Twórca (The Creator) – recenzja filmu

Miałem pewne rozdarcie wewnętrzne podchodząc do filmu Twórca. Z jednej strony zwiastuny imponowały mi rozmachem i pięknymi zdjęciami, natomiast sama fabuła wydawała się intrygująca, mimo mocno wyeksploatowanego tematu wojny ludzi ze sztuczną inteligencją. Jednak główny problem tkwił w osobie reżysera tego obrazu, czyli Garetha Edwarda. Nic, co zrobił, do tej pory nie zrobiło na mnie dobrego wrażenia, a Łotr 1 to dla mnie kompletne nieporozumienie. Ostatecznie ciekawość jednak wygrała i wybrałem się do IMAXa (a co tam, raz się żyje) na to najnowsze widowisko science-fiction.

Twórca (The Creator) - panorama miasta
Źródło: 20th Century Studios

Wstęp do fabuły

Do czynienia tutaj mamy przede wszystkim z alternatywną historią, gdzie sztuczna inteligencja i robotyka rozwinęła się w naszej cywilizacji dużo wcześniej i już od lat mniej więcej 60-tych inteligentne roboty stały się nieodzowną częścią życia przeciętnego obywatela. Mechaniczne analogi człowieka pomagały i wykonywały cięższe prace, których nikt inny nie chciał robić. Wszystko było dobrze do momentu eksplozji bomby atomowej w Los Angeles, za którą odpowiedzialna była sztuczna inteligencja. Wówczas USA wypowiedziały wojnę wszelkiej AI nieważne na jakim terytorium miałaby się chować. Przez dwadzieścia lat Stany Zjednoczone skutecznie likwidować zaczęły roboty poza granicami swojego państwa, a od niedawna pomaga im w tym ogromna bojowa stacja orbitalna NOMAD.

Oprócz zbanowania wszelkiej sztucznej inteligencji USA chce dopaść tajemniczego i zarazem tytułowego twórcę AI o pseudonimie Nimrata (co w nepalskim znaczy nic innego, jak właśnie twórca). Ukrywa on się gdzieś w ostatnim sanktuarium inteligentnych robotów na naszej planecie, czyli państwie Nowa Azja – zjednoczonym kraju na terytorium półwyspu indochińskiego. Co gorsza wywiad mówi o tym, że ruch oporu szykuje nową broń ostateczną, która może dla nich odmienić losy wojny. Dlatego znalezienie Nimraty oraz nowego wunderwaffe staje się wyścigiem z czasem.

Twórca (The Creator) - robot-rebeliant
Źródło: 20th Century Studios

W takim mniej więcej tle fabularnym zastajemy głównego bohatera, czyli Josha Taylora (w tej roli John David Washington). Wpierw był tajnym agentem, który przeniknął do struktur ruchu oporu. Tam zakochał się w jednej z bojowniczek, z którą lada moment spodziewają się dziecka. Liczył na to, że uda mi się dekonspirować Nimratę i jednocześnie sprawić, że żona nie znienawidzi go za zdradę i podstęp – głupie i nie wiem skąd na to wpadł, ale ok. W każdym razie sielankę burzy rajd wojsk amerykańskich na kryjówkę bojowników gdzieś na azjatyckim wybrzeżu.

Ostatecznie obóz zostaje zmasakrowany, a NOMAD zrzuca ostatecznie taktyczny pocisk jądrowy żeby całkowicie już wyjaśnić sprawę. Masakrę przeżywa w sumie tylko Josh, który zdekonspirował się chwilę po rozpoczęciu ataku. Jego ciężarna żona dowiadując się, że jest amerykańskim szpiegiem odchodzi do niego i ucieka razem z resztą rebeliantów, co przypieczętowuje jej los.

Twórca (The Creator) - Taylor i Alphie
Źródło: 20th Century Studios

Fabuła właściwa

Dziesięć lat po tych dramatycznych dla naszego głównego bohatera wydarzeniach armia USA znów próbuje go zwerbować. Można się domyślić, że po traumie związanej ze śmiercią ciężarnej żony i po wspomnianej wcześniej operacji wojskowej zrezygnował z munduru. Jednak Pentagon nadal go potrzebuje jako najbardziej doświadczonego agenta, który niemal wytropił dekadę temu Nimratę. Wywiad dostał informacje, że rebelianci ukończyli swoją tajną broń i trzeba ją zniszczyć. Przy okazji jest duża szansa, że w tym samym miejscu jest znienawidzony Twórca. Oczywiście Joshua ma na to wyrąbane i każe im oddalać się od niego w szybkim tempie. Jednak wojskowi mają jednego asa w rękawie – ujęcie z placówki pracy nad bronią, na którym widać, że żona Taylora żyje…

Wiadomo, musiał się zgodzić i od razu przechodzimy do akcji przejęcia rzeczonej broni. Po przyzwoitej realizacyjnie sekwencji amerykańskiej operacji wojskowej dostajemy klasykę gatunku – bronią okazuje się robot-symulant o aparycji dziecka. Dziewczynka wydaje się na pozór niegroźna, a Taylor ucieka z nią z miejsca akcji j chce ją potraktować jako kartę przetargową, aby móc zobaczyć się ze swoją żoną. Jak się łatwo domyślić dzieją się dwie rzeczy. Po pierwsze film zamienia się w film drogi tudzież ucieczki tej dwójki bohaterów przed złowieszczymi amerykanami.

