
UWAGA! Recenzja zawiera spoilery do dziewiątego odcinka The Last of Us.
Nastał ten smutny moment, kiedy premierę miał ostatni odcinek The Last of Us i to, co gorsza, krótki odcinek. Na szczęście absolutnie mnie nie zawiódł i był dobry oraz wierny z pierwowzorem zakończeniem pierwszego sezonu. Mimo zaledwie czterdziestu kilku minut dzieje się tutaj dużo, a na uwagę zasługuje też sam tytuł – który jest niejako klamrą z pierwszym epizodem. Tutaj mamy dokończenie motta Świetlików, którego początek ujęty był w pilocie serialu. Mała rzecz, a cieszy. Zacznijmy jednak od początku…
Fabuła
Odcinek zaczyna retrospekcja, co jest w zasadzie znakiem rozpoznawczym serialu. Tym razem mamy okazję poznać przyczynę odporności Ellie na zarodniki grzyba. Dokładnie rzecz ujmując jesteśmy świadkami jej narodzin, podczas których matka Ellie, grana przez Ashley Johnson, czyli aktorkę która użyczała głosu Ellie w grach komputerowych, zostaje ugryziona przez zarażonych. Poprzez krew pępowinową zarodniki dostają się też do krwioobiegu niemowlęcia i to dzięki temu dziewczyna staje się odporna. Dzieckiem natomiast obiecuje zaopiekować się Marlene, znana nam już przywódczyni Świetlików.
Na początku Joel i Ellie muszą zmierzyć się z traumą po spotkaniu z kultystami z poprzedniego odcinka. Dziewczyna jest wyraźnie nieswoja i bardzo ciężko przeżywa to, co się wydarzyło. Joel robi co może, aby poprawić humor swojej podopiecznej, ale nawet propozycja zagrania w klasyczne Boggle nie jest wstanie wpłynąć na jej nastrój. Jest to też czas, kiedy w końcu Joel otwiera się przed Ellie opowiadając więcej na temat Sary oraz tego, jak radził sobie z jej śmiercią. Według mnie były to bardzo ważne chwile dla fabuły serialu, nie mniej znaczące niż sam finał. Ba, mające z finałem bardzo dużo wspólnego, bo niejako historia tu opowiedziana tłumaczy zachowanie Joela na końcu odcinka.
Przygnębienie i poczucie beznadziei znika dopiero w momencie monumentalnej sceny z żyrafami w Salt Lake City. Jest to bardzo istotna scena w grze i nie mogło jej też zabraknąć w serialu. Jest to ostatnia chwila pokrzepiająca serce i ducha w całym sezonie. Ellie ma okazje karmić piękne zwierzęta w zasadzie z ręki, a na jej twarzy pojawia się w końcu uśmiech. Jest to też ostatni moment, w którym nasi bohaterowie mogą zrezygnować ze swojej misji. Dziewczyna jednak odrzuca propozycję Joela, aby wrócić do Tommy’ego i chce dotrzeć do celu, skoro jest już tak blisko.
To wszystko sprowadza historię do jej kulminacyjnego punktu. Świetliki potrafią wyekstrahować czynnik powodujący odporność Ellie, ale dziewczyna umrze w trakcie zabiegu. Joel nie jest gotów na takie poświęcenie nawet w imię ratunku dla całej ludzkości – tym razem nie pozwoli swojej córce zginąć – cena nie ma żadnego znaczenia. Ta postawa stoi całkowicie biegunowo od decyzji, jaką musiała podjąć Marlene, która również traktowała Ellie niemal jak własną córkę, jednak w imię wyższego dobra podjęła tę arcytrudną decyzję poświęcenia nastolatki. To starcie dwóch postaw i de facto motywów, jakie doprowadziły Joela i Marlene do swoich działań, to clou odcinka i w zasadzie sezonu.
Podobnie jak w grze, jesteśmy zaskoczeni takim, a nie innym działaniem Joela, ale też jesteśmy w stanie zrozumieć zarówno decyzję przywódczyni Świetlików, jak i Joela. Nie ma jednak czasu na większą rozkminę, bo na ekranie oglądamy pełne spektrum umiejętności starszego z braci Millerów. Tutaj muszę wam się przyznać: uważam, że twórcy zrobili kawał dobrej roboty. W przeciwieństwie do gry, gdzie finałowa jatka w szpitalu Świetlików to dobra godzina naparzania się z partyzantami, tak tutaj sekwencja jest w miarę krótka, ale za to napakowana po brzegi emocjami. Na dodatek w końcu widać, co Joel potrafi i jak może być skuteczny w morderczym tańcu. Dla mnie doskonała scena z równie doskonałym zakończeniem w postaci ostatecznej konfrontacji z Marlene.
Ponownie wiele scen tutaj było przekalkowanych z pierwowzoru, wszystko okraszone doskonałą muzyką. Natomiast scena na bloku operacyjnym ze stawiającym się Joelowi doktorkiem mnie totalnie rozwaliła. Pokazała totalną determinację głównego bohatera, dla którego żarty się skończyły. Mocne jest też zakończenie odcinka, gdy nasi bohaterowie na powrót docierają do miasteczka Tommy’ego. Ellie czuje podskórnie co się wydarzyło w szpitalu, jednak ostatecznie postanawia żyć w fikcji, jaką tworzy dla niej Joel.
Podsumowanie
Szukaj światła można podsumować bardzo krótko: świetne zakończenie świetnego sezonu świetnego serialu. Nie uważam, aby był za krótki, choć mój egoizm podpowiada mi, że im dłuższe obcowanie z Last of Us tym lepiej. 😛 Chodzi mi jednak o to, że w tych 40 minutach świetnie twórcy zawarli to, co należało. Były reperkusje dramatycznych wydarzeń wioski kultystów, było uspokojenie i mocny, emocjonalny finał sezonu ze wstrząsającą decyzją Joela. Aktorsko jak zawsze mieliśmy do czynienia z mistrzostwem, a sceny z żywą, nie renderowaną komputerowo żyrafą to majstersztyk. Dobrze było też poznać genezę odporności Ellie na zarodniki grzyba – dobrze to spaja całą fabułę.
Na przestrzeni moich recenzji domyślacie się, że i cały serial oceniam bardzo dobrze i, jak już wielokrotnie deklarowałem, będzie w moim top 5 najlepszych seriali 2023 i to raczej wysoko. Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to do ilości odcinków. I to nie dlatego, że uważam, że główną fabułę przedstawiono po łebkach. Nic bardziej mylnego – uważam, że tutaj scenarzyści poradzili sobie bardzo dobrze, a i wygospodarowali dwa odcinki na historię poboczne. Ale no właśnie… Jestem złakniony większej ich ilości i to najlepiej takich oderwanych od historii znanej z gry. Świetnie na przykład wypadła retrospekcja z Indonezji, czyli epicentrum epidemii. Po tak doskonale przedstawionym wątku czekałem na więcej takich opowieści, które stworzą jeszcze mocniejsze fundamenty uniwersum.
Poza tym należą się jedynie pochwały za stworzenie niemalże doskonałej adaptacji gry komputerowej i myślę, że będzie to wzorzec, na którym będzie bazować niejedna przyszła produkcja. To jak z szacunkiem potraktowano tutaj materiał źródłowy, a jednocześnie wykazano się zrozumieniem kompletnie innego medium, jakim jest serial, zasługuje moim skromnym zdaniem na niejedną nagrodę. Nic tylko czekać na kolejne sezony, bo z zapowiedzi twórców szykuje się nie jeden, a przynajmniej jeszcze dwa.