
Oppenheimer to jeden z najbardziej oczekiwanych przeze mnie filmów w tym roku. Christopher Nolan, reżyser, który według mnie nie zrobił słabego filmu, zabrał się za ujęcie jednej z najważniejszych postaci XX wieku, jeśli nie w całej historii naszej cywilizacji. Zaskoczenia nie będzie, więc od razu uchylę rąbka tajemnicy. Nolan znów to zrobił, a ten film uważam za produkcję wybitną.

Fabuła?
Tym razem podaruję sobie dłuższy opis fabuły filmu. Toż to przecież film biograficzny Roberta Oppenheimera. Ale napiszę wam co mi się podobało w przedstawionej historii oraz w sposobie jej przedstawiania. Przede wszystkim bardzo ciekawym elementem było poprowadzenie fabuły trzytorowo. W czerni i bieli przedstawione są wydarzenia z przesłuchania Lewisa Straussa przed nominacją na sekretarza handlu. Drugi wątek, już w kolorze, to komisja przesłuchań w sprawie cofnięcia uprawnień do informacji tajnych dla „Oppiego”. No i trzeci, główny, to życiorys Oppenheimera z naciskiem na Projekt Manhattan. Wątki w trakcie trwania filmu przeplatają się, co daje sporą dynamikę i 3 godziny w kinie w żadnym wypadku się nie dłużą.
Bardzo dobrym posunięciem, moim zdaniem, było też skupienie się wyłącznie na Oppenheimerze. Mimo że w Projekcie Manhattan brało udział wielu wybitnych naukowców tamtych czasów takich jak Fermi, Feynman czy Ulam. Sporo z nich zostało później noblistami, więc łatwo było ulec pokusie, aby jak najwięcej ująć ich w filmie. Na szczęście Nolan zadziała tutaj bardzo minimalistycznie i przestawił widzom jedynie kilka postaci. Spowodowało to, że widz skupia się wyłącznie na głównym bohaterze tego dzieła, a jestem w stanie uwierzyć, że ktoś niezorientowany w ogóle w Projekcie Manhattan, mógłby totalnie pogubić się co kto i gdzie.

Podobnie cenię sobie zabieg z odpuszczeniem sobie naukowego wyjaśnienia działania bomby atomowej. Nolan podarował sobie tłumaczenie różnic w działaniu bomby uranowej i plutonowej. Nie jesteśmy też świadkami wyjaśniania wszelkich technikaliów i niuansów dotyczących budowania jądra „Gadżetu” i ładunku implozyjnego, który miał doprowadzić do reakcji łańcuchowej. Widz dostaje tylko naprawdę podstawowe informacje: są dwa rodzaje bomby – uranowa potrzebuje dużo uranu do skonstruowania, plutonowa mniej, ale czas produkcji materiału rozszczepialnego jest nieco dłuższy.
Najważniejsze, że film przedstawia bardzo solidnie całą historię, a wszystkie wątki trzymają w napięciu. Ba, ktoś, kto nie jest mocno wgryziony w biografię Roberta Oppenheimera może nawet doświadczyć solidnego twista na koniec filmu – kolejne świetne rozwiązanie fabularne Nolana. Jeśli natomiast miałbym się do czegokolwiek przyczepić, to – sam nie wierzę, że to piszę – wydają mi się zbędne sceny nagości w tej produkcji. Bardzo niewiele wprowadzają i nieco kłócą się moim zdaniem z całą powagą filmu.

Trinity
Jednak nie ma co się oszukiwać, za najważniejszy fabularnie element filmu uważam przedstawianie eksperymentu Trinity, czyli przeprowadzenie pierwszego w historii ludzkości wybuchu bomby atomowej i tutaj moim zdaniem mamy do czynienia z czymś wybitnym. Pomijam już fakt, że został on doskonale odwzorowany na filmie – wieża, bunkry, Gadżet, chronologia zdarzeń – super! Ale sam wybuch… To było po prostu coś niesamowitego. Na sali kinowej wręcz udzielał się stres naukowców, czy faktycznie próba jądrowa się powiedzie… A potem na ekranie pojawiła się eksplozja, która wprawiła mnie wręcz w osłupienie. Realizacyjnie to czysta poezja – totalna cisza po wybuchu i dopiero po kilkunastu sekundach dociera do obserwatorów fala dźwiękowa. Wow! Chociażby dla tej tylko jednej sceny warto pójść na Oppenheimera do kina, a jak macie możliwość, to wręcz do IMAXa. Robi to piorunujące wrażenie.

Oppenheimer i spółka
Za doskonałym scenariuszem i reżyserią idzie też perfekcyjne aktorstwo. Tutaj to jest po prostu szarsza talentów. Na czele staje oczywiście Cillian Murphy, który wciela się w tytułową rolę i jest po prostu wybitny. To był Robert Oppenheimer. Ten sam głos, te same gesty, ta sama postura – idealnie odwzorowana postać. Polecam po seansie, albo i z resztą przed, obejrzeć sobie kilka wypowiedzi samego Oppenheimera do kamery, docenicie wówczas z pewnością jeszcze bardziej kunszt aktorski Murphy’ego. Moim zdaniem temat tegorocznego Oscara dla najlepszego aktora jest już pozamiatany.
Na tym jednak nie koniec, bo w zasadzie gdzie nie spojrzeć, to jest rewelacja pod względem kreacji aktorskich. Świetny jest Robert Downey Jr. wcielający się w Lewisa Straussa, doskonała Emily Blunt, która grała Kitty, żonę Oppiego, która w finałowych scenach przesłuchania przed komisją atomistyki po prostu wgniata w fotel. Nawet epizodyczna postać Thrumana zagrana przez samego Garry’ego Oldmana, rozbija tutaj bank.

Realizacja
Od strony realizacyjnej ten film to również majstersztyk. Kamera prowadzona jest doskonale. Ja osobiście szczególnie doceniam częste, wąskie kadry z perspektywy Oppenheimera. Muzyka idealnie wpasowuje się w klimat filmu, wręcz kreuje ona nastrój wielu scen. Robi dokładnie to, co muzyka filmowa powinna robić. Czuć też tutaj sznyt bardzo zbliżony chociażby do tej słyszanej w Interstellarze, chyba już powoli można mówić o nolanoskim stylu soundtracka? No i efekty specjalne – oczywiście w tym filmie może nie aż tak istotne. Jednak sam wybuch, jak już wspomniałem, był zrealizowany świetnie. Ale warto też zwrócić uwagę na scenografię. Nie tylko odwzorowanie Trinity, ale też Los Alamos i wielu istotny dla tej historii lokacji. Krótko mówiąc realizacyjnie wszystko tutaj się po prostu klei.

Podsumowanie
Co tutaj dużo pisać – Oppenheimer to mocny kandydat do top 1 tego roku w moim rankingu. W zasadzie jeszcze tylko dwa filmy będą w stanie zagrozić tej pozycji – Napoleon i druga część Diuny. Nie od dziś wiadomo, że jak Nolan bierze się za jakiś temat, to potrafi odrobić zadanie domowe i w tym przypadku nie jest inaczej. Czy jest to najwybitniejszy film tego reżyseria? Mocno skłaniam się do odpowiedzi, że tak, ale piszę ten artykuł będąc ciągle pod ogromnym wrażeniem tego, co zobaczyłem w kinie i mój osąd może być bardzo subiektywny w tym momencie. Wiem jedno, jest to film który TRZEBA obejrzeć i jest to też film, który moim zdaniem zostanie zapamiętany na lata. Nolan znów to zrobiłeś!!
