Uwaga! Artykuł zawiera spoilery z piątego odcinka serialu Star Trek: Picard.
Kiedy w zeszłym roku rozpoczynał się drugi sezon serialu Star Trek: Picard byliśmy w redakcji pełni obaw, ale i nadziei. Niestety szybko okazało się, że obawy są słuszne, a szumnie zapowiadane powroty starych postaci nie wniosły nic dobrego. Wręcz przeciwnie. Hucznie reklamowany Q (portretowany przez Johna de Lancie) był tylko cieniem samego siebie. Infantylne rozwiązania fabularne związane z postaciami Borg i Agnes Jurati wołały o pomstę do nieba, a gwoździem do trumny były wątki trudnej przeszłości Picarda i samobójczej śmierci jego matki.
To dlatego byłem raczej źle nastawiony do trzeciego sezonu. Spodziewałem się, że zebranie starej ekipy będzie tylko chwytem marketingowym, a serial kolejny raz skupi się na gloryfikowaniu kogoś nowego i cudownego. (Tak, Star Trek: Discovery, piję do ciebie…) Tymczasem sezon trzeci pokazuje, że jednak można zrobić coś naprawdę ciekawego i emocjonalnego, co ma wspólnego z dawno niewidzianą postacią. Po seansie byłem szczerze zaskoczony i zadowolony…
Cisza przed burzą
Picard i ferajna odpoczywa po wydarzeniach zeszłego odcinka, gdy udało im się uciec z mgławicy kapitan Vadic. Załoga naprawia okręt i regeneruje siły, a dowództwo zastanawia się, jak bronić się przez zarzutami o niesubordynację po powrocie. Jest spokojnie, ale to tylko spokój przed burzą. Po przybyciu na miejsce okrętu USS Intrepid napięcie gwałtownie rośnie, a to za sprawą Ro Laren, czyli byłej podwładnej Picarda sprzed 30 lat. Okazuje się, że osoba, z którą w serialu Następne Pokolenie Picard miał ogromne nadzieje i która wtedy go zdradziła, jest teraz ważną szychą, która na dzień dobry rozstawia wszystkich po kątach i zamierza bez ceregieli ukarać naszych bohaterów.
Jednak groźna postawa Ro jest tylko zasłoną. W rzeczywistości okazuje się, że kobieta jest świadoma infiltracji Federacji i Gwiezdnej Floty przez zmiennokształtnych i mając tą wiedzę robi wszystko, by wykryć spisek. Co łatwe nie jest. Nie można ufać nikomu, bo każdy może się okazać zmiennokształtnym ukrywającym się tylko pod znajomą postacią.
Ładunek emocjonalny, który niesie ze sobą scena w holodeku, gdy Ro i Picard z bólem uświadamiają sobie swoje wzajemne uczucia, jest niesamowity i muszę przyznać, że aktorsko Michelle Forbes i Patrick Steward dają radę. A dzieje się tak dlatego, że nareszcie scenarzyści potraktowali powracającą postać z szacunkiem. To nie jest Q z poprzedniego sezonu, któremu zabrano moce, a który nic z tym nie robił poza dziwnymi wyrazami twarzy. Pokazana na ekranie Ro jest wielowarstwową postacią, przeżywającą emocje, z własnymi zasadami i intencjami. Brawo! Nareszcie…
Jeśli chodzi o nowe postacie, to kapitan Liam Shaw jest kimś, kto budzi uśmiech na mojej twarzy. Niby dupek w obyciu, ale w rzeczywistości ma swoje przekonania, o które jest w stanie walczyć i ma ogromną charyzmę. Potrafi zrobić wiele dla bezpieczeństwa załogi i myśli o niej, gdy robi się niebezpiecznie. Trochę cienia na jego postać rzuca tylko scena, gdy z niedowierzaniem dociera do niego, że USS Intrepid za chwilę wystrzeli w niego torpedę. Shaw w tym momencie się zawiesił na moment i zaczął działać dopiero popchnięty przez Picarda, a powinien chyba sam wydać rozkazy bez ociągania. Ale cóż… Marudzę, ale to drobnostka, a ja i tak go lubię.
