Citadel, sezon 1 – recenzja

Serial braci Russo (tak! tych od Avengersów i innych „marvelów„) miał kosmiczny budżet (mówi się o kwocie między 250 a 300 mln $) i zapowiadany był jako totalny hit. Cały czas jest też w top 10 najchętniej oglądanych tytułów na Amazon Prime Video. Ja, przyznam szczerze, również zostałem zwabiony marketingowymi działaniami wokół Citadel i od dnia premiery na bieżąco oglądałem serial. Czy faktycznie jest wart zainwestowanych pieniędzy? Od razu mówię, że absolutnie nie. Czy warto go w ogóle oglądać? Tutaj odpowiedzi tak jednoznacznej i szybkiej nie mam. 🙂

Citadel- Nadia, początkowa akcja w pociągu
Źródło: Amazon Prime Video

O co chodzi?

Fabuła jest raczej prosta i klasyczna dla filmów akcji. Tytułowa Citadel to ogólnoświatowa, niezależna i potężna agencja wywiadowcza. Do niej też należą główni bohaterowie. Niestety złowieszcza Mantikora postanowiła zniszczyć naszą ukochaną agencję jednym zdecydowanym ruchem. Mniej więcej w tym momencie zaczyna się serial. Skuteczna likwidacja Cytadeli staje się faktem, jedni z najlepszych agentów Mason Kane oraz Nadia Sinh wprawdzie przeżywają, ale tracą pamięć, gdyż stali się ofiarą procedur agencji, dla której pracowali – zostali zresetowani.

To jest w zasadzie motyw przewodni serialu. Otóż Citadel może zdalnie zresetować swoich agentów, czyli nic innego, jak tylko wyczyścić im pamięć, aby żadne tajemnice nie dostały się w niepowołane ręce. Nawet na torturach taki sformatowany agent nic nie piśnie, bo nic nie pamięta. W sumie uważam to za fajny pomysł, który jakoś tutaj działa. Co ciekawe, takiego agenta można przywróć do służby używając unikalnej teczuszki, która przechowuje backup pamięci agentów. Oczywiście taka zapasowa pamięć musi w takich produkcjach być przechowywana w szklanych fiolkach, które się wstrzykuje w szyje, bo inaczej nie byłoby dostatecznie epicko.

Źródło: Amazon Prime Video

Jak zapewne się domyślacie, nie tylko epickość dyktowała przechowywanie pamięci w szklanych pojemnikach. Niemal oczywistym jest, że jeden z agentów nie odzyska pamięci, bo się fioleczka stłucze. Zatem osiem lat po udanym zamachu Mantikory na Cytadelę jeden z mocno ukrytych agentów Bernard Orlick (w którego wciela się rewelacyjny Stanley Tucci) postanawia reaktywować agenta Masona, który – po niewytłumaczalnej dla niego amnezji – zaczął życie od nowa. Założył rodzinę, jest szczęśliwy. Mając już na pokładzie słynnego Kane’a z amnezją, ogarniają magiczną teczkę. Fiolka Masona się tłucze, ale na szczęście Nadii nie.

Tak to właśnie mniej więcej wygląda od strony fabularnej. Niedobitki Citadel próbują powstrzymać Matnikorę przed położeniem łapy na okręcie atomowym przenoszącym głowice jądrowe. W tym samym czasie odkrywane są tajemnice zdrady, przez którą ci źli pokonali tych dobrych. Nie ma tu fajerwerków i nic nie wgniata w fotel, ale też nie ma tragedii. Jest poprawnie, można się czepiać, ale luki fabularne nie kłują w oczy w każdej scenie. Jest naprawdę przyzwoicie i znośnie.

Źródło: Amazon Prime Video

Gdzie ten hajs?

No właśnie wszystko jest poprawne i tyle. Ma się wrażenie, że ogląda się nieco dłuższy film akcji, na którego kolejne części czeka się kolejny tydzień. Dlatego z pewnością „łyknięcie” tego serialu na jedno lub dwa podejścia wyjdzie mu raczej na dobre, bo będzie większe poczucie ciągłości. Czy jednak widać te ogromne pieniądze na ekranie? Moim zdaniem nie do końca. Ok, sceny walki są widowiskowe, nie miałem wrażenia, że oszczędzano na efektach specjalnych, ale też nie ma żadnych super blockbusterowych scen. Znowu jest po prostu ładnie i poprawnie. Powiem szczerzę, że nie wiem, gdzie ta kasa poszła.

