
Cały czas zastanawiam się, jak ja odbieram Mandalorianina i nie jest to sprawa prosta. Nie widziałem Wojen Klonów, więc nie zachwycałem się widokiem zrujnowanego miasta, jak mój syn. Jedno krótkie zdanie Bo-Katan wspominającej, że rządziła krótko planetą, nie niosło dla mnie absolutnie żadnej treści. I dlatego zastanawiam się, ile rzeczy mi umyka i czy nie jest to powód, dla którego tak ciężko ocenić mi odcinek i obecny sezon.
Bo z jednej strony są tu niesamowite wpadki fabularne. Dlaczego Bo-Katan sama wcześniej nie poleciała na skażoną planetę, żeby zweryfikować jej stan, skoro mieszkała tuż obok? Po co Mandalorianinowi droid do badania atmosfery, gdy zdalne czujniki mogą tak samo zrobić tą robotę? Po kiego grzyba wszyscy pchają się na najmniej znaczącą planetę w galaktyce? 😉
Z drugiej strony serial ciągle ma perspektywy na interesującą historię. Na początku wydawało się, że sezon będzie poświęcony odkupieniu Dina Djarina, ale to mamy już za sobą – udało się to już w drugim odcinku. Niemożliwe jest, by Din Djarin po uzyskaniu odkupienia nie wplątał się w kolejną kabałę i wydaje się, że motywem przewodnim będzie raczej zjednoczenie Mandalorian. To jednak rajcuje bardziej tych, co Gwiezdne Wojny znają od podszewki.
Sam nie wiem, jaką wystawić ocenę. Jestem rozdarty niczym sosna w Ludziach bezdomnych…