Tajna inwazja – sezon1, odcinek 3 – recenzja

Uwaga! Artykuł zawiera spoilery z trzeciego odcinka serialu Tajna inwazja.

Za nami połowa sezonu serialu Tajna inwazja. I co? I nic… Niby coś się dzieje, niby jest napięcie, ale mam dwa ogromne zastrzeżenia, które dość mocno psują mi seans. Zacznijmy jednak od fabuły.

Co ja paczę?

Nick Fury wraca do swojej żony, którą poznał w latach 90tych i która tak naprawdę nie jest wcale człowiekiem. Jak dowiadujemy się z retrospekcji (z odmłodzonymi po raz kolejny komputerowo aktorami) Varra to jedna ze Skrulli, która najprawdopodobniej zakochała się w człowieku. Niestety wspólne życie to nie przelewki, bo Varra bez ogródek przez kilka minut ochrzania Fury’ego o to, że załamał się po walce z Thanosem i po tym, jak przez pięć lat połowa ludzkości nie istniała. Nick Fury udaje się z podkulonym ogonem do Talosa, by po raz kolejny prosić go o pomoc. Ten dobitnie tłumaczy, że bez jego skrullowskich umiejętności zmiany kształtu, Fury nic by sam nie osiągnął. Mimo wszystko zgadzają się współpracować, bo każdy ma jakiś cel: Fury czuje się odpowiedzialny do doprowadzenie do inwazji, a Talos chciałby odzyskać córkę.

Tajna inwazja - Podryw na agenta zawsze skuteczny.
Źródło: Disney+

Bo córka Talosa, G’iah, jest w niebezpieczeństwie. Aktualny przywódca Skrulli i architekt tajnej inwazji, czyli Gravik, podejrzewa, że G’iah nie jest mu do końca wierna i pracuje na dwa fronty. Dlatego zastawia na nią pułapkę. Niby przypadkiem wspomina o akcji, w której okręt podwodny Neptun miałby zestrzelić wojskowy samolot, a G’iah przekazuje tą informację ojcu. Niestety to tylko podpucha. Kiedy Fury i Talos udaremniają akcję Gravik jest pewny, że to G’iah jest kretem i najzwyklej w świecie ją zabija. I tak kończy się odcinek.

Dlaczego „Tajna inwazja” mi się na razie nie podoba?

Bo serial ma ogromny potencjał, z którego nie korzysta. To pierwsza z dużych wad, które widzę. Chodzi o to, że Skrullowie są istotami zmiennokształtnymi, a to daje ogromne pole manewru dla scenarzystów. Terroryści nie muszą mieć jednej, stałej formy. Mogą się wcielać w kogo chcą i każdego dnia wyglądać inaczej. Takie zagranie oznaczałoby, że zarówno bohaterowie, jak i widzowie nie byliby w żadnym momencie pewni tego, jaką postać widzą na ekranie. Na ekranie dominowałoby poczucie niepewności i ogromnego zagrożenia, a tymczasem…

Tajna inwazja - Z takimi ciężko się bawić w berka. Zawsze wygrywają.
Źródło: Disney+

…a tymczasem każdy ze Skrulli przez większość czasu antenowego ma jedną i ta samą twarz. Poza krótkimi chwilami Talos ma twarz Bena Mendelsohna, G’iah wygląda jak Emilia Clarke i tak dalej. Ja rozumiem, że twórcy muszą po pierwsze dać pograć najbardziej znanym aktorom, a po drugie statystyczny amerykański odbiorca popkultury mógłby się pogubić, gdyby co kilka minut inny aktor odgrywał jedną postać.

Problem w tym, że nawet chwile, gdy Skrullowie zmieniają kształt, to i tak wiadomo, kto kim jest. Weźmy dwa przykłady z tego odcinka: gdy trójka terrorystów udawała wojskowych mających wystrzelić z okrętu podwodnego pocisk, albo gdy G’iah przekazała ojcu informacje. Niby wyglądali „inaczej”, ale ja dokładnie wiedziałem, kogo tak naprawdę widziałem na ekranie. Wystarczyło, by kamera pokazała postać znikającą za przeszkodą i wychodzącą z drugiej strony z twarzą innego aktora.

To powoduje, że kompletnie nie czuję tu niespodzianki, a cała „tajna inwazja” wcale nie jest taka tajna. No bo skoro ja – widz – mogę bez problemu odróżnić terrorystów od obrońców, skoro od początku wiadomo o inwazji i o motywach Skrulli, to gdzie tu poczucie zagrożenia i niepewności?

Tajna inwazja - Ciekaw jestem, czy sterownie prawdziwych baz wojskowych wyglądają tak, jak na filmach?
Źródło: Disney+

Kończ waść, wstydu oszczędź…

Drugi z powodów, dla których Tajna inwazja ma u mnie tak niskie oceny, to zmiana podejścia do postaci Nicka Fury’ego. Pisałem już o tym w recenzjach poprzednich odcinków, ale powtórzę jeszcze raz. Nick Fury jest tu zupełnie innym człowiekiem, niż przez kilkanaście lat w poprzednich filmach i serialach. Może jeszcze jako tako byłbym w stanie zrozumieć, że mógł się załamać po akcji z Thanosem, choć trochę kłóci mi się to z jego charakterem. To był zawsze twardy gość z przeogromną charyzmą i inteligencją. Wyprzedzał zawsze wszystkich o kilka kroków, wiedział o wszystkim, itd. Ale powiedzmy, że się starzeje.

O wiele gorzej odbieram to, jak odnoszą się do niego inni bohaterowie. W zasadzie w każdym odcinku Fury zbiera opiernicz od kilku osób. Tutaj potulnie przyjął ochrzan od żony i od Talosa. Wcześniej pocisnął mu nawet pułkownik Rhodes, a przecież razem walczyli ramię w ramie w obronie Ziemi! Nie podoba mi się generalny brak szacunku dla Fury’ego jako człowieka i dla jego zasług oraz to, że taki trend wciska się teraz do wielu franczyz filmowych.

Tajna inwazja - G'iah, pierwsza tego imienia...
Źródło: Disney+

A zatem?

Mój nastoletni syn, z którym oglądaliśmy razem praktycznie wszystko, co wychodziło ze słowami „Marvel Cinematic Universe” albo „Star Wars” w tytule stwierdził niedawno, że Tajna inwazja jest po prostu nudna i on nie ma ochoty tracić na nią czasu. I wiecie co? Chyba go rozumiem. Zagrożenia i niespodzianki tu nie ma, intryga jest przewidywalna, a fani starych produkcji spod znaku MCU mogą się czuć zawiedzeni. Oby twórcy szybko poszli po rozum do głowy…

Tajna inwazja – sezon1, odcinek 3 – recenzja
Tagi:            
Avatar photo

Paweł Śmiechowski

Fan dobrej fabuły, z naciskiem na twarde science-fiction. Miłośnik Star Treka i The Expanse, który nie pogardzi klasycznym polskim komiksem, np. Thorgalem. Prywatnie miłośnik melodyjnego rocka i bluesa, co uskutecznia na gitarze.