Zbrodnie po sąsiedzku – sezon 1 – recenzja

Nie jest łatwo w tych czasach zrobić dobry serial kryminalny. Niestety większość tego typu produkcji jest płytka i przewidywalna. A do tego twórcy serialu Zbrodnie po sąsiedzku utrudnili sobie zadanie, osadzając całą akcję w jednym budynku o nazwie Arconia. Czy udało im się wybrnąć z tak trudnego zadania, jakim jest stworzenie ciekawego kryminału dziejącego się w jednym miejscu?

Zbrodnie po sąsiedzku - A kuku!
Źródło: Disney+

Arconia

Nie będę was oszukiwał. Pierwszy sezon serialu Zbrodnie po sąsiedzku to autentyczne złoto. Pod względem fabularnym mamy tu do czynienia z morderstwem Tima Kono, które sprawia, że trójka jego sąsiadów, czyli Charles-Haden Savage (w tej roli Steve Martin) – emerytowany aktor wspominający swoja rolę życia, detektywa
Brazzosa (coś w stylu serialu Kojak), Oliver Putnam (Martin Short) – egzaltowany reżyser teatralny, którego największe dzieło omal nie uśmierciło 14 aktorów oraz Mabel Mora (Selena Gomez) postanawiają połączyć siły i znaleźć zabójcę. Ta trójka, która na pierwszy rzut oka nie ma ze sobą nic wspólnego, zostaje połączona pasją do kryminalnych podcastów i dokładnie takowy zamierzają nagrać na temat swojego śledztwa.

W pewnym sensie dodatkowym bohaterem jest sama Arconia, czyli budynek, w którym mieszka niezwykła społeczność i kryjący swoje tajemnice. Jego mieszkańcy są nie tyle dziwni, co zróżnicowani, a to daje sporo możliwości zdolnym scenarzystom. Wystarczy wspomnieć scenę spotkania żałobników po Timie.

Intryga jest stopniowo odkrywana, twórcy podrzucają nam fałszywe tropy, a przy okazji dostajemy ekspozycje wszystkich głównych postaci. Scenarzystom udało się uniknąć pułapki zbytniego skupienia się na wątku kryminalnym albo na postaciach. Tutaj wzorcowo się to zazębia i uzupełnia. Dodatkowy plus scenarzyści dostają ode mnie za odcinek siódmy, który jest w całości pokazany z perspektywy osoby niesłyszącej. I to, moi drodzy, jest wspaniały przykład zabawy formą i coś, co w teorii utrudnia zadanie reżyserowi, chyba że ten wie, co robi. Jak widać wystarczy przemyślana fabuła, bez potrzeby tworzenia przekombinowanego „pola nieprawdopodobieństwa” (Strange New Worlds! Na ciebie patrzę).

Zbrodnie po sąsiedzku
Źródło: Disney+

Zbrodnie po sąsiedzku z humorem

Jednak największą siłą tej produkcji są odtwórcy trzech głównych ról, którzy grają absolutnie fantastycznie. Chemia pomiędzy tymi postaciami jest wręcz namacalna i porównywalna do relacji między bohaterami The Office i Friends. Świetnym pomysłem było również to, żeby nośnikiem humoru była różnica wieku między bohaterami, albo motyw nagrywanego podcastu. Czasami zdarza się twórcom trochę przeszarżować, ale nie jest to aż tak straszne. Dzięki tym wszystkim składnikom temu dostaliśmy niesamowicie zabawny serial z ciekawą intrygą kryminalną. Polecam!

Zbrodnie po sąsiedzku – sezon 1 – recenzja
Tagi:    
Avatar photo

Bartosz Krzywosz

Chciałbym mieszkać w South Parku, a pracować w Dunder Mifflin. Lubię kosmiczne przygody, pośmiać się i wypić piwo z przyjaciółmi. Wielki fan kina gangsterskiego oraz dawnego kina PRL. Chociaż Kilera też lubię. :) A boję się tylko dwóch rzeczy: że niebo spadnie mi na głowę i że przyjdzie po mnie Pickle Rick.