
Dziwnym trafem recenzja filmu Skok w Przestworzach (oryginalny tytuł Lift) trafia na naszą stronę zaraz po felietonie Śmiecha na temat tego, dlaczego tak marudzimy. Ale to dobrze, bo będę marudził. I to mocno będę marudził, a mój kolega redakcyjny poniekąd mnie z tego już rozgrzeszył. 😀 Wracając jednak do meritum… Skok w Przestworzach lansował się w zwiastunach na przebojowy heist movie. Problem w tym, że wyprodukował go Netflix, zatem zaufania do trailerów nie miałem ani krztyny, co po raz kolejny zresztą okazało się słusznym podejściem. Ten film ma w zasadzie wszystkie grzechy główne gównianej produkcji.
Grzech 1: Fabuła i scenariusz
W filmach złodziejskich podwaliny fabuły prawie nigdy nie są skomplikowane i tutaj jest podobnie – no trzeba coś ukraść. Tym razem ekipa niejakiego Cyrusa musi okraść samolot. Z czego pytacie? No jak to z czego… ze złota oczywiście – a dokładniej 20 ton tego cennego kruszcu, w sztabach, na palecie. Dlaczego to robią? Bo Interpol dobiera im się do tyłka. Tak, dobrze czytacie – Interpol każe ekipie Cyrusa ukraść złoto, bo inaczej ich zaaresztuje. Tą międzynarodową policję uosabia w tym przypadku agentka Abby, z którą nasz główny bohater miał oczywiście romantyczną przeszłość, no bo jak inaczej?

Po co Interpol każe przestępcom ukraść to złoto? Nie mam pojęcia, bo w zasadzie wiedzą wszystko, a potrafią nawet rozkazywać dowództwu NATO, przynajmniej według tego filmu. Otóż złoto należy do jakiegoś tam wpływowego bandziora. Obowiązek każe wspomnieć, że gra go Jean Reno, ale w sumie nie ma to kompletnie znaczenia, bo mógłby go grać jakiś Stefan z ulicy. Złoto to forma płatności za broń, która grozi CAŁEMU ŚWIATU! Interpol wie kiedy będzie transport złota, skąd będzie transport złota, dokąd będzie transport złota i w jaki sposób będzie transport złota, ale postanawia samemu nic nie robić i zmusić do tego Cyrusa.
No dobra, już brzmi debilnie, ale nie o to chodzi w heist movie. Zatem Skok w przestworzach dostał ode mnie szansę, obejrzałem go do końca i niczym Bolec z Chłopaki nie płaczą podczas seansu Śmierci w Wenecji cały czas sobie wmawiałem: „spokojnie, zaraz się rozkręci”. No i się nie rozkręciło. Samego skoku w zasadzie