Gran Turismo – recenzja filmu

Umówmy się, tego filmu po prostu nie mogłem odpuścić. Gran Turismo to przecież film o wyścigach samochodowych, oparty na faktach, opowiadający o graczu komputerowym, który został profesjonalnym kierowcą, a za kamerą stanął Neill Blomkamp, reżyser kultowego dla wielu, w tym mnie, Dystryktu 9. Dodatkowo już pierwszy zwiastun uspokoił mnie, że to może być całkiem przyzwoity film i wiecie co? Dużo się nie pomyliłem.

Gran Turismo - Jan Mardenborough
Źródło: Columbia Pictures

Akt 1 – Zapoznanie

Historia przedstawiona w Gran Turismo jest podzielona na 4 wyraźne części i dzieję się w filmie całkiem sporo, całość trwa grubo ponad dwie godziny. W pierwszym akcie poznajemy Janna Mardenborough – młodego Walijczyka, którego największą pasją są gry wyścigowe, a dokładniej słynny exclusive na Sony PlayStation, a jakże by inaczej, Gran Turismo. Temu legendarnemu symulatorowi jazdy wyścigowej chłopak poświęca każdą wolną chwilę i w wydaje na nią wszelkie zarobione pieniądze. Zastanawiacie się pewnie jak można wydawać pieniądze na grę, którą się już kupiło. Nie, nie chodzi o płatny content w grze, a o osprzęt simracera. Profesjonalna kierownica, siedzisko i tak dalej potrafią kosztować sporo.

W międzyczasie niejaki Danny Moore (grany przez Orlando Blooma), szef marketingu Nissana w Wielkiej Brytanii wpada na nietypowy plan promocji samochodów tej japońskiej marki. Chce wykorzystać potencjalnie niezagospodarowany do tej pory rynek 80 milionów graczy w legendarnym symulatorze wyścigów samochodowych Gran Turismo. Według jego teorii gdyby pokazać, że mogą zostać profesjonalnymi kierowcami wyścigowymi w samochodach Nissana, to każdy gracz będzie tę markę kojarzył ze sportowymi emocjami i będzie chciał jeździć właśnie takim samochodem. A jakby nie patrzeć 8 milionów potencjalnych klientów drogą nie chodzi. Moore chce stworzyć Akademię GT, która wyłoni najlepszego kierowcę spośród graczy. Ten szczęśliwiec weźmie potem udział w regularnym sezonie wyścigowym.

Jann bierze udział w kwalifikacjach i oczywiście dostaje się do Akademii GT. Jego ojciec, były piłkarz, któremu nie wyszła kariera zawodowca, nie rozumie i nie akceptuje pasji syna. Całą uwagę skupia za to na młodszym bracie Janna, który trenuje futbol i ma szanse na osiągnięcie tego, czego nie udało się ojcu – otrzymać zawodowy kontrakt w klubie piłkarskim. Mimo ogromnego sukcesu, jaki osiągnął simracer, rodzina zwyczajnie go nie rozumie i nie docenia.

Gran Turismo - Akademia GT
Źródło: Columbia Pictures

Akt 2 – Akademia GT

W kolejnym akcie jesteśmy świadkami tego jak Jann radzi sobie w samej Akademii. Szefem kierowców i co za tym idzie ich mentorem zostaje Jack Salter, w którego wciela się wyśmienity jak zawsze David Harbour. Utalentowany były kierowca, którego kariera bardzo szybko się zakończyła (dlaczego, dowiadujemy się później). Jest to bardzo ważna postać dla Mardenborougha, bo zastąpi mu w wielu aspektach ojca. Natomiast do Akademii GT kwalifikuje się 10 najlepszych kierowców z całego świata. Niestety te postacie coś twórcom nie wyszły, bo wyszło stereotypowo i bardzo płasko. Na przykład Amerykanin, główny rywal Janna, to zadufany w sobie dupek.

Oczywiście ostatecznie Jann wygrywa całą Akademię, co nie jest łatwą sprawą. Fajne w tym akcie filmu jest to, jak twórcy pokazali, że bycie kierowcą wyścigowym to ciężki kawałek chleba. Co więcej i co najbardziej chwalebne: ta część Gran Turismo mocno podkreśla, że są to sportowcy, którzy muszą być w najwyższej formie, aby chociażby byli w stanie przetrwać ogromne przeciążenia podczas ścigania się. Kilku uczestników Akademii GT nie wytrzymuje tego aspektu treningu na zawodowego kierowcę. Uważam, że ten film ostatecznie powinien zamknąć dyskusję na temat, tego czy wyścigi samochodowe to sport, bo według niektórych przecież to tylko kierowanie samochodem, tylko szybszym.

