Super Mario Bros. Film – recenzja

Narodził się w 1981 roku, a swoje włoskie imię otrzymał dopiero rok później. Słynny na cały świat Mario doczekał się multum gier, seriali animowanych oraz tragicznej i przez to niezapomnianej wersji filmowej. W naszym pięknym kraju jednak najbardziej jest znany z gry Super Mario Bros na legendarnym Pegasusie. Teraz na ekrany wchodzi animowana ekranizacja gry i oczywiście postanowiliśmy sprawdzić czy tym razem wszystko poszło zgodnie z planem.

O czym jest ten film?

Fabuła niestety nie należy do najlepszych cech tej produkcji. Otóż zły Bowser zdobywa gwiazdkę nieśmiertelności i zamierza przy jej pomocy albo ożenić się z księżniczką Peach albo zniszczyć Grzybowe Królestwo. Czyli taki standard z gier. W tzw. międzyczasie w Nowym Jorku dwaj bracia zakładają firmę z usługami hydraulicznymi, a w trakcie próby ratowania zalanego Brooklynu trafiają do tajemnego pomieszczenia pełnego zielonych rur i przenoszą się do świata znanego nam z gier. Tam zostają
rozdzieleni, a Mario przy pomocy księżniczki uczy się jak korzystać z magicznych grzybów czy kwiatków.

Nie będę dalej spoilerować, dodam tylko, że mamy tam sojusz z Donkey Kongiem, a ostateczna rozprawa z Bowserem odbędzie się w Nowym Jorku. Jak widzicie twórcy postawili tu na prostotę i wierność oryginałowi. Mi nawet podobał się sposób, w jaki twórcy przenieśli naszych bohaterów do innego świata czy ekspozycja świata księżniczki wraz ze słynnymi boxami. Jednak przez cały seans nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że bardziej jest to zbliżone do oglądania gameplaya na Yutube, niż pełnoprawnego filmu. Co nie znaczy, że się nudziłem podczas seansu. Bo tak na pewno nie było.

Super Mario Bros - Mario i Luigi
Źródło: Illumination/Nintendo/Universal Pictures

Czy jest zabawnie?

Tu mam mały problem. Mimo prostej fabuły liczyłem na trochę więcej żartów i to zarówno tych dla starszych, jak i młodszych. Według mnie najlepsze momenty to Bowser martwiący się, czy Mario spodoba się księżniczce oraz duszek o dość negatywnym podejściu do egzystencji. Zabrakło mi być może trochę slap-sticku, chociaż ten był obecny, ale mało zabawny (w przeciwieństwie do np. Minionków), czy scen po których kino wybucha śmiechem. Na moim seansie niestety tego zabrakło.

Film ratują inne aspekty. Jest kolorowo, wesoło (nie mylić z żartami), co na pewno spodoba się dzieciom. No i z pewnością każdy fan Nintendo wyjdzie z kina zachwycony. W końcu mamy tu prawdziwą genezę Mario Bros oraz multum nawiązań do tylu produkcji japońskiej firmy, że nie da się tego zliczyć. Twórcy zgrabnie wpletli w fabułę nawet Mario Karts oraz legendarne zdanie „Sory Mario, Princess is in another castle”.

Wspomniałem, że zabrakło mi trochę rozwoju postaci. Zasadniczo Mario nie zmienia się w ogóle przez cały film, a i księżniczka nie dostaje żadnych dodatkowych cech, chociaż doceniam, że nie zrobiono z niej typowej damy w opałach. Luigi trochę ratuje sytuację, ale jak dla mnie jest tego trochę za mało. Powtórzę, że gdybym miał porównać do czegoś ten film, to trochę się czułem tak jakbym oglądał gameplay gry o Mario. Po prostu postać przechodzi kolejne etapy, aż do końcowej walki w Nowym Jorku.

Super Mario Bros
Źródło: Illumination/Nintendo/Universal Pictures

Warto obejrzeć?

Do tej pory po moim wpisie mogliście odnieść wrażenie, że jest to produkcja nieudana. Otóż nic bardziej mylnego. Ogląda się ten film dobrze, a czas mija całkiem przyjemnie. Po prostu od wytwórni, która dała nam Minionki, wymagam trochę więcej pod względem fabuły czy żartów. Zabrakło mi trochę kreatywności, ale podejrzewam, że takie było zlecenie Nintendo. Zrobić bezpieczną bajkę, po której spokojnie będzie można rozwijać uniwersum. Tym bardziej, że po słynnej adaptacji filmowej Japończycy przez wiele lat nie chcieli słyszeć o kinowych adaptacjach. A jakie jest wasze zdanie o tej animacji?

P.S. Mamy tutaj dwie sceny po napisach. Zgodnie z kanonem wypracowanym przez MCU jedna nawiązuje do filmu, a druga do potencjalnej części drugiej. Nie uważam, żeby to był dobry pomysł w produkcji dla dzieci. Młodym ciężko wysiedzieć w kinie podczas gdy lecą same napisy, a ostatnia scena trwa parę sekund. No ale za to mamy legendarny okrzyk „Yoshii!!”.

Super Mario Bros. Film – recenzja
Tagi:            
Avatar photo

Bartosz Krzywosz

Chciałbym mieszkać w South Parku, a pracować w Dunder Mifflin. Lubię kosmiczne przygody, pośmiać się i wypić piwo z przyjaciółmi. Wielki fan kina gangsterskiego oraz dawnego kina PRL. Chociaż Kilera też lubię. :) A boję się tylko dwóch rzeczy: że niebo spadnie mi na głowę i że przyjdzie po mnie Pickle Rick.