Tajna inwazja – sezon1, finał – recenzja

Uwaga! Artykuł zawiera spoilery z szóstego odcinka serialu Tajna inwazja.

Nie będę owijać w bawełnę. Finałowy odcinek pierwszego sezonu serialu Tajna inwazja wcale nie poprawił mojego zdania o tej produkcji, a wręcz odwrotnie. Odcinek utwierdził mnie w zdaniu, że scenarzyści i producenci MCU mają w tej chwili ogromny problem natury twórczej. Zacznijmy jednak od tego, co wydarzyło się na ekranie.

Jak kończą Skrullowie

Końcówka poprzedniego odcinka sugerowałaby, że Nick Fury w końcu wziął się w garść i zaczął zachowywać, jak na bohatera przystało. W finale widzimy zatem, jak ktoś wyglądający jak Fury wkracza do absolutnie pustego kompleksu, gdzie kryli się Skrullowie. Budynki są zalane zabójczym dla ludzi promieniowaniem, więc nasz twardziel zaczyna coraz bardziej słaniać się na nogach, prychać i kaszleć. Ewidentnie jest coraz słabszy, ale w końcu trafia na Gravika i ofiaruje mu to, czego szef Skrulli pragnie najbardziej: fiolkę pełną DNA Avengersów. I kiedy wydawało się, że Fury słabnie w oczach następuje zwrot akcji, bo to wcale nie jest Fury, ale G’iah, która w tej sposób chciała podejść Gravika. Oboje dostają zastrzyk supermocy większości postaci, które do tej pory przewinęły się przez uniwersum i zaczyna się nawalanka.

Tajna inwazja -  Tak wygląda leworęczna tenisistka.
Źródło: Disney+

Czy podoba mi się to rozwiązanie? Nie. Po pierwsze, plan Fury’ego i G’iah ma sporo dziur i opiera się na szczęściu, a nie na uprzedzaniu ruchów przeciwnika. Gravik otrzymał to, co chciał, a to balansowanie na linie. Gravik wcale nie musiał wstrzykiwać sobie super-DNA od razu, mógł poczekać, odjechać, zrobić cokolwiek innego, a wtedy plan po prostu by się rypnął.

Kolejny problem to założenie, że w ostatecznej nawalance w walce wręcz miedzy Gravikiem i G’iah wygra ta druga. Ja rozumiem, że pod wieloma względami drobne i filigranowe kobiety nie różnią się możliwościami od napakowanych mężczyzn. Inteligencja, wiedza – jasne. Ale nie jestem w stanie zaakceptować faktu, że może to dotyczyć kwestii fizycznych, a w szczególności brutalnej bójki na pięści z żołnierzem w szczytowej formie. Obie postacie dysponowały dokładnie tymi samymi mocami, więc to zwykła siła musiała dawać przewagę. Dlaczego G’iah miałaby wygrać i dlaczego na tym opierał się plan bohaterów? Nie wiem.

Mogę tylko podejrzewać, że cała walka miała na celu tylko jedno: zadowolenie fanów serii, którzy mogą wyłapywać niuanse i odniesienie do wielu poprzednich filmów i seriali. Gravik i G’iah co chwilę używali mocy a to Hulka, a to Draxa, a to kapitan Marvel, itd. Czy wyglądało to fajnie? Może tak, może nie – CGI trochę kulało. Tak czy inaczej uważam, że widowiskowość musi być podporządkowana fabule i historii, a tu ewidentnie było inaczej.

Tajna inwazja i po tajnej inwazji

Jednocześnie z wydarzeniami w kompleksie w Rosji scenarzyści pokazują to, co się dzieje w USA, gdzie prawdziwy Nick Fury razem z Sonyą Falsworth robią dywersję w celu uratowania prezydenta. Wkraczają do szpitala, wywołują panikę w ochronie i zdejmują panów z Secret Service jednego po drugim. I tak dochodzimy do kulminacji, gdzie Sonya trzyma fałszywego pułkownika Rhodesa na muszce, a ten na zmianę z Furym starają się przekonać skonfundowanego prezydenta, że to ten drugi jest zdrajcą.