Gran Turismo - wyścig
Źródło: Columbia Pictures

Akt 3 – Zdobycie Licencji

No dobra. Akademia wygrana, ale to dopiero początek. Teraz Jann musi zdobyć licencję FIA kierowcy wyścigowego. Jak można się domyślać prawdziwe wyścigi to coś o wiele więcej, niż można było sobie wyobrażać siedząc w swoim pokoju przed konsolą do gier. Nasz protagonista poznaje pracę swojego teamu, swoich największych rywali i wszelkie inne smaczki tego sportu. Podobnie jak poprzednio nie jest lekko. Niby do zdobycia licencji wystarczy być czwartym w jednym z 6 wyścigów, ale na początku jakoś chłopakowi nie idzie. Jest trochę dramatu, dostajemy sceny z kolejnych wyścigów, ale ostatecznie w ostatnim wyścigu udaje się Jannowi zająć odpowiednio wysokie miejsce.

Akt 4 – Le Mans 24

Niestety niedługo po tym dochodzi do dramatycznego wypadku, który całkowicie podłamuje młodego kierowcę. Jest na tyle źle, że Nissan rozważa całkowite wycofanie się z wyścigów samochodowych. Danny Moore wpada na szalony pomysł – zdobyć podium w legendarnym Le Mans 24 drużyną związaną z samych simracerów. Ma to ostatecznie przekonać Japończyków do tego, że tacy kierowcy nie stwarzają dodatkowego zagrożenia na torze i są pełnoprawnymi kierowcami wyścigowymi.

Zatem ostatni akt to dramatyczny i całkiem dynamicznie przedstawiony wyścig Le Mans 24. Są emocje, są świetne ujęcia, jest też odpowiednio dawkowana akcja. Jesteśmy świadkami zmieniających się warunków atmosferycznych, pit stopów i wszystkiego tego, co kierowcy mogą doświadczyć podczas tego legendarnego wyścigu długodystansowego. Cieszy to wszystko oko jak cholera, jeśli choć trochę kogoś wyścigi interesują i sprawiają radość. Podobnie pozostałe zmagania Janna na torze – ogląda się to rewelacyjnie, choć trudno uciec od faktu, że na tym etapie wszystko jest już bardzo przewidywalne.

Oczywiście to tylko trzon fabuły. Wiele wątków pominąłem. Jak już wspomniałem film jest dość długi i jest napakowany treścią. Przez to ogólnie ogląda się go z zaciekawieniem. Najważniejszy nacisk w opowiedzeniu tej historii położono na wyścigach i pasji Janna do nich, co moim zdaniem najbardziej przykuwa do ekranu. Oczywiście Gran Turismo ma też swoje wady w warstwie fabularnej, o których wspomnę nieco później.

Gran Turismo - Jan i Jack
Źródło: Columbia Pictures

Prawda czasu

Jak wspomniałem na początku, film jest oparty na faktach. No właśnie… „Oparty”. W porównaniu do rzeczywistej historii sporo wydarzeń i postaci została zmieniona lub napisana na nowo. W odbiorze filmu, dla kogoś kto nie jest fanatykiem wyścigów, nie powinno mieć to zapewne znaczenia. Jednocześnie te wszelkie zmiany w życiorysie Janna miały na celu poprawienie dramaturgii i widowiskowości tej historii.

Zacznijmy od tego że Jann Mardenborough to prawdziwa postać. Ba! Nawet był zatrudniony w filmie w roli kaskadera, konsultanta i współproducenta. Jego historia jest zbliżona do tego, co widzimy w filmie. Faktycznie dostał się do Akademii GT i zdobył podium w Le Mans 24 w klasie LMP2 w 2013 roku. Dramatyczny wypadek na Nürburgringu pokazany w filmie również się wydarzył. Zatem inspiracje prawdziwymi wydarzeniami widać i dla większości widzów tak przedstawiona historia będzie wystarczająca. Bo umówmy się: chodzi tu o wyścigi, widowiskowość, emocje i dobrą zabawę w kinie lub przed mniejszym ekranem. Jednak trzeba zaznaczyć jedno: gdyby tak przedstawiono życiorys kogoś bardziej powszechnie znanego, to wieszano by na tym filmie psy.

Gran Turismo - Jann
Źródło: Columbia Pictures

Prawda ekranu

Dlaczego? Bo tak naprawdę nic się w Gran Turismo nie zgadza. Zacznijmy od podstaw. Mardenborough wygrał dopiero trzecią edycję Akademii GT, a sam przebieg tego zwycięstwa został mocno podkręcony dla lepszego widowiska. Wspomniany już dramatyczny wypadek miał miejsce dopiero po sukcesie w Le Mans 24. Natomiast w filmie jest on niejako punktem zwrotnym w karierze głównego bohatera. Co więcej przed samym dwudziestoczterogodzinnym wyścigiem Jann rywalizował 1,5 roku w innych seriach wyścigowych, w filmie natomiast przejechał tylko kilka wyścigów.