Jedyny minus w tym wątku jest związany z postacią Jacka Crushera. Ma jakieś zwidy, jeszcze niewyjaśnione, ale te zwidy wizualnie przypominają mi wątek czerwonego anioła w Discovery. A to wcale nie zachęca… 🙂 Na szczęście serial nie poszedł w kierunku skupiania się na odzyskiwaniu straconych relacji między ojcem i synem. Jean-Luc i Jack poznają się jakby organicznie, w tle, w trakcie innych wydarzeń i taki naturalny sposób poznawania się jest zdecydowanie lepszy.
Picard i Worf, czyli łączymy wątki
Odcinek wraca do porzuconego na chwilę wątku Raffi i Worfa, którzy śledzą terrorystów odpowiedzialnych za wykradzenie broni z Instytutu Daystroma i atak na placówkę Gwiezdnej Floty. O ile jednak wcześniej chwaliłem ten wątek, o tyle tym razem pomarudzę, bo w odcinku „Oszuści” nic nie jest popchnięte do przodu. Ot! Zabijają kolejnego gangstera, ale w zasadzie stan wiedzy naszych bohaterów w ogóle się nie zmienia. Już wcześniej byli świadomi infiltracji szefostwa przez zmiennokształtnych i tego, że kradzież broni i atak były tylko zasłoną dymną dla czegoś poważniejszego. Czy Volkański gangster powiedział im coś nowego? No nie bardzo…
Jedyne, co zostało nam pokazane, to jak wielkimi zakapiorami potrafią być Raffi i Worf. I o ile z tym drugim nie mam problemów (bo Worf wymiata), o tyle jakoś nie chce mi się wierzyć, że Raffi jest w stanie mu dorównać w fizycznej walce. Michelle Hurd, która wciela się w postać Raffi, ma 56 lat i to trochę widać. Wprawdzie Michael Dorn dobiega siedemdziesiątki i też fizycznie najlepsze lata ma już za sobą, ale jego postać to obcy, którego ewolucja i kultura są ściśle związane z walką i wojną. To mi się jakoś nie spina, ale nie skreślam wątku z tego powodu.
Czy zatem jest dobrze?
Na tak postawione pytanie odpowiadam: w zasadzie tak. Mając w pamięci to, jak bardzo zmieniono filozofię nowych seriali trekowych w porównaniu do tego, co znam z lat 90tych, to spodziewałem się porażki. My tu w redakcji naprawdę kochaliśmy kiedyś Star Treka i tym bardziej bolała nas porażka, jaką były Discovery i dwa pierwsze sezony Star Trek: Picard. Tymczasem okazuje się, że można zrobić coś, co ma sens w kontekście świata przedstawionego, pozwala przywoływanej na jeden odcinek postaci błyszczeć, a w dodatku interesuje intrygą.
Trzeci sezon Star Trek: Picard ma swoje minusy i bolączki. Trochę ubolewam nad postaciami Crusherów, bo Jack zaczyna kojarzyć mi się z Michael Burnham (to bardzo, bardzo pejoratywne skojarzenie), a z kolei Beverly prawie nie ma na ekranie, a jak już jest, to jest genialna i bez wad. W paru momentach trzeba porzucić logikę, np. gdy ponad 50 letnia kobieta daje bęcki Klingonowi, ale pomimo tego nie ogląda mi się tego sezonu źle. I faktycznie czekam na kolejny odcinek, bo historia mnie wciągnęła, a postacie dają się lubić.
Gdyby jeszcze było trochę jaśniej na ekranie… 🙂 Oglądając serial w nasłonecznionym pomieszczeniu na urządzeniu mobilnym niewiele widać. 🙂 Zresztą zobaczcie sami na powyższych zrzutach…