Stało się. Netflix pożarł kolejna ofiarę. Po zniszczeniu Wiedźmina przyszła kolej na sympatycznego (przynajmniej w książkach) pan Tomasza vel pan Samochodzika. Zapytam Was, drodzy Czytelnicy, czy znacie serial South Park? Jest tam taki odcinek 12×08 o tytule China problem. Był to epizod, w którym chłopcy przeżywali traumę, bo jeden z ich przyjaciół został zgwałcony. Jak się okazuję był to Indiana Jones, zgwałcony przez twórców czwartą częścią swoich przygód. Zapytacie dlaczego o tym wspominam? Czy uważam, że podobny los spotkał pana Samochodzika? Otóż nie. Ja uważam, że w tej sytuacji los był łaskawy dla Indiany Jonesa. Nasz rodzimy poszukiwacz skarbów został zmielony, przeżuty, zgwałcony (niekoniecznie w tej kolejności), ożywiony, ponownie zgwałcony, zabity i zrekonstruowany tak, aby nie przypominał pana Tomasza. Gdybym miał opisać tę postać, to byłoby coś w stylu dziecka Jamesa Bonda z Indianą Jonesem, ale gdzieś pod drodze napatoczyłby się Joffrey z Gry o Tron. To, co widzimy na ekranie, to nie jest pan Samochodzik.
Fabuła?
Pierwsze sceny filmu zazwyczaj są dość istotne. Powinny utrzymać widza, zaciekawić go. Dlatego właśnie Netflix rzuca nas od razu w wir akcji. Pan Tomasz ściga się z Petersenem (innym łowcą nagród) oraz z tajemniczym Don Pedro z Krainy Deszczowców, który tu dla niepoznaki przyjął pseudonim Adios. W zasadzie nie wiemy po co biegają, ani jaki jest cel zamieszania. Po chwili okazuję się, że po prostu ścigali się, kto odnajdzie zaginiony krzyż Templariuszy. Dalej akcja pędzi z prędkością warp. Mamy tu harcerzy z jedną harcerką w obozie, gdzie oczywiście niezbyt inteligentny harcerz wyżywa się na słabszym koledze. Warto też zauważyć, że wspomniana wyżej harcerka to wyemancypowana feministka, co jak na 10-12 latkę w czasach PRLu stanowi niezły wyczyn.
Tak więc radosna trójka harcerzy, czyli Wiewiórka, Sokole Oko i – teraz uwaga! – Mentorek (bo Wilhelm Tell byłby zbyt trudny?) postanawiają uciec z obozu w celu poszukiwania skarbu Templariuszy. Normalna sprawa, każdy z nas tak robił. Po drodze zgarnia ich dziennikarka Anka, co też jest najzwyklejszą rzeczą na świecie. Zazwyczaj gdy spotykacie trójkę dzieci, które uciekły z obozu, to zapraszacie je do samochodu, aby razem szukać średniowiecznego skarbu. U celu spotykają pana Samochodzika, który dość ostro i brutalnie uświadamia im, że jest zbyt wspaniały, aby mieć sojusz z jakąś dziennikarką i trójką uciekinierów. Na jego nieszczęście przywódczyni Jadźwingów ogłasza konkurs o skarb, ale brać udział mogą tylko grupy, wiec pan Tomasz niechętnie wraz z Karen Petersen dołączają do naszej radosnej grupy. Zapewne zastanawiacie się kim jest Karen? To ta postać która uciekła z Matrixa i w zasadzie jest niepotrzebna w fabule. Dodam tylko, że według scenarzystów iskrzy między Tomaszem, a tymi dwoma dziewojami (Karen i Anią). Niestety tylko według scenarzystów, bo ani w grze aktorskiej, ani w reżyserii tego nie zauważycie.
I tak sobie idzie ta fabuła od jednego absurdu do drugiego. Warto zauważyć kunszt realizatorski w scenach w Malborku. Mam wrażenie, że ekipa się rozstawiła i zdecydowała szybko kręcić ujęcia, póki ich ochrona nie wygoni. Tak dochodzimy do końca, czyli odkrycia skarbu. I tu, moi drodzy Czytelnicy, wydarzyła się rzecz jednocześnie absurdalna, śmieszna i straszna. Otóż według scenarzystów legendarne złoto Templariuszy to za mało. Według nich należy podkręcić trochę akcję i dać nam tak niezbędne elementy fantasy. Otóż legendarny skarbem okazują się dzieci o super mocach, czyli tacy X-meni. Nie żartuję. Nawet nie mam siły tego komentować.
Czy ktoś ma rozum w Netflixie?
Problemów w tym filmie jest bez liku. Od bondowskich wstawek (scena otrzymania samochodu była niczym Q przekazujący Aston Martina agentowi 007), aż po X-menów. Bezsensowna fabuła – w tym motyw z castingiem na poszukiwaniu skarbów – mnie osobiście dobija. Wciśnięty feminizm, gdzie w książce był obecny w całkiem fajny sposób, tu męczy. Ujęcia walki niczym w latach 80, gdzie widać, że aktorzy tylko markują ciosy. Przerysowany do granic możliwości czarny charakter. Można się pastwić nad tą produkcją jeszcze długo, ale mnie natomiast zastanawia coś innego. Dlaczego? Dlaczego Bartosz Sztybor popełnił taki scenariusz? Czy naprawdę pisał to i stwierdził: zrobię z pana Samochodzika jednego z największych buców w historii, a potem pokażę jego przemianę, bo Ania powiedziała mu go, że go lubi? Wrzucę Karen Petersen, mimo że nie wnosi nic do fabuły? O! W telewizji leci Porwanie Baltazara Gąbki, niech Adios będzie niczym tajemniczy szpieg z Krainy Deszczowców. W sumie wszystkie zarzuty odnoszą się w równej mierze do reżysera tej filmopodobnej produkcji, czyli niejakiego Antoniego Nykowskiego.
A może to było inaczej? Może twórcy uznali, że pójdą na przekór ponad 50 letnim trendom, gdzie sympatyzujemy z poszukiwaczem skarbów, a nie lubimy tego gościa, co chce ukraść skarb dla sławy? I zrobią film w których nie sympatyzujemy z nikim? A prawdziwym skarbem są dzieci? Z supermocami? No ludzie kochani!
Dlaczego nie zrobiono na przykład wersji aktualnej? Gdzie pan Tomasz nie byłby Jamesem Bondem, tylko zwykłym historykiem sztuki? Dostałby w spadku ciekawy samochód, a los rzuciłby go w wir przygód, gdzie odkryłby swoje powołanie w postaci poszukiwania skarbów?
Podsumujmy film Pan Samochodzik i Templariusze
Jest to film zły. Zły na tak wielu płaszczyznach, że ciężko tu znaleźć jakiekolwiek pozytywy. Postacie są przerysowane albo niepotrzebne, a finał budzi tylko rozczarowanie. Zastanawia mnie też kwestia promocji. Pamiętacie zwiastun, który opisywałem? Miał on totalnie infantylną, dziecinną piosenkę. Sugerowało to, że produkcja będzie dla młodszych widzów, ale nawet to się nie zgadza. Innymi słowy Netflix zafundował nam niesamowity badziew. W związku z czym apeluje: nie oglądajcie tego! Nie nabijajcie temu czemuś wyświetleń. Lepiej przeczytajcie książkę.