Jeśli chodzi o lokacje, to muszę się przyczepić do tego, że bardzo charakterystyczny tor Hungaroring niedaleko Budapesztu grał tutaj Silverstone i Le Mans. Znów, podkreślę, dla zwykłego widza w zasadzie to bez różnicy, ale mnie to już lekko zgrzytało, bo jednak tory F1 trochę znam. Wiem, że pewnie trzeba to tłumaczyć oszczędnościami i dostępnością torów, ale nadal lekko mnie to uwierało.

Pozostaje jeszcze kwestia pozostałych postaci. Jack Salter to postać kompletnie fikcyjna, która jest amalgamatem kilku prawdziwych osób. Jest to oczywiście zabieg jak najbardziej powszechnie stosowany w kinematografii i dla mnie w pełni usprawiedliwiony, jednak warto to podkreślić. Podobnie było z Ulianą Chomiuk w doskonałym serialu Czarnobyl, gdzie białoruska naukowiec personifikowała cały zespół naukowy mińskiego uniwersytetu. Nie wiem natomiast dlaczego zmieniono nazwisko głównego pomysłodawcy Akademii GT, czyli Darrena Coxa, którego przemianowano w filmie na Danny’ego Moore’a. Jedyne co mi przychodzi do głowy, to że Darren nie zgodził się na wykorzystanie swojego nazwiska. Na koniec warto też zaznaczyć, że partnerzy wyścigowi również są fikcyjni.

Gran Turismo - samochód Nissana w Le Mans
Źródło: Columbia Pictures

Gran Turismo – Zalety

No dobrze… Fakt, że film jest tylko inspirowany prawdziwymi wydarzeniami, w zasadzie nie wpływa w tym przypadku zbyt mocno na odbiór filmu. Co więcej moim zdaniem, Gran Turismo ma bardzo sporo zalet. Przede wszystkim ten film po prostu bardzo dobrze się ogląda. Akcja jest dynamiczna, historia ciekawa, jest sporo emocjonalnych scen, jest rywalizacja na torze, są świetne ujęcia samych wyścigów. Zwyczajnie jest to tak skonstruowane, że chce się Gran Turismo oglądać i powiem szczerze wszelkie zmiany w życiorysie Janna mi nie przeszkadzały. Nie jest to wprawdzie tak dobry materiał jak Wyścig (ten o Huncie z Hemsworthem, a nie ta abominacja ze Stallonem) czy rewelacyjny Le Mans ’66 (polski tytuł Ford vs. Ferrari ), ale jest to bardzo dobrze skrojony produkt.

Były jeszcze jeden aspekt, na który zwróciłem uwagę i mi się bardzo spodobał. Jest to mianowicie próba obalenia powszechnego myślenia, że wyścigi samochodowe niewiele mają wspólnego ze sportem. Tutaj najlepiej sprawdza się część filmu, która dzieje się w Akademii GT, gdzie kadeci czy kursanci na własnej skórze zaczynają doświadczać, jaki wycisk fizyczny muszą przechodzić zawodowi kierowcy wyścigowi. Przeciążenia w samochodach wyczynowych są ogromne i bez regularnych treningów siłowych i sprawnościowych organizm może zwyczajnie nie wytrzymać wyścigu.

Gran Turismo - Jack w Le Mans
Źródło: Columbia Pictures

Realizacja

Realizacyjnie do niewielu rzeczy można się przyczepić. Aktorsko jest bardzo dobrze – David Harbour jak zawsze jest klasą samą w sobie. Orlando Bloom, czy grający główną rolę Archie Madekwe również nie zawodzą. Na plus dla mnie też było pojawienie się Geri Horner, czyli obecnie żony Chrotiana Hornera, szefa zespołu Red Bulla w Formule 1, a wcześniej szerzej kojarzona jako jedna ze Spice Girls. Zaskoczyło mnie tutaj to, że być może zbyt teatralnie, ale podołała roli matki Janna. Z drugiej strony właśnie fakt, że jest faktycznie związana ze sportami motorowymi, daje temu castingowi dodatkowego smaczku.

