
Pierwszy serial z Arnoldem Schwarzeneggerem, na dodatek komedia akcji, zwiastuny były całkiem obiecujące. FUBAR zapowiadał się na naprawdę ciekawą pozycję serialową, konkurującą chociażby z Citadel. Być może nieco lżejszy w odbiorze, ale za to szpiegowski serialowy akcyjniak pasuje do obu produkcji. Zatem co mogło pójść nie tak, pomyślałem. Okazuje się że wszystko…
Fabuła
Trzon fabuły nie wieje oryginalnością, ale tragedii nie ma. Arnie gra Luke’a Brunera, agenta CIA, który zmierza na emeryturę. Jednak agencja namówiła go na ostatnią misję. Miała on polegać na wyciagnięciu z otoczenia jakiegoś południowoamerykańskiego bossa zakonspirowanej agentki, która lada dzień miała zostać wykryta. W trakcie tej akcji okazuje się, że tą agentką w opałach okazuje się córka Luke’a. Oczywiście Arnie nie wiedział nic na temat pracy jego latorośli w CIA. Od teraz, mimo że jest niezręcznie, muszą pracować razem, aby schwytać tego złego latynoskiego bossa.
Drugą warstwą fabularną jest rodzina Brunera, czyli była żona, do której ma cały czas nadzieję wrócić. Jest syn, który próbuje rozkręcić startupa i wyciągnąć od ojca jakąś kasę na inwestycję w firmę. Jest też wnuczka, która w trakcie serialu zachoruje na białaczkę. Między kolejnymi etapami misji drużyna wraca do miasteczka i dzieją się kolejne perypetię z życia rodziny, często dosyć dramatyczne, przeważnie nudne, przewidywalne i wtórne do bólu. Wątek ten jest tak wyeksploatowany z jednej strony, że nudzi totalnie. Z drugiej wplatanie poważnej choroby wnuczki wydaje mi się gruba przesadą jak na kaliber serialu komediowego, na jaki się FUBAR kreuje.
Historia z łapania Boro, czyli tego bossa, który – a jakże – jest nuklearnym zagrożeniem dla całego świata, też jest masakryczna. Kolejne misje przekraczają kolejne granice absurdu i głupoty. Zaczynamy od superszybkiej kolei a’la TGV, ale na magnetycznej poduszce (w Kazachstanie!), który może być sterowany ciekłym helem i oparami radioaktywnymi, żeby odpowiednio przyspieszać albo hamować lokomotywę. W kolejnym odcinku nasza dzielna drużyna szpiegów odcinała kabel, aby deaktywować klatkę Faradaya… Natomiast na końcu sezonu dostajemy jeszcze wybuch jądrowy, który przeżywa każdy. Coś jakby trochę dynamitu albo C4 wywaliło. Scenarzyści chcieli być tacy elokwentni, gdzieś coś dzwoniło, ale już nie zgłębiali za bardzo o co chodzi chociażby z klatką Faradaya. Te przykłady to tylko te najgrubsze debilizmy. Ale rozwiązań fabularnych uwłaczających ludzkiej inteligencji jest tutaj ogrom.
Postacie
W przypadku postaci jest nie lepiej. Postać Arniego jest drewniana i bez wyrazu, na dodatek naszemu byłemu gubernatorowi Kalifornii coś aktorstwo już nie wychodzi. Albo zapomniał, albo scenariusz za bardzo nie zachęcał do wysiłku. Nie żeby Schwarz kiedykolwiek był mistrzem sztuki aktorskiej, ale od wielu lat nie było aż tak źle, jak to FUBAR pokazuje. Ba! Moim zdaniem w Conanie grał poprawniej. Dalej nie jest lepiej, bo ciężko wyciągnąć kogokolwiek ciekawego. Była żona jest też bez jakiejkolwiek formy, córka bez charyzmy. „Koleś ze słuchawki” kreowany na nerda i jego wątek miłosny to żenada.
Jedyną w miarę jasną postacią w całym tym bałaganie to Roo, jedna z agentek w drużynie szpiegów Brunera. Ona miała być typowym comic reliefem i nawet czasami udawało mi się zaśmiać z jej tekstów. Jednak przyznam szczerze, że nie były na tyle dobre, aby zapamiętać jakikolwiek na dłużej i go tutaj opisać. Jednak ona jedyna ma potencjał i jest jakaś. Reszta to generyczne postacie, snujące się po ekranie.
Jeśli miałbym jeszcze wskazać jakąkolwiek pozytywną postać, to jest to konkurencja Brunera. Otóż Luke w swoim miasteczku miał firmę przykrywkę – sklep ze sprzętem sportowym. Wszystko tam było fake’owe – sprzedaż, nagrody, klienci. Problem w tym, że konkurencyjny sklep o tym nie wiedział i postanowił w klasyczny slapstickowy sposób sabotować interes Brunera. Przyznam, że tych dwóch fajfusów było nawet śmiesznych i – co bardzo smutne – miało dużo więcej wyrazu niż pierwszoplanowi bohaterowie.
Ostateczne uwagi
Nie wiem czy wiecie, co oznacza tytuł serialu. Otóż FUBAR to akronim od angielskiego „Fouled up beyond all repair” choć niektórzy rozwijają go na „fucked up beyond all recognition”. W każdym razie oznacza sytuację albo sprzęt tak rozwaloną, że nie da się z nią już nic zrobić. I wiecie co? Pierwszy raz cieszę się, że tytuł spoileruje film czy serial. Ta produkcja Netflixa to właściwe coś tak tragicznego, że niewiele da się z tym już zrobić. Odradzam oglądanie tego potworka i kompletnie nie rozumiem, dlaczego ten serial dostał drugi sezon. FUBAR to zwyczajnie strata czasu.