Momentami serial też tracił tempo, jakby na siłę chciał wydłużyć obcowanie ze sobą, a tego bardzo nie lubię. Panie i panowie – jak macie pomysł i scenariusz na 5 odcinków, a nie 6, to zróbcie po prostu 5 odcinków – zawsze to lepiej dla całej produkcji wyjdzie, niż poczucie przeciągnięcia – jak odcinki butelkowe w proceduralach 20 lat temu. Czasy się zmieniły i nie tędy droga!

Źródło: Amazon Prime Video

Wrażenia

Citadel ogląda się całkiem dobrze, choć intryga nie jest jakaś rewolucyjna. Wszystko tutaj jest mocno przewidywalne, ale nie jest to aż tak bolesne. Niemal wszystkie twisty fabularne udało się mi przewidzieć wcześniej, ale też nie cierpiałem z tego powodu jakoś nad wyraz mocno. Tego się po prostu spodziewałem po tej produkcji i to dostałem. Natomiast bardzo nie podoba mi się zakończenie sezonu w taki dziwny sposób – bez konkluzji czy jakiejś puenty, tak jak by za tydzień miał być kolejny epizod.

Aktorsko jest też przyzwoicie. Zresztą, chyba już zauważyliście, że niemal cały serial jest po prostu zrobiony poprawnie – jakby bracia Russo nie chcieli albo nie mieli pozwolenia na szaleństwo. Mieli zrobić poprawny serial za kupę kasy, którego każdy będzie chciał obejrzeć i to właśnie zrobili. Problem w tym, że może i kliknięcia Amazonowi będą się zgadzały, Excel będzie pokazywał że jest spoko, ale nikomu raczej Citadel w pamięci nie zostanie. Biorąc pod uwagę, że nawet bez strajku scenarzystów kolejny sezon byłby robiony 2 lata, to nikt prawdopodobnie nie będzie pamiętał o czym serial był, a co gorsza chyba nie jest wart tego, aby go powtórzyć i sobie przypomnieć.

Dlatego może i kibicujeę stworzeniu nowego szpiegowskiego uniwersum, w którym oprócz drugiego sezonu serialu głównego zapowiedziano już spin-off, ale jednak uważam, że pierwszy serial dowiózł za mało podwalin, aby to uniwersum się obroniło. Podejrzewam, że zapowiadany kolejny serial nie będzie już takim hitem, a po drugim sezonie sam Citadel zostanie skasowany, a co gorsza nikt po tym serialu płakał nie będzie, mimo że nie jest najgorszy.

Źródło: Amazon Prime Video

Podsumowanie

Aby jakoś to wszytko podsumować powiem, że Citadel to całkiem przyzwoity serial, bezpiecznie skrojony przez braci Russo na modłę tego, o co prosili ich korporacyjni szefowie. Ogląda się to dobrze i nie uważam, że jest to czas stracony. Kończy się on wprawdzie dziwnie, niemal jak w środku sezonu, ale poza tym wszystko w nim jest zrobione poprawnie. Czy jest wart aż 250 milionów dolarów? Moim zdaniem nie. Na dodatek takie bezpieczne, bez ryzyka podejście do jego stworzenia uważam za wielki błąd, który w dłuższej perspektywie zaszkodzi serialowi. Może teraz słupki oglądalności się zgadzają, ale w końcowym rozrachunku w Citadel nie ma nic, co sprawiłoby, że widz tę produkcję zapamięta.

Citadel, sezon 1 – recenzja
Tagi:            
Avatar photo

Łukasz "Wookie" Ludwiczak

Uzależniony od planszówek i science-fiction wszelakiego. Często godzący oba nałogi na raz. Moja wielka piątka to Star Trek, Firefly, Expanse, Battlestar Galactica i Diuna. Na planszy interesują mnie cięższe klimaty a moim numerem jeden jest Eclipse. Członek Stowarzyszenia Klub Fantastyki Druga Era, zapalony kibic Formuły 1.