Cieszy też fakt, że podczas realizacji filmu twórcy wysilili się i wykorzystali kilka realnych torów wyścigowych. Ok, Silverstone czy Le Mans nieco przekłamali używając zamiast nich Hungaroringu, ale za to w filmie pojawił się też prawdziwy Red Bull Ring, Nürburgring czy tor w Dubaju. Dla kogoś siedzącego chociaż trochę w temacie wyścigów to na pewno miły akcent. A jak przy autentyczności jesteśmy, to miło było widzieć sporą flotę prawdziwych samochodów wyścigowych. Nie tylko nissana, ale i porche, lambo czy ferrari. Miłośnikom gry natomiast spodobają się za to ujęcia zza samochodu rodem z gry.

Gran Turismo - Danny
Źródło: Columbia Pictures

Co nie zagrało?

Niestety nie jest tak, że Gran Turismo nie jest pozbawiony wad. W zasadzie o jednym (moim zdaniem mało znaczącym) problemie już wspomniałem – historia Janna jest tutaj podrasowana dla lepszej dramaturgii. Niestety to podkręcenie emocji czasami jest przesadzone. Najbardziej razi w oczy to, że w każdym ważnym wyścigu Jann wygrywa z rywalem na milimetry. Nie dość, że jest to motyw mocno wyświechtany, to ile można? W filmie naliczyłem 3 sportowe eventy, które Jann wygrał na fotokomórce. Uważam to za sporą przesadę, a co gorsza cały film robi się przez to przewidywalny.

Jak wcześniej wspomniałem film nie jest krótki, a jednocześnie zawiera dwa, moim zdaniem, kompletnie zbędne wątki. Pierwszy to wrzucony mocno na siłę wątek miłosny, który nie wpływa w zasadzie w żaden sposób na główną fabułę. Do tego dochodzi wątek twórcy gry Gran Turismo. Po co w ogóle go wrzucono? Chyba dla reklamy gry i samego PlayStation. Czuć, że jest doklejony na siłę i jedynie łączy się fabularnie z wątkiem miłosnym, bo Jann zabiera swą ukochaną do Tokio, a tam spotyka się z twórcą gry. Chętnie widziałbym w zamian więcej akcji na samym torze.

Film cierpi na więcej takich tanich trików fabularnych czy scenariuszowych. Na przykład od razu wiadomo, że Jann w Akademii nie będzie sobie radził super i będzie się cały czas ślizgał do kolejnych etapów rywalizacji. Do tego koledzy w Akademii są bardzo płascy i stereotypowi, czuć na kilometr, że są fikcyjni. Są też banalne dialogi, które słyszy się w każdym niemal filmie o wyścigach, że to wolność i tak dalej. Ile można? Wymyślcie coś nowego, albo dajcie sobie z tym spokój. Do tego dochodzi dziwna ekspozycja, która nieco burzy budowaną atmosferę realnych wyścigów samochodowych.

Już tłumaczę, o co mi chodzi. Są sceny, gdzie Jann o specyfice toru czy rywali dowiaduje się na okrążeniu formującym samego wyścigu. Jak ktoś obejrzał choć jeden weekend wyścigowy chociażby Formuły 1 za czasów, gdy Kubica startował w królowej motor sportu, ten wie, że są treningi, są kwalifikacje. Do tego dochodzą briefingów teamów i tak dalej. Naprawdę w lepszy sposób można było wprowadzić informacje o jakimś rywalu albo o tym, że Jann musi zając 4 miejsce. Burzy to nieco autorytet filmu w kwestii ścigania.

Gran Turismo - Nissan GTR dla Akademii GT
Źródło: Columbia Pictures

Podsumowanie

Biorąc pod uwagę wszystkie za i przeciw uważam Gran Turismo za bardzo solidny film. Największą jego zaletą jest to, że po prostu bardzo dobrze się go ogląda, a wszystkie błędy jakoś w trakcie trwania seansu nie mają aż takiego znaczenia. Ford vs. Ferrari to nie jest, ale nadal jest dobrze. Dla ortodoksyjnych pasjonatów może być wkurzający, ale dla wszystkich innych jest to kawał solidnego kina opowiadającego o wyścigach samochodowych, o pasji do tego, co się robi oraz o spełnianiu marzeń. Moim zdaniem warto obejrzeć ten film, jak nie w kinie, to chociażby w późniejszym terminie na streamingu.

Gran Turismo – recenzja filmu
Tagi:        
Avatar photo

Łukasz "Wookie" Ludwiczak

Uzależniony od planszówek i science-fiction wszelakiego. Często godzący oba nałogi na raz. Moja wielka piątka to Star Trek, Firefly, Expanse, Battlestar Galactica i Diuna. Na planszy interesują mnie cięższe klimaty a moim numerem jeden jest Eclipse. Członek Stowarzyszenia Klub Fantastyki Druga Era, zapalony kibic Formuły 1.