Uwaga! Artykuł zawiera spoilery z trzeciego odcinka serialu Mandalorianin.
Za nami kolejny odcinek serialu Mandalorianin. Tym razem zadziwiająco mało w nim głównego bohatera, bo poza kilkoma scenami, większość czasu antenowego było poświęcone temu, jak działa galaktyka po upadku Imperium i zabiciu Palpatine’a.
Mandalorianin na szybko
Wątek głównego bohatera w zasadzie ogranicza się do zamknięcia tego, co działo się poprzednio. Din Djarin po uzyskaniu odkupienia wraca z Bo-Katan i Grogu do swoich. Jedyną przeszkodą jest niewielka potyczka z myśliwcami Imperium, które – nie wiadomo dlaczego – zbombardowało siedzibę Bo-Katan. Być może resztki Imperium mają w tym jakiś ukryty cel, a być może chodziło tylko o to, żeby naszych bohaterów spiknąć razem i wysłać do reszty Mandalorian.
Punkt ciężkości w tym wątku znacząco przesunął się w kierunku Bo-Katan, która wcześniej była dość mocno zrezygnowana. Wszyscy ją opuścili, nie udało jej się zjednoczyć klanów Mandalorian, nawet Darksaber jej się wymknął z rąk. Widać jednak, że powoli sytuacja się zmienia, a sama Bo-Katan chyba przechodzi przemianę. Pierwsza oznaka tej zmiany pojawiła się, gdy Mandalorianka zobaczyła Mitozaura – uznane za wymarłe zwierzę, bardzo ważne w kulturze Mandalorian. Do tego okazało się, że formalnie spełniła identyczne warunki jak Din Djarin, by uzyskać odkupienie win. W efekcie oboje zostali przyjęci do swoich, ale można podejrzewać, że coś się tu wykluje.
Osobiście uważam, że Bo-Katan jakoś wykorzysta Mitozaura, by spróbować ponownie zjednoczyć wszystkie klany Mandalorian. Może będzie na nim jeździć, jak Boba Fett na rancorze? 🙂 Czas pokaże.
Doktor Pershing, do usług
Większość odcinka poświęcona była temu, co dzieje się na Coruscant po upadku Imperium, które można było oglądać w Powrocie Jedi. Tak, nie pomyliłem się, chodzi o film z 1983 roku.
Ogólna sytuacja jest taka, że nowe władze starają się jakoś ogarnąć sytuację i z lepszymi lub gorszymi efektami umożliwić byłym pracownikom i żołnierzom Imperium życie w spokoju w nowych realiach. Wspaniałomyślnie ogłoszono abolicję i amnestię, z których korzystają – pod pewnymi warunkami – nawet szturmowcy. Jednym z takich „szczęśliwców” jest Penn Pershing, czyli naukowiec, który w pierwszym sezonie chciał przeprowadzić sekcję Grogu.
Pershing jest dziwną postacią. Według mnie najlepiej pasuje do niego określenie „socjopata”. Nie dba o etykę tego, co robi, ale ciągle wmawia sobie, że jego badania mają na celu dobro. Trochę przypomina mi doktora Cortazara z cyklu The Expanse (polecam!), czyli kolesia wypranego z uczuć i emocji, by móc skupić się tylko na pracy. A że po drodze zabije się jedną czy kilka osób, albo połączy geny kilku osób, by wyhodować nowego „osobnika”? Mało ważna drobnostka.
Do tego dodajmy postać Eli Kane, która wciąga doktora w jakąś dziwną intrygę. Jej postać jest tak bardzo dwuznaczna, że bardziej się chyba nie da. Nie wiadomo dlaczego najpierw pomagała doktorowi, a potem go zdradziła. Nie wiadomo z kim pracuje, dla kogo, a nawet czy jest sama. Zresztą, możliwe jest nawet, że jest świruską, która chce tylko biednego doktora wykorzystać. Sam doktor za jej przyczyną kończy w futurystycznej maszynie od lobotomii, więc moje skojarzenia z doktorem Cortazarem są jeszcze silniejsze.
Jeśli postać Pershinga ma od samego początku budzić obrzydzenie, czy złe emocje, to muszę przyznać, że aktorowi udało się ten efekt uzyskać. Jego Pershing jest najzwyklej w świecie obleśny i przypomina szczura. Jeśli jednak w trakcie serialu okaże się, że fabuła będzie starała się w jakiś sposób wybielić doktorka i jego działania (np. poprzez to, co zrobiła z nim Elia Kane), to będzie bardzo źle świadczyło o twórcach. Na razie wątek jest dziwny…
Jak działa galaktyka
Wspomniałem o tym, że nowe władze starają się jakoś ustawić życie w galaktyce po upadku Imperium. Cóż… Ten wątek jest dla mnie dość infantylny. Mówiąc wprost nie rozumiem sytuacji, w jakiej znajduje się galaktyka. Sposób w jaki pokazano elity w stolicy jest dziecinny, niczym w Ostatnim Jedi. Tam też pokazywano, że wojna jest zła, bo na niej bogaci się jeszcze bardziej bogacą. 🙂 Pamiętacie monolog Rose w kasynie?
W tym odcinku Mandalorianina jest scena, w której elity żartują sobie, że władze tak szybko się zmieniają, że nie wiadomo, kogo teraz chwalić. Szczerze mówiąć nie trafia do mnie ta scena. Chyba wolę jednak, gdy Gwiezdne Wojny skupiają się na akcji i przygodzie, a nie na prostodusznym pokazywaniu, że wojna jest zła, a świat powinien być sprawiedliwy. Kwestie wojny, jej efektów i prób układania życia po wojnie są ciut bardziej skomplikowane, by móc je rozsądnie pokazać w takim serialu, jak Mandalorianin.
Co dalej?
No coż… Było tu kilka ciekawostek. Uśmiechnąłem się przy świecących (jakby radioaktywnych) lizakach. Muszę mocno pochwalić to, jak twórcy pilnują spójności wizualnej w serialu, bo pomimo tego, że ma premierę w 2023 roku, to od razu można rozpoznać miejsca, modę i styl tego, co widzieliśmy w kinie w filmach z 1983 czy 2002.
Mam jednak mały problem z fabułą. Wątek odkupienia Din Djarina w zasadzie się skończył, a Bo-Katan poświęcono mało czasu antenowego. Z kolei perypetie doktora Pershinga dopiero się zaczynają i ten wątek jeszcze nie zdążył mnie zaangażować. Serial ma dość dziwną konstrukcję. Mam nadzieję, że w przyszłym tygodniu wyjaśni się, po co przypominać postać, której w serialu nie widzieliśmy od wielu odcinków…