UWAGA! Recenzja zawiera spoilery do ósmego odcinka The Last of Us.
Oj, ten epizod to już jest ostra jazda bez trzymanki. W prawdzie zostawia nas, póki co, bez zakończenia historii Ellie i Riley, ale nareszcie główny wątek idzie do przodu i to jak! Możemy się tutaj spodziewać ogromu emocjonalnych scen i dynamiki, jakiej jeszcze w Last of Us nie doświadczyliśmy. Ci zaznajomieni z grą doskonal wiedzą, jaki fragment historii został tu opowiedziany – Ellie i Joel spotykają niejakiego Dave’a i jego dość specyficzną grupę.
Kultyści z kurortu
Odcinek zaczyna się od zapoznania się ze wspomnianą społecznością. Zastajemy Davida i jego ludzi podczas ceremonii pogrzebowej. Główny antagonista tego epizodu jest duchowym przywódcą grupy ludzi, którzy zdają się całkiem nieźle do tej pory radzić w Silverlake. Jednak sroga zima mocno ukróciła ich zapasy żywności, a na dodatek jakiś nieznajomy zabił niedawno jednego z nich. Jak się okazuje, był to oczywiście Joel pod czas starcia na uniwersytecie pod koniec przedostatniego odcinka. Od początku czuć, że coś tutaj jest nie tak. Wiadomo, fanatyczni wyznawcy zawsze budzą niepokój, ale tutaj w powietrzu śmierdziało coś jeszcze.
Sam David jest bardzo charyzmatyczny i świetnie zagrany. Poznajemy kolejnego przywódcę lokalnej społeczności, zaraz po Kathleen z Kansas City, który ma spore problemy psychiczne. Tym razem mamy do czynienia z kolesiem z narcystycznym zaburzeniem osobowości. Ustawienie się jako lidera kultu religijnego wydaje się idealną miejscówką dla takiego człowieka i David wykorzystuje to w każdym calu. Świetnie to widać w toku odcinka, kiedy dochodzi do konfrontacji z Ellie.
Ellie głową rodziny
Joel jest w stanie dość ciężkim, zatem to Ellie musi wziąć sprawy w swoje ręce i ogarnąć cały bajzel. Ostatecznie kończą im się zapasy, a młoda dziewczyna jest zmuszona pójść zapolować. Los chce, że udaje jej się natknąć na jelenia, którego trafia ze strzelby. Niestety zbieg okoliczności sprawia, że na postrzeloną zwierzynę chrapkę ma również wspomniany David wraz ze swoim przydupasem Jamesem. Tutaj ciekawostka: w Jamesa wciela się niejaki Troy Baker, czyli nie kto inny tylko aktor udzielający głosu Joelowi w grach komputerowych. I to jest, muszę przyznać, ciekawa perspektyw, bo tutaj zamiast być obrońcą Ellie, jest złolem, który od samego początku chce ją zabić, gdyż podejrzewa, słusznie z resztą, że to ona i jej przyjaciel są odpowiedzialni za śmierć jego kumpla w uniwerku.
Wstępnie Ellie przehandlowuje jelenia na antybiotyki dla Joela, bez których prawdopodobnie nie przeżyje. Sytuacja wydaje się być opanowana, mimo że czuć było grozę, a James jawnie oskarżył dziewczynę o morderstwo i chciał ją sprzątnąć na miejscu. Jednak ostatecznie wszyscy rozchodzą się w swoją stronę. Ellie nie spodziewa się, że Dave i jego klika będzie chciała wrócić, by upolować nie tylko ją, ale też Joela.
Joel się budzi jest wkur…, ekhm wkurzony
Kultystom nie sprawia dużej trudności znalezienie kryjówki naszych głównych bohaterów. Ellie próbuje odciągnąć napastników, zostawiając praktycznie nieprzytomnemu Joelowi jedynie wojskowy nóż do samoobrony. Niestety plan, mimo że odważny i bohaterski, udać się nie mógł. Dziewczyna zostaje porwana, bo z jakiegoś powodu David chce ją żywą. Część kultystów zostaje na miejscu obławy, aby odnaleźć i zabić Joela. I tutaj zaczyna się, przynajmniej dla mnie, jeden z dwóch najlepszych momentów odcinka. Nasz protagonista w ostatnim momencie przytomnieje i zastawia zasadzkę niczym John Rambo na pozostawionych na miejscu kultystów.
Ostatecznie radzi sobie z oprychami, a nawet kilku przesłuchuje, aby wydobyć informację o miejscu, gdzie społeczność Davida ma swoją kryjówkę. W tych scenach wynurza się najbardziej okrutna natura Joela. Porwano jego przybraną córkę i jest w stanie zrobić wszystko, by ją uratować. Nie przebiera przy tym w środkach i jest wręcz okrutny. Czuć, że jest przyparty do muru i musi wykorzystać wszelkie swoje zdolności, aby odzyskać dziewczynę. Sceny są mocne i doskonale kontrastują chociażby z jego zachowaniem, gdy pytał o drogę indiańskie starsze małżeństwo kilka odcinków wcześniej.
Tutaj żarty się skończyły. Być może sceny te tak mocno do mnie dotarły, ze względu na to, że sam jestem ojcem trzech córek i całkowicie rozumiałem motywację Joela w tej sytuacji. Watek mocny i okrutny, ale w końcu taki jest świat Last of Us.
Palące zakończenie
Od tego momentu akcja się już tylko zagęszcza. Jesteśmy świadkami rewelacyjnie zagranych konfrontacji Ellie i Davida. Wychodzi w międzyczasie, że nasi kultyści mocno w nieświadomości są kanibalami. Jedynie niewielka grupka zna prawdę. Fakt, można im nawet przyznać rację, że warunki były ciężkie i tylko taka dieta pozwoliła im przetrwać tak długo, ale jednak umówmy się: jest to chore. Do tego, w końcu prawdziwe, psychopatyczne oblicze ujawni sam pastor Dave. W kulminacyjnych scenach odcinka dochodzi do pojedynku na śmierć i życie Ellie i porąbanego przywódcy kultystów.
Ten fragment odcinka to już w zasadzie gatunkowo survival horror i to całkiem dobrej jakości. Mamy tu świetne ujęcia w ciasnych, płonących pomieszczeniach, które budują napięcie. Jest też doskonała gra aktorska i finalna scena, gdzie Ellie rozprawia się ostatecznie z ostro porąbanym i sadystycznym pastorem. Jednak mnie najbardziej urzekło samo zakończenie odcinka, czyli moment, gdy Joel i Ellie odnaleźli się, a Joel po raz pierwszy zwraca się do dziewczyny „baby girl”. Ja, stary, zgorzkniał, marudny geek niemalże uroniłem w tym momencie łzę. Cudownie emocjonalne zakończenie odcinka.
Podsumowanie
Ostatnio narzekałem nieco, że fabuła nie idzie w ogóle do przodu i mocno liczyłem, że tym razem będzie o wiele lepiej. Spodziewałem się jaką historię opowie ten odcinek, ale i tak bardzo pozytywnie się zaskoczyłem. Nawet jak na The Last of Us emocji tutaj było ogrom – nawet można uronić łezkę na samym końcu. Postać Davida też robi tutaj robotę. Nie dość, że świetnie napisana, to poziom aktorski Scotta Shepherda jest kosmiczny, co w zasadzie na etapie ósmego odcinka tego serialu absolutnie nie dziwi. Doceniam też dynamikę, jaką tutaj mamy z kulminacją w finale epizodu. Jak się dłużej nad tym zastanowiłem, to chyba według mnie najlepszy odcinek do tej pory. WoW!