Ahsoka, Sezon 1, odcinek 3 – recenzja

Ostatnio zarzucano mi, że w mojej recenzji pierwszych odcinków serialu Ahsoka trochę marudziłem. Cóż… Przykro mi to pisać, ale teraz też będę marudził. 😉 Co nie oznacza, że było tragicznie – o nie! Ale po prostu nie mogę przejść obojętnie obok błędów, wpadek i uproszczeń scenariusza. Zacznijmy jednak od początku.

Fabuła

Ahsoka próbuje szkolić Sabine w tajnikach sztuk Jedi i muszę przyznać, że scena bardzo mocno przypominała mi początki szkolenia Luke’a przez Obi-Wana w Nowej Nadziei. Mam wrażenie, że scenarzyści serialu chcieli w jakiś sposób świadomie nawiązać do sceny sprzed ponad 40 lat i było to naprawdę fajne posunięcie, choć uczniowie w obu produkcjach są zupełnie inni. Luke i Sabine musieli z zasłoniętymi oczami bronić się podczas treningu, ale o ile Luke robił to za pomocą Mocy, to Sabine nie jest na nią wrażliwa i zdecydowanie bardziej używała słuchu. Młoda stara się i powstrzymuje się przed złośliwymi uwagami w kierunku swojej mentorki, ale i tak niewiele z tego wychodzi. Nie jestem pewien, czy o to chodziło Ahsoce, ale szkolenie przypomniało mi też filmy z samurajami. 🙂 Pochwalam ten zabieg.

Ahsoka i kompletnie się nie nadający do nauki uczeń
Źródło: Disney+

Obie panie po treningu czekają na wsparcie, by móc zweryfikować co tam złego robi wiedźma (nie mogę się przyzwyczaić do tego określenia) w układzie Satos, ale okazuje się, że wsparcie nie nadejdzie. Hera próbuje wprawdzie zorganizować jakąś pomoc w senacie, ale poza Mon Mothmą (powracająca w tej roli Genevieve O’Reilly) żaden z senatorów nie rozumie potrzeby wysyłania sił Ahsoce. Generalnie zasłaniają się tym, że pogłoski o możliwości powrotu admirała Thrawna są niepotwierdzone, szczupłe zasoby Rebelii są potrzebne w innym miejscu, a dodatkowo podejrzewają, że oficjalny powód jest wymówką, bo Hera kieruje się tylko chęcią uratowania Ezry.

I tu mam pierwsze większe zastrzeżenie co do scenariusza. Hera bardzo łatwo mogła odbić zastrzeżenia senatorów, ale odpuściła i nie wykorzystała wszystkich argumentów, jakie mogła powiedzieć. Nawet jeżeli powrót Thrawna jest niepotwierdzony i senat faktycznie nie chce rzucać sił w pogoni za plotkami, to koncentracja sił złoli pod Satos i budowa „czegoś” z wykradzionym napędem to fakt, z którym ciężko się kłócić. Dlaczego Hera nie skupiła się właśnie na tym, a wolała obrócić się na pięcie i wyjść po wspomnieniu Ezry? Cóż… Odpowiedź jest prosta: było to potrzebne scenarzystom, żeby po pierwsze pociągnąć wątek słabości Rebelii, a po drugie pokazać sceny walki w kosmosie.

Pani "Kamienna Twarz" w akcji
Źródło: Disney+

Kiedy Ahsoka i Sabine po treningu czekają na wsparcie i docierają do układu Satos. Tam zostają zaatakowane przez kilka niewielkich myśliwców. Jeden z nich jest kierowany przez Shin Hati (to ta pomagierka złego Baylana Skolla), a drugi przez zakutego w średniowieczną zbroję typa, który w poprzednim odcinku walczył na miecze z Ahsoką. Czyli już wiemy, kto nie zginie w tej potyczce. 🙂 Sceny walki są świetnie, ale w pewnym momencie statek z bohaterami zostaje unieruchomiony. Co robi Ahsoka? W kombinezonie próżniowym kozacko wychodzi na poszycie stateczku, by stamtąd mieczem świetlnym odbijać strzały z turbolasera. Widowiskowe, muszę to z czystym sumieniem przyznać.

