Remigiusz Mróz – Projekt Riese – recenzja książki

Jakoś tak dziwnie się stało, że recenzje książek dość rzadko pojawiają się na naszym geekosferowym portalu. 🙂 Tymczasem całkiem przypadkiem w moje ręce wpadła (a raczej została wepchnięta przez rodzinę) książka Remigiusza Mroza, znanego raczej z kryminałów, niż powieści science-fiction. Projekt Riese, bo o tej powieści mowa, wciągnęła mnie na tyle, by pochłonąć ją w cztery wieczory. Będą spoilery!

Co to jest, to całe Riese?

Akcja w całości dzieje się w polskich Górach Sowich we współczesnych nam czasach. Kilkoro przypadkowych ludzi zwiedza z przewodnikiem podziemne tunele, gdzie podczas II wojny światowej Niemcy przeprowadzali jakieś badania nad czymś, co zostało nazwane „Projektem Riese”. Resztki chodników i pozostałości po maszynach są obecnie atrakcją turystyczną, więc nic dziwnego, że pasjonaci militariów i historii odwiedzają to miejsce. Niestety o naturze owego projektu Riese nie wiadomo nic, a przewodnik nie mówi na ten temat nic konkretnego.

W trakcie wycieczki staje się jednak coś dziwnego, co początkowo wydaje się być ruchami tektonicznymi, albo zawaleniem tuneli przez szkody górnicze. Poziemne chodniki zawalają się i większość turystów ginie. Piątka ocalałych wydostaje się z tuneli, ale ku swojemu zdziwieniu świat, jak zastają po wyjściu, jest jakiś taki dziwny. Samochody pozostawione na parkingu stoją dalej, ale całe zardzewiałe, jakby na powierzchni w tym czasie nie minęło kilka godzin, ale raczej lata. Nie ma przechodniów, ani żadnych innych ludzi. Nie ma ekipy ratowniczej, która z pewnością powinna być wysłana im na ratunek, itd.

Dość szybko okazuje się, że świat, w którym wyszli z tuneli bohaterowie, nie jest ich światem, ale równoległą rzeczywistością, w której pandemia koronawirusa wybiła prawie całą ludzkość. Tajemniczy nazistowski projekt Riese okazuje się być wehikułem do podróży między wymiarami. Niemcom udało się go zbudować pod koniec wojny (w naszej i innych rzeczywistościach), ale nie zdążyli z niego skorzystać. A przynajmniej nie w naszym i bohaterów wszechświecie.

Od tego momentu rozpoczynają się próby powrotu bohaterów do domu, ale w między czasie na jaw wychodzi fakt, że pandemia – u nas w fazie początkowej – prawie wszędzie okazuje się być prawdziwą apokalipsą. W zasadzie w większości rzeczywistości choroba jest nieuleczalna i oznacza koniec cywilizacji, a to oznacza, że poza powrotem fajnie jeszcze gdzieś w którymś świecie po drodze znaleźć lekarstwo uprzedzając nieuniknioną katastrofę.

Remigiusz Mróz - Projekt Riese

Gdzieś to już czytałem…

No może nie do końca to samo, ale sam fakt podróżowania po wszechświatach równoległych jest znany od dawna. Wystarczy wspomnieć serial Sliders, a jeśli ktoś woli książki, to uprzejmie przypomnę o dwóch tomach zatytułowanych Świat Zero z cyklu Felix, Net i Nika autorstwa Rafała Kosika. To, czym Projekt Riese wyróżnia się na tle podobnych historii, to motyw poszukiwania lekarstwa na Covid. Jeszcze 2-3 lata temu był to naprawdę bardzo chwytliwy temat. 🙂

Przyznaję, że książka wchodziła mi gładko. Na pewno pomogła tu w miarę wartka akcja, kilka zakrętów fabularnych, jasno nakreśleni bohaterowie, no i oczywiście lokacja. W końcu Góry Sowie zdarzyło mi się odwiedzić i czytając opisy okolica wydawała mi się znajoma. Na duży plus muszę też podkreślić dość ciekawie wymyślone inne światy. W jednym Polska wygrywa razem z nazistami II Wojnę i w XXI wieku jest potęgą gospodarczą. W innym ludzie to degeneraci w postapokaliptycznej rzeczywistości. Wiadomo. 🙂

Autor wspomina w posłowiu, że większość wymyślonych wszechświatów oparł na wydarzeniach mających miejsce w rzeczywistości, ale mogących mieć inny skutek. Na przykład nasza waluta, czyli polski złoty, nazywa się tak, bo taką nazwę wybrano u nas na początku XX wieku. Walutą Polski w jednej z rzeczywistości odwiedzanych przez bohaterów jest „pol”, co naprawdę było brane pod uwagę. W kolejnym z równoległych wszechświatów zespół Smile wcale nie zmienił nazwy na Queen, itd. Autor sypie nawiązaniami i easter eggami jak z rękawa pokazując, że zna się na popkulturze.

Nie jest to jednak opowieść idealna, a za najgorszą wadę uważam jej zakończenie. Projekt Riese kończy się… nijak. W moim odczuciu nie wszystkie wątki zostały wyjaśnione i zamknięte, ale – jak Mróz tłumaczy w posłowiu – był to zamierzony zabieg. Autor z rozmysłem pozostawił sporo wątków otwartych, żeby czytelnik mógł się jeszcze długo zastanawiać „co by było gdyby”. Cóż… Mnie się to nie podoba. Wolę, gdy opowieść się kończy, a nie urywa.

Podsumowując: czytało się świetnie i przyjemnie, ale momentami miałem wrażenie wtórności, a finał bardzo mnie rozczarował. Jeśli macie kilka wieczorów wolnych i nie boicie się otwartych zakończeń, to mogę książkę polecić. Jeśli jednak jesteście fanami sci-fi, wszystkie historie o podróżach między światami macie w małym paluszku i szukacie czegoś naprawdę świeżego, to raczej nie znajdziecie tu niczego nowego. Ot! Przyjemna lektura.

Remigiusz Mróz – Projekt Riese – recenzja książki
Tagi:        
Avatar photo

Paweł Śmiechowski

Fan dobrej fabuły, z naciskiem na twarde science-fiction. Miłośnik Star Treka i The Expanse, który nie pogardzi klasycznym polskim komiksem, np. Thorgalem. Prywatnie miłośnik melodyjnego rocka i bluesa, co uskutecznia na gitarze.