Uwaga! Artykuł zawiera spoilery z siódmego odcinka serialu Mandalorianin.
Mój problem z zeszłotygodniowym odcinkiem serialu Mandalorianin polega na tym, że w mojej opinii przekroczył granicę dziecinności i jest po prostu zbyt infantylny. Nie wszyscy się z tym zgadzają (nawet tu, w redakcji, mamy na ten temat różne zdania) i przez Internet przelewają się kompletnie odmienne oceny (pozdrowienia dla Smoka Eustachego). Mnie się zdecydowanie nie podobało. Zamiast porywającej przygody otrzymałem bajkę dla małych dzieci, ale stwierdziłem, że gorzej już być nie może i z pewną nadzieją na lepsze usiadłem do seansu siódmego odcinka.
Mandalorianin 2077
Odcinek rozpoczyna się sceną, która tak naprawdę wyjaśnia całą intrygę tego sezonu. „Była” podwładna Moffa Gideona z drugiego sezonu, której imienia za cholerę nie mogę zapamiętać, przemyka się przez Coruscant i muszę przyznać, że bardzo mi się ta scena podobała wizualnie. Tam z ekranu aż wylewał się klimat cyberpunka, a ujęcia budynków można porównać do chyba najbardziej znanego ujęcia panoramicznego z filmu Łowca Androidów. Ciemne ulice, oświetlone tylko neonami reklam, czy latarni ulicznych. 🙂 Generalnie fajne. 🙂
A swoją drogą, historia kinematografii zatoczyła tu niezłe koło. Czy wiedzieliście, że w Łowcy Androidów właśnie w scenie z panoramą miasta wykorzystano model Sokoła Milenium jako rekwizyt? 😉
W każdym razie otrzymujemy potwierdzenie, że za wszystkim stoi Moff Gideon, który zza kulis kombinuje, jak tu powrócić do władzy i jak przywrócić Imperium. Co mnie zdziwiło, to fakt, że nawet taka drobnostka, jaka atak piratów na Nevarro w piątym odcinku był przeprowadzony z jego inicjatywy. Nie do końca tylko zostało wyjaśnione, dlaczego to akurat Nevarro jest dla Gideona takie ważne. Wiemy natomiast dokładnie, dlaczego tak interesował się Mandalorianami i ich niby zniszczoną planetą. I wiemy, że poza Gideonem w całej galaktyce jest sporo osób, którzy w zasadzie są już tuż-tuż, by obalić słabą Nową Republikę i przywrócić władzę Imperium. A przynajmniej jakiś „porządek”. 😉
Dla fanów interesujące może być wspomnienie admirała Thrawna. To postać bardzo znacząca w uniwersum Gwiezdnych Wojen z czasów, zanim Disney przejął je od George’a Lucasa i wygląda na to, że choć początkowo zamieciona pod dywan (gdy stare historie przestały być kanoniczne), to teraz włodarze powoli go przywracają. Pojawił się już w serialu Star Wars: Rebels, ale ten serial jest animowany. Teraz najpewniej szykuje się pierwsze pojawienie tej postaci w serialu aktorskim.
Mighty Morphin’ Power Grogu
Tymczasem na Nevarro Mandalorianie przygotowują się do odzyskania swojej starej, niby zniszczonej planety. Bo-Katan udało się skumać zwaśnione klany i było pewne, że pomiędzy ortodoksami („Tak każe obyczaj!”) i tymi, którzy do tradycji podchodzą nieco luźniej, wywiążą się jakieś tarcia. Pokazano nam bójkę, ale – i tu znowu ciut pomarudzę – te tarcia był bardziej zasugerowane, niż eksplorowane przez scenarzystów. Poza momentem powitania i bójką na barce nie było w zasadzie chwili, by Mandalorianie ze sobą nie współpracowali.
Przez to wszystko, mam nieodparte wrażenie, że pogodzenie klanów poszło odrobinę zbyt łatwo. Jakby scenarzyści chcieli już to mieć za sobą i szybko przejść do następnego punktu fabuły. Cały czas z tyłu głowy myślałem sobie: skoro zgoda przyszła tak szybko, to dlaczego nikt wcześniej jej nie spróbował?
