Rick And MOrty Logo

To już trzeci odcinek siódmego sezonu i wciąż mam problem z tym, żeby jednoznacznie określić jaki Rick i Morty chce w tej serii być. Dlaczego? Ponieważ znów mamy uderzenie w nostalgiczną nutę, podobnie jak to było w odcinku premierowym. Zaczynam się też zastanawiać coraz intensywniej, czy drugi człon tytułu tego serialu jeszcze jest w ogóle uzasadniony, bo czasu antenowego Morty w tym sezonie za wiele nie ma niestety – a przecież to relacja dziadka z wnukiem jest moim zdaniem kwintesencja tej produkcji. Zacznijmy jednak od początku.

Rick i Morty - Task force prezydenta
źródło: Adult Swim

Fabuła

Odcinek zaczyna się od sceny sesji terapeutycznej Ricka u znanej doktor Wong, która pojawiła się na ekranie po raz pierwszy w moim ukochanym odcinku (3×03) Pickle Rick. Ostatecznie Sanchez przekonał się współpracy z tą psychiatrą i najwyraźniej regularnie uczęszcza na sesje terapeutyczne. Tym razem jednak telefon od prezydenta Stanów Zjednoczonych przerywa ich spotkanie. Oczywiście Rick telefonu nie odbiera, ale „prezio” już czekał przed drzwiami gabinetu z całym oddziałem uzbrojonych po zęby żołnierzy z wyrzutem, że jak dzwoni, to znaczy że jest to sytuacja wyjątkowa i Rick ma odbierać. Przy okazji doktor Wong wpadła w oko przywódcy USA, co będzie miało wpływ na dalszy ciąg zdarzeń.

Do czego jednak prezydent potrzebował Ricka? Otóż cała Wirginia się zbuntowała, ale w bardzo nietypowy sposób. Otóż cały stan postanowił poświęcić się 100% miłości i nie wpuszcza nikogo, kto nie spełni takich warunków. Co więcej nagle zniknęły tam wszelkie przestępstwa, a gubernator ma 100% poparcia obywateli. Na takie okoliczności prezydent USA nie mógł się zgodzić, bo poczuł się zwyczajnie zagrożony, zatem sformował grupę operacyjną, aby coś zrobić z tym fantem. Choć nagle poczuł, że w ów „task force” brakuje eksperta od psychiatrii i na szybko zwerbował jeszcze doktor Wong.

W Wirginii szybko okazało się, co się tak naprawdę stało z mieszkańcami. Opanowała ich Unity, czyli była Ricka, która przypadkowo jest też zbiorowym umysłem (hive mind) znaną z odcinka 2×03 Auto Erotic Assimilation. Uznała to za ostateczny sposób skontaktowania się z szalonym naukowcem, bo ten po rozstaniu przestał odbierać od niej telefony. Ostatecznie dochodzi do jeszcze większego galimatiasu, bo przez moment prezydent staje się zbiorowym umysłem, który chce zawładnąć całym krajem – będzie wtedy miał 100% poparcia przecież. Wszystko oczywiście się jakoś na końcu stabilizuje i wraca do status quo, jak to Rick i Morty ma w zwyczaju często robić.

Rick i Morty - Unity, Dr Wong i Rick
źródło: Adult Swim

Przemyślenia

Odcinek na papierze pod względem fabularnym jakoś się jeszcze trzyma, to muszę przyznać. Nie przeszkadza mi nostalgiczna nuta, w którą biją tutaj scenarzyści. Jednak moim zdaniem coś tutaj nie zadziałało. Odcinkowi brakuje po prostu werwy i pazura, szczególnie jak na odcinki z prezydentem. Co więcej zaczyna mnie męczyć, że oglądam serial Rick i Morty, a tego drugiego ani widu, ani słychu. A tym bardziej jestem zawiedziony, bo Sanchez obiecywał w finale szóstego sezonu swojemu wnukowi powrót do starych przygód na innych planetach i w innych wymiarach. Tymczasem, póki co, serial tego nie dostarcza.

Sama historia też jakaś przekombinowana. Doktor Wong jest tutaj moim zdaniem mocno na siłę. Wiem, że miała pomóc w poprawie relacji Ricka i Unity, ale jednak zgrzyta mi ta postać tutaj mocno. Pierwszy odcinek z Unity na dodatek rozwalał mi mózg innowacyjnością, humorem i oryginalnością. Tymczasem tutaj dostajemy dosyć miałką fabułę, na dodatek ze strzelbą Czechowa! Serio? Do tej pory Rick i Morty nie musiał polegać na tak tanich zagrywkach, co więcej, gdyby to inaczej rozpisać, to tutaj bez tego taniego zabiegu, z pewną nutką tajemniczości lepiej wybrzmiałaby walka z konkurencyjnym hive mindem.

Na plus jednak trzeba dodać rozwój postaci samego Ricka, który tutaj ma miejsce. Jednak znów przeszkadza mi to, że scenarzyści postanowili mi to wprost powiedzieć w dialogach odcinka, a nie pozostawili do rozkminienia i przemyślenia przez samego widza. Nie wiem, co tutaj się wydarzyło, ale najbardziej moim zdaniem ten odcinek cierpi od strony scenariusza – brak tutaj dopracowania, błysku i blasku. Umówmy się… Rick i Morty oryginalnością i jakością scenariusza stoi i nie może być tak, że oglądając jakiś odcinek wyczuwa się niechlujstwo. Nie zrozumcie mnie źle – może być słaba historia i coś pod tym względem nie pykło – zdarza się każdemu. Jednak tutaj moim zdaniem wyczuwa się pójście na łatwiznę i brak dopracowania. A najgorsze jest to, że sama fabuła miała naprawdę potencjał na bardzo dobry odcinek.

Rick i Morty - Rick, Prezydent i Dr Wong
źródło: Adult Swim

Podsumowanie

Coraz bardziej rośnie we mnie poczucie rozczarowania najnowszym sezonem. Rick i Morty to już w zasadzie serial pod tytułem Rick. Brakuje mi pojechanych przygód dziadka i wnuka. Brakuje mi Summer, brakuje mi tych oryginalnych pomysłów nie z tej Ziemi. Doceniam też nostalgiczne historie, ale uważam, że robi się ich tutaj za dużo, a jakościowo jest coraz gorzej. Tak jak jeszcze w pierwszym odcinku mogłem się pośmiać i chociażby Hugh Jackman robił robotę, tak tutaj jest bardzo kiepsko. Życzyłbym sobie w końcu powrotu do oryginalnej, nieprzyzwoitej, szalonej przygody, którą Rick i Morty obiecali mi w finale poprzedniej serii.

Rick i Morty, sezon 7, odcinek 3 – Air Force Wong – recenzja
Tagi:                    
Avatar photo

Łukasz "Wookie" Ludwiczak

Uzależniony od planszówek i science-fiction wszelakiego. Często godzący oba nałogi na raz. Moja wielka piątka to Star Trek, Firefly, Expanse, Battlestar Galactica i Diuna. Na planszy interesują mnie cięższe klimaty a moim numerem jeden jest Eclipse. Członek Stowarzyszenia Klub Fantastyki Druga Era, zapalony kibic Formuły 1.