Tajna inwazja -  To byłaby niezła scena, gdyby z offu puścić śmiech widowni.
Źródło: Disney+

I teraz uwaga: scena kończy się tak, że Skrull pod postacią Rhodesa wyrywa się Sonyi, a Fury bezceremonialnie go zabija. Martwy Skrull wraca do swojej prawdziwej, zielonej postaci i dopiero wtedy prezydent USA zaczyna robić to, czego chciał Fury. No fajnie, ale ja się pytam: po co ta cała scena? Skrull był w potrzasku, a Sonya trzymała go na muszce. Skoro już wcześniej potrafiła zabijać z zimną krwią, to dlaczego teraz nie zrobiła tego samego? Palnąć terrorystę od razu, a wszystko skończyłoby się tak samo. Po co to przedłużanie? Dlaczego Fury starał się przekonać prezydenta wokalnie o swojej racji, skoro jeden strzał mógł wszystko w bardzo prosty i szybki sposób udowodnić? Tym bardziej, że ostatecznie Skrull i tak został zabity.

Finał odcinka to zamykanie wątków. Fury wraz ze swoją żoną wracają na stację orbitalną, by zajmować się tam sprawami obrony Ziemi, G’iah zawiązuje współpracę z brytyjskimi służbami specjalnymi, a wszyscy ludzie porwani przez Skrulli – w tym prawdziwy pułkownik Rhodes i Everet Ross – zostają uwolnieni. Cud, miód i orzeszki.

Przemyślenia na koniec

Generalnie uważam, że Tajna inwazja to zły serial, aczkolwiek z zupełnie innych powodów, niż She-Hulk. Tam było głupio, nachalnie i momentami bardzo obleśnie. Tu jest nudno i męcząco. Oglądając kolejne odcinki łapałem się na tym, że seans mnie nuży. Zapowiadało się na świetną opowieść w klimatach thrillera szpiegowskiego, a dostaliśmy opowieść w zasadzie o niczym. Bez polotu, bez klimatu i bez wykorzystanego potencjału.

Najgorsze w tym wszystkim, że serial jest niepotrzebny, bo niewiele zmienia w świecie przedstawionym (nie rozwija uniwersum). No bo pomyślmy sobie… Przed wydarzeniami nikt nie wiedział o Skrullach, a teraz niby świat dowiedział się o ich istnieniu. I co z tego? Czy coś się zmieniło w samych ludziach? Już wcześniej było wiadomo, że kosmici są na Ziemi, bo ludziom uświadomiły to bitwa o Nowy Jork, czy walka z Thanosem. Skrulle to po prostu kolejna rasa, która powoli ginie w zalewie innych rewelacji z ostatnich 20 lat.

Tajna inwazja -  Wątek romantyczny? Jest, odhaczyć!
Źródło: Disney+

Podobnie mam duże zastrzeżenia do tego, jak prowadzeni są bohaterowie i do tego, że w ogóle się nie rozwijają. Nick Fury pod koniec ostatniego odcinka jest tą samą osobą, co na początku. Jest wycofany, bierny i wraca na stację, gdzie miał wcześniej swoje ciche schronienie przed światem. O innych postaciach można po prostu powiedzieć tyle, że są. Weźmy taką G’iah. Jaka jest jej motywacja? Co nią kieruje? Dlaczego robiła to, co robiła? Tego nam scenarzyści nie wyjaśnili w sposób jasny i przejrzysty.

Serial ma swoje plusy. Niewiele, ale ma. W finałowym odcinku zaskoczył mnie monolog Gravika, bo z aktorskiego punktu widzenia to był kawał naprawdę solidnej roboty. Po tych kilku minutach stwierdzam, że Kingsley Ben-Adir to po prostu bardzo dobry aktor, który nawet z tak mizernej roli potrafi wyciągnąć emocje. Ale w kontekście całego serialu to zdecydowanie za mało, bym mógł z czystym sercem go polecić. Finalna ocena serialu Tajna inwazja to: nie warto…

Tajna inwazja – sezon1, finał – recenzja
Tagi:            
Avatar photo

Paweł Śmiechowski

Fan dobrej fabuły, z naciskiem na twarde science-fiction. Miłośnik Star Treka i The Expanse, który nie pogardzi klasycznym polskim komiksem, np. Thorgalem. Prywatnie miłośnik melodyjnego rocka i bluesa, co uskutecznia na gitarze.