Twórca (The Creator) - Nowoazjatycka robotyczna policja
Źródło: 20th Century Studios

Druga kwestia to przemiana głównego bohatera, który był absolutnym wrogiem AI i robotów. Traktował sztuczną inteligencję jak zwykły przedmiot, do którego nie można odnosić się jak do osoby, a już pewnością nie można darzyć tego czegoś uczuciami. Tymczasem Josh, w trakcie długiej i wymagającej podróży, zaczyna przywiązywać się do dziecka i zmieniać swoje poglądy, a także zaczyna kochać Alphie ojcowską miłością.

Po wielu przygodach i wydarzeniach przychodzi czas na finał, który uważam za lekko przekombinowany i zarazem mało oryginalny. Nie zaskoczyła mnie też prawdziwa tożsamość Nimraty niestety – to rozwiązanie było zbyt oczywiste od samego początku. Ale nie zrozumcie mnie źle, nie ma tutaj tragedii. Nie chcę wdawać się w szczegóły, żeby do końca nie psuć Wam filmu. Jednak uważam, że zakończenie jest najsłabszą częścią Twórcy. Plus natomiast za spory ładunek emocjonalny jaki został tutaj odpalony.

Twórca (The Creator) - duchowa siedziba rebeliantów
Źródło: 20th Century Studios

Wizualny majstersztyk

Oglądając Twórcę nie mogłem wręcz uwierzyć, że jego budżet to „zaledwie” 80 milionów dolarów. Efekty specjalne, scenografia czy plenery wręcz oszałamiają. Odnosi się wrażenie, że jest to bijąca rekordy wydawania kasy wysokobudżetowa produkcja. Ba! Ostatnie Marvele, które kosztują po 300 milionów, nie wyglądają nawet w połowie tak dobrze, jak Twórca. Wszystkiego dopełnia bardzo klimatyczna, lekko industrialna muzyka skomponowana przez Hansa Zimmera.

Jeśli miałbym wskazać jakiś słabszy punkt realizacyjny produkcji to chyba casting głównego bohatera. John David Washington moim zdaniem kompletnie nie dał rady. Tak jak dobrze zaprezentował się chociażby w Tenecie, tak tutaj kompletna klapa. Nie potrafił mnie do końca przekonać do swojej emocjonalnej przemiany. Nie potrafił należycie dobrze przekazać uczuć jakie przeżywa Taylor. Co tu się stało? Nie mam pojęcia, być może reżyser nie potrafił nim prawidłowo pokierować. Poza tym nie mam w zasadzie żadnych uwag co do obsady filmu.

Twórca (The Creator) - debilny NOMAD
Źródło: 20th Century Studios

Absurdalny NOMAD

Twórca ma jednak, moim zdaniem, jedną sporą bolączkę koncepcyjno-fabularną i jest nią bojowa stacja orbitalna NOMAD. Jest ona absurdalna niemal na każdym poziomie. Przede wszystkim po co to komu? Łatwiej, taniej, szybciej, skuteczniej i bezpieczniej dla samego NOMADa byłoby gdyby była to sieć małych satelit. Jedne do namierzania, drugie jako platformy z wyrzutniami pocisków jądrowych. Tymczasem tutaj jest to jakiś astronomicznie wielki potwór z tysiącami ludzi na pokładzie, z własnymi farmami, laboratoriami i nie wiadomo czym tam jeszcze.

Idąc dalej jest to orbitalna konstrukcja, ale w zasadzie zachowuje się jak jakiś statek powietrzny unoszący się w atmosferze w rejonie akcji. To na dodatek potwierdza kretynizm tego rozwiązania – gdyby USA przeprowadzało 2 akcje w 2 różnych zakątkach świata, to nie można NOMADa użyć w obu, bo nie sięgnie. Ale z drugiej strony końcówka filmu pokazuje, że ta stacja bojowa wcale nie musi się przemieszczać, bo może odpalać rakiety z każdego miejsca na orbicie i te pociski mogą razić każde miejsce na Ziemi.