Tylko że poza widowiskowością ta scena kompletnie nie miała sensu, ani konsekwencji. Co z tego, że statek został unieruchomiony, skoro po chwili udało się go uruchomić i pościg został wznowiony! Bardzo nie lubię, gdy sztucznie wydłuża się scenariusz i uważam, że szkoda czasu antenowego na takie rzeczy. To fabuła powinna być najważniejsza, a nie wybuchy. W tym konkretnym wypadku, gdyby wyciąć scenę chwilowego unieruchomienia okrętu, to z punktu widzenia fabuły nic by się nie zmieniło. Ahsoka i Sabine dalej uciekałyby, dalej by w nie strzelano, itd. A rodzący się szacunek i więź między bohaterkami były pokazane już wcześniej. Ta scena nic nie wnosi, a zatem jest niepotrzebna…

…tym bardziej, że po chwili paniom udaje się dolecieć na powierzchnię planety i ukryć w lesie. Czyli w ciągu trzech minut dostajemy w zasadzie dwa razy to samo: Ahsoka i Sabine są na unieruchomionym statku. Z punktu widzenia scenariuszopisarstwa twórcy dostają ode mnie dwóję. Co najwyżej trzy z minusem.

"I'm flyyyyiing, flyyyiiing.... 𝅘𝅥𝅮𝅘𝅥𝅯𝅘𝅥𝅮𝅘𝅥𝅯"
- Ahsoka
Źródło: Disney+

Scenariusz leży, a jak Ahsoka jako całość?

I tu Was zaskoczę. Oglądałem odcinek razem z synem i ubawiliśmy się podczas seansu po pachy. 🙂 Przede wszystkim frajdę sprawia odnajdowanie odniesień do uniwersum (np. w scenie treningu) i mówię to nawet ja, który nie mogę się nazwać jakimś specjalistą od Gwiezdnych Wojen. A skoro mnie to bawi, to większych ode mnie fanów musi to chyba rajcować jeszcze bardziej. Muszę podkreślić jeszcze raz, że wizualnie oglądanie serialu to przyjemność, bo tego, co widać, nie można pomylić z żadnym innym uniwersum. I chodzi tu o taką dbałość o spójność, jak pojawienie się na chwilę Genevieve O’Reilly w roli Mon Mothmy, przejścia między ujęciami, czy nawiązania do gry Jedi: Fallen Order.

W kontekście samego uniwersum i nawiązań mieliśmy z synem kilka dyskusji o konsekwencji. No bo czy nie można po prostu zmierzyć Sabine poziom midichlorianów we krwi, żeby sprawdzić, czy nadaje się na Jedi? W Ostatnim Jedi zasugerowano w finałowej scenie, że każdy jest wrażliwy na Moc, więc dlaczego Sabine pod to nie podpada? Może nie dotyczy to serialu Ahsoka, ale momentami mam wrażenie, że świat Gwiezdnych Wojen jest już na tyle duży, że ciężko nad nim zapanować.

Niestety frajda obcowania z Gwiezdnymi wojnami nie przesłoni faktu, że scenariuszowo jest dość miałko, a aktorsko drętwo i drewnianie. I żadna ilość kozackiego machania mieczem, albo wybuchów tego nie zmienią. Czechow wywraca się w grobie ze swoją strzelbą

Ahsoka, Sezon 1, odcinek 3 – recenzja
Tagi:            
Avatar photo

Paweł Śmiechowski

Fan dobrej fabuły, z naciskiem na twarde science-fiction. Miłośnik Star Treka i The Expanse, który nie pogardzi klasycznym polskim komiksem, np. Thorgalem. Prywatnie miłośnik melodyjnego rocka i bluesa, co uskutecznia na gitarze.