Matka (The Mother) – recenzja filmu

To jeden z tych momentów, w których powtarzam maksymę: „oglądamy po to, żebyście Wy nie musieli”. Najnowszy film z Jenifer Lopez to niestety absolutny niewypał, w którym ciężko będzie dostrzec jakiekolwiek pozytywy. Jednak zacznijmy od początku. Mother zapowiadał się całkiem nieźle – akcyjniak, gdzie główną rolę ma grać aktorka znana głównie z ról w komediach romantycznych, zwiastun obiecywał rozrywkę zbliżoną do Johna Wicka, dla odmiany kobieca perspektywa, do tego matka ratuje córkę… No potencjał był.

Mother - łubudu w Hawanie
źródło: Netflix

Zmarnowany potencjał

No i właśnie na tym się skończyło – na potencjale na dobre kino rozrywkowe, bo od samego początku nie jest dobrze. Już w pierwszych scenach J.Lo kompletnie nie uniosła roli. Jest bardzo bez wyrazu i charyzmy – coś pomiędzy kostką masła, a kłodą drewna przy kominku. Scena początkowa miała na celu zapoznać nas z bohaterką, ale niestety nie spełniła swego zadania. Dowiadujemy się natomiast, że protagonistka jest związana z organizacją przestępczą, z której chce się wypisać współpracując z FBI. Kobieta jest w zaawansowanej ciąży, co pewnie mocno wpłynęło na decyzję. Rzecz jasna coś poszło nie tak, szef gangu zrobił FBI z tyłka jesień średniowiecza, a tytułowa Matka i jej nienarodzone dziecko ledwo uszły z życiem.

Po takim wstępie pomyślałem ok, coś z główną bohaterką jest nie tak, ale może jeszcze będzie znośnie. Minęło 12 lat po nieudanej akcji FBI, naszej bohaterce władze zaraz po porodzie zabierają dziecko. Tytułowa Matka wiedzie spokojne życie w ukryciu na Alasce. Dlaczego w ukryciu? Bo jej szefowie, nadal po 12 latach, chcą ją zabić. Niestety jakimś sposobem te nicponie dowiadują się, że jej córka żyje i została adoptowana przez typowe amerykańskie małżeństwo klasy średniej. Rzecz jasna porywają nastolatkę, a FBI jest na tyle nieudolne, że jedynym ratunkiem dla młodej jest jej biologiczna matka.

Mother - główny złol
Źródło: Netflix

WTF?!!?

Niestety bardzo się myliłem co do tej znośności. Brak jakiejkolwiek gry aktorskiej Jennifer Lopez przeszkadza coraz bardziej z minuty na minutę, ale co gorsza wchodzi do gry potworny scenariusz. Co 10-15 minut chwytałem się za głowę i wołałem głośne: „Co?!?”. Realizacja trzonu fabuły jest tragiczna. Przykład? Proszę bardzo: porwana dziewczyna zostaje uprowadzona na Kubę. Nie dociekam już jak to zrobiono, bandziory mają swoje sposoby. Ale ratunek jest boski. Matka wraz z przydupasem z FBI, z którym się kumpluje, bo mu 12 lat temu uratowała życie, przylatują sobie na Kubę. Mają tam dostęp do broni, robią rozpierduchę w Hawanie – pościgi, strzelaniny, taki chleb powszedni Bolca z Chłopaki nie Płaczą.

Ostatecznie ratują córkę i na koniec, bez żadnych konsekwencji, wracają rejsowym samolotem do USA. Nikt im się do tyłka nie dobrał za rozpierduchę w komunistycznym, totalitarnym, wrogo nastawionym do USA państwie, a nastolatka zakładam była uprowadzona z paszportem, skoro do samolotu została wpuszczona. A to tylko jeden przykład durnot, zresztą z paszportami jazda jest i później, bo na Alaskę, drogą lądową trzeba się dostać przez Kanadę, ale kto by się tym przejmował. Podobnie fatalnie wypadają czarne charaktery – z jednej strony brakuje im wyrazu, a z drugiej są abstrakcyjnie nieracjonalni. Joseph Fiennes jest wręcz tragiczny i chyba po prostu aktorzy robili jak dla obcego widząc jakość scenariusza.

Mother - Matka i córka
Źródło: Netflix

Sceny „walki”

Nawet sceny walki – czyli fundamentalny element każdego akcyjniaka – wypadają tutaj blado, wręcz nudno. Poniekąd jest to podyktowane faktem, że z protagonistki zrobili snajperkę, więc sporo scen to po prostu strzelanie z ukrycia. Jednak umówmy się, jak ktoś wie co robi to i sceny snajperskie może zrealizować tak, aby były pełne napięcia i cieszyły oko. Tutaj emocji brak, wieje nudą i grają świerszcze w oddali. Finalny pojedynek nie był lepszy, na dodatek – niczym w filmach klasy B z lat 80tych – skutery śnieżne bandziorów mają jakiś respawn point, a nawet kilka, bo co chwila kilka wybucha, potem pojawiają się nowe z kilku kierunków i znów wybucha kilka… Ale najgorsze, że znów zabrakło tutaj emocji. Głowna bohaterka ciężko ranna, zbir ucieka z córką, a dramatyzmu w tej scenie tyle co oglądanie szkolnych rozgrywek w warcaby.

Podsumowanie

Nikogo nie zaskoczę, jeśli stwierdzę, że Mother to film po prostu zły, na który naprawdę nie warto tracić czasu. Wiem, że zwiastuny jak i zarys fabularny mogą budzić nadzieję na niezłą produkcję „do kotleta”, ale niestety są to w tym przypadku płonne nadzieje. Jest to całkowicie zmarnowany potencjał, z marną grą aktorską i potwornymi rozwiązaniami fabularnymi. Brak tutaj emocji, rozrywkowości, charyzmy i przebojowości, czyli cech, których oczekuję w każdym filmie sensacyjnym. Poważnie! Omijać ten film z daleka – ja go obejrzałem, więc Wy już nie musicie.

Matka (The Mother) – recenzja filmu
Tagi:            
Avatar photo

Łukasz "Wookie" Ludwiczak

Uzależniony od planszówek i science-fiction wszelakiego. Często godzący oba nałogi na raz. Moja wielka piątka to Star Trek, Firefly, Expanse, Battlestar Galactica i Diuna. Na planszy interesują mnie cięższe klimaty a moim numerem jeden jest Eclipse. Członek Stowarzyszenia Klub Fantastyki Druga Era, zapalony kibic Formuły 1.