Twórca (The Creator) - Starcie policji nowoazjatyckiej z armią USA
Źródło: 20th Century Studios

Kolejny absurd to wielki słup światła przy celowaniu. Naprawdę inaczej zaawansowane pociski kierowane nie trafią cel? Na przykład na podstawie współrzędnych? Albo naświetlenia celu wiązką lasera czy innego pieruństwa na miejscu przez żołnierza? Wygląda to wszystko epicko i ślicznie, ale głupie to niemiłosiernie. Dlatego też poniekąd mam problem z zakończeniem filmu, bo w finale Twórca zabiera nas właśnie na pokład NOMADa.

Do tego dochodzi jeszcze absurdalny koszt i wysiłek włożony przez USA w budowę tego molocha, w zasadzanie nadal nie wiem po co. Jest to niejednokrotnie podkreślanie, że jak NOMAD zostanie zniszczony to koniec – po wojnie, po Stanach Zjednoczonych – krótko mówiąc padaka. I dlatego właśnie tak ogromna, bojowa stacja kosmiczna – z farmami na swoim pokładzie, itd. – nie ma żadnej, ale to żadnej obrony przeciwko atakowi zbrojnemu z zewnątrz. Ok, są jacyś żołnierze na samym NOMADzie, ale cytując klasyka: byle frajer może sobie wlecieć tam albo ostrzelać instalacje z zewnątrz.

Twórca (The Creator) - Alphie używa swoich zdolności
Źródło: 20th Century Studios

Ciekawe aspekty

Pomijając kretyńskiego NOMADa Twórca ma w sobie kilka ciekawych motywów, które moim zdaniem podnoszą nieco jego ocenę. Po pierwsze cały film jest de facto rozwodzeniem się nad tym, czy sztucznie stworzona świadomość może być osobą traktowaną na równi z ludźmi. Wprawdzie jest to motyw często brany na tapetę w produkcjach science-fiction, ale jakoś ostatnio w ogóle mało takich tego pokroju interesujących dywagacji w kinie gatunkowym, gdzie przede wszystkim liczy się w zasadzie wyłącznie akcja.

Podoba mi się też to, jak Twórca przedstawił roboty i sztuczną inteligencję. To znaczy nie jest to tak naprawdę samo zło, nie są też te istoty nieskazitelnie dobre. Zachowują się w zasadzie identycznie jak ludzie – mają poczucie humoru, emocje, o świadomości nie wspominając. Ludzie żyją z AI w Nowej Azji obok siebie i traktują się wszyscy z szacunkiem i na równi. W tym świecie występują nawet romanse między ludźmi na symulantami i nie jest to nic nadzwyczajnego i piętnowanego.

To podejście prowadzi to ostatniego aspektu, który przypadł mi tutaj do gustu. Mianowice Twórca przedstawia Stany zjednoczone jako tych złych. Znów nie jest to jednoznaczny czarny charakter, bo motywacja działań jest zrozumiała, a władze USA twierdzą, że działają w słusznej sprawie. Niemniej jednak patrząc na społeczność rebeliantów i w ogóle Nowej Azji, trudno nie ulec wrażeniu, że Amerykanie nie mają racji. Co więcej sam wybuch bomby jądrowej w Los Angeles też jest bardzo fajnie wyjaśniony i niejednoznaczny.

Twórca (The Creator) - widok na NOMADa niby na orbicie
Źródło: 20th Century Studios

Podsumowanie

Krótko mówiąc Twórca to bardzo solidne kino science-fiction, którego w tym roku między innymi przez strajk aktorów i scenarzystów jest jak na lekarstwo. Wizualnie film robi świetne wrażenie, czuć w nim – lekki bo lekki – powiew świeżości, a reżyser Gareth Edwards nawet w moich oczach nieco się zrehabilitował. Po prostu uważam, że ta produkcja to bardzo dobry pomysł na wyjście do kina w te coraz dłuższe jesienne wieczory.

Czy Twórca to tytuł doskonały? Oczywiście nie, a pomysł NOMADa, choć wizualnie ładny, jest po prostu głupi. Za to rekompensuje to koncepcją i pozostałym designem świata przedstawionego. Ja mogę polecić ten film każdemu miłośnikowi sci-fi, bo w tym roku z tym gatunkiem lekka posucha. Jedyny godny przeciwnik w tej kategorii, jaki przychodzi mi do głowy, to Strażnicy Galaktyki vol. 3, a potem czeka na nas już tylko Rebel Moon (znów dzięki strajki, który przesunął Diunę 2 na 2024 rok).

Twórca (The Creator) – recenzja filmu
Tagi:    
Avatar photo

Łukasz "Wookie" Ludwiczak

Uzależniony od planszówek i science-fiction wszelakiego. Często godzący oba nałogi na raz. Moja wielka piątka to Star Trek, Firefly, Expanse, Battlestar Galactica i Diuna. Na planszy interesują mnie cięższe klimaty a moim numerem jeden jest Eclipse. Członek Stowarzyszenia Klub Fantastyki Druga Era, zapalony kibic Formuły 1.