Rozbawił mnie pomysł, by uszkodzonego droida IG-11 (a w zasadzie już IG-12) przerobić na mecha dla małego Grogu. Nie ta skala, ale moje pierwsze skojarzenie błądziło w okolicach Power Rangers, czy Pacific Rim. 🙂 Zgodnie z zasadą „strzelby Czechowa”, droid w ostatnim odcinku na pewno zostanie jakoś wykorzystany, bo fabularnie do tej pory mały radził sobie doskonale bez pojazdu kroczącego. Albo dreptał sam, albo w jajopodobnym wózku dziecięcym. Po co w takim razie przesiadka? Na 100% dowiemy się za tydzień, ale znając scenarzystów IG-12 do czegoś będzie potrzebny.
Walka o planetę
Zebrani do kupy Mandalorianie przenoszą się na Mandalore, gdzie wpadają w pułapkę Moffa Gideona. Okazuje się, że paskud zbierał z różnych kultur i różnych ras elementy, które połączone razem dadzą jego wojsku przewagę. W przypadku Mandalorian chodzi o beskar, czyli metal idealnie nadający się na zbroje, np. dla szturmowców, a także technologię plecaków odrzutowych. Nasi protagoniści trafiają na niewielką ukrytą bazę i zostają zaatakowani przez przyczajone siły postimperialne z upgradowanym wyposażeniem.
Co mogę powiedzieć…? 🙂 Toż to Gwiezdne Wojny pełną gębą. 🙂 Szturmowcy walczą z Mandaloranami w zwarciu i nie mogą w nikogo trafić z blasterów – pomimo strzelania z odległości nie przekraczającej kilku metrów. A nawet jeśli trafią, to strzały nie robią Mandalorianom większej szkody i po prostu odbijają się od pancerzy. Z kolei Mandalorianie trafiają prawie w każdego, a nawet wygrywają ze szturmowcami w walce wręcz – i za każdym razem któryś ze złych pada.
Są dwa możliwe wyjaśnienia takiej sytuacji. Pierwsze jest fabularne: Gideon specjalnie poświęcał swoich, żeby wciągnąć Mandalorian w pułapkę, ale według mnie szturmowcy swój rozum mają i łatwo nie powinni się na coś takiego zgadzać. Nikt nie lubi być mięskiem armatnim. Drugie wyjaśnienie jest chyba bardziej prawdopodobne: chodzi o widowiskowość. W tym przypadku idziemy w kierunku wieloletnich żartów z tego, ze szturmowcy powinni iść do okulisty. 🙂
Efekt jest taki, że prawie wszystkim Mandalorianom udaje się uciec. Za sobą zostawiają tylko dwóch: wielkoluda z mini-gunem (który ginie) i Dina Djarina (który chyba zostaje pojmany – widać jak, szturmowcy odciągają go na bok). Zresztą nawet jedyny zabity Mandalorianin daje sobie świetnie radę pomimo licznej przewagi szturmowców. Pokonują go dopiero doborowe jednostki pretorian.
Podsumowanie
Za tydzień finał i zakończenie wszystkich wątków. Fabularnie pewnie dowiemy się, czy Bo-Katan zostanie szefową wszystkich połączonych klanów, a także jak zostanie pokonany Moff Gideon. Bo że nasi będą górą, to raczej jest pewne. Mandalorianin to lekka rozrywka dla rodzin z dziećmi, firmowana przez wytwórnię Disneya. To zobowiązuje. Nie ma tu za dużo krwi (o ile w ogóle), fabuła jest ciut przewidywalna, a bohaterowie ostatecznie zawsze wygrywają.
To, co przyciąga do serialu, to gwiezdno-wojenna otoczka, nawiązania do uniwersum i powiązania między serialami, filmami i komiksami. Jestem w stanie zrozumieć, że ludziskom się to podoba pomimo wad. Ja poczekam jeszcze tydzień, zobaczę ostatni odcinek, ale czy będę wracać do serialu? Raczej nie. A na pewno nie w tym stopniu, w którym swego czasu wracałem do Nowej Nadziei, czy Imperium Kontratakuje.