Star Trek: Strange New Worlds – sezon 2, odcinek 9 – Kosmiczna Rapsodia

Na wstępie muszę nadmienić i przypomnieć, że nienawidzę musicali każdą komórką mojego ciała. Te nierealne przejścia do śpiewania, te tańce synchroniczne całej ulicy, którą akurat szedł główny bohater lub bohaterka… Dla mnie to koszmar i męczarnie. Dlaczego o tym mowie, bo niestety do Star Trek: Strange New Worlds zawitał odcinek musicalowy. Więc od razu wolę się wytłumaczyć, dlaczego mi się nie podobało, a recenzja będzie podszyta moją taką a nie inną sympatią do tego potwornego gatunku filmowego.

Star Trek: Strange New Worlds - speiwają :-(
Źródło: Paramount+/SkyShowtime

Fabuła?

USS Enterprise tym razem, na skraju kwadrantu Alfa bada stabilną fałdę podprzestrzenną. Uhura i Spock planują przeprowadzić na niej eksperyment, aby sprawdzić, czy można wykorzystać takie zjawisko do trzykrotnie szybszej komunikacji podprzestrzennej w całym sektorze. Oczywiście, jak to w takich eksperymentach bywa, coś poszło nie tak. W wyniku rozprzestrzeniania się pola nieprawdopodobieństwa (eng. improbability field, sic!) i puszczenia fałdzie podprzestrzennej piosenki „Anythyng goes” przez Uhurę, na okręcie zaczynają się dziać dziwne rzeczy… Niektórzy zaczynają śpiewać niczym w musicalu.

Serio, tak jest wyjaśnione dlaczego wszyscy śpiewają i tańczą i, rzecz jasna, słyszą muzykę. Niedorzeczne i bulwersujące biorąc pod uwagę, że mówimy o odcinku serialu science-fiction w 2023 roku. Z drugiej strony, doceniam nieco ten vibe rodem prosto z TOSa no i ewentualnie TASa, bo tylko tam można było wymyślić coś tak kretyńskiego i niedorzecznego.

Dodam jeszcze, że na pokład Entka po raz kolejny trafia James Kirk, który przed awansem na pierwszego oficera ma się jeszcze czegoś poduczyć od doświadczonej załogi dowodzonej przez kapitana Pike’a. W zasadzie ma to niewiele sensu, ale możemy zobaczyć jak Kirk śpiewa, a na przykład La’an ma dzięki temu pretekst do śpiewania swojej emocjonalnej ballady.

Star Trek: Strange New Worlds - speiwają :-(
Źródło: Paramount+/SkyShowtime

Jakieś pozytywy są.

Tak, oczywiście, że odcinek jest potworny, ale niestety muszę z żalem przyznać, że nie wszystko tutaj jest złe. Oprócz oczywistego docenienia wysiłku skomponowania muzyki i tekstów piosenek, co było z pewnością nie lada wysiłkiem, to jest tu kilka innych smaczków które przypadły mi do gustu. Po pierwsze, mamy kolejne odniesienia do kanonu uniwersum. James Kirk wspomina o tym, że jest w skomplikowanym związku z niejaką Carol z którą ma dziecko. Chodzi rzecz jasna o Carol Marcus i syna Davida, których poznajemy w sławnym filmie Star Trek II: Gniew Khana. A jak już przy takich smaczkach jesteśmy, to kompensatory Heisenberga są zawsze na propsie 🙂

Podobało też mi się, w jaki sposób reaguje załoga na zainfekowanych musicalozą bohaterów. Często patrzą na nich jak na niespełna rozumu. Często też, jak na przykład kapitan Pike, dziwią się i zastanawiają dlaczego śpiewają. Jakoś to próbuje kompensować ten chory pomysł, żeby zrobić musicalowy odcinek w Star Treku. No i ok, muszę się przyznać, klingoński boys band mnie rozwalił. To się udało, brawo 😀

Star Trek: Strange New Worlds - speiwają :-(
Źródło: Paramount+/SkyShowtime

Jednak abominacja.

Jednak ostatecznie bardzo męczyłem się przy tym odcinku. Z pewnością nie powinno to jednak być wyznacznikiem. Jestem pewien, że miłośnik musicalu, który ma wyrąbane, że do space opery, ze sporym naciskiem na naukę, wpleciono musical, będzie zachwycony Kosmiczną Rapsodią. Ja natomiast, oprócz standardowych problemów, jakie mam z tą potworną konwencją, mam problem z samym tym pomysłem. To po prostu, moim zdaniem, nie przystoi Star Trekowi w XXI wieku i tyle. W szczególności, że tłumaczone jest to jakimiś polami nieprawdopodobieństwa a na końcu cały kryzys zażegnuje wielkim ostatecznym finałowym występem, który musi uzyskać jakiś tam poziom zajebistości, aby koszmar się skończył.

Fatalne, nieodpowiedzialne i mam nadzieje, że więcej takie głupoty, scenarzystom do głowy nie przyjdą, bo do tej pory naprawdę ceniłem ich za szacunek z jakim podchodzą do Star Treka. Ale tak, rozumiem również, że nie wszyscy są takimi purystami trekowymi jak ja. Wiem też, że amerykanie uwielbiają musicale, a to tej publiczności jest serial dedykowany. Nie zmienia to jednak mojego odbioru i uczuć względem tego odcinka.

Star Trek: Strange New Worlds - speiwają :-(
Źródło: Paramount+/SkyShowtime

Podsumowanie

Krotko i zwięźle – zapomnijmy o tym odcinku. Cały serial i sezon jest dobry, a każdy Star Trek musi mieć gnioty na liście odcinków. Ja wolę jednak dobrze zrealizowane pomysły pokroju crossovera z animowanym serialem niż kuriozalne wciskanie na siłę musicalu do serialu science-fiction.

Star Trek: Strange New Worlds – sezon 2, odcinek 9 – Kosmiczna Rapsodia
Tagi:            
Avatar photo

Łukasz "Wookie" Ludwiczak

Uzależniony od planszówek i science-fiction wszelakiego. Często godzący oba nałogi na raz. Moja wielka piątka to Star Trek, Firefly, Expanse, Battlestar Galactica i Diuna. Na planszy interesują mnie cięższe klimaty a moim numerem jeden jest Eclipse. Członek Stowarzyszenia Klub Fantastyki Druga Era, zapalony kibic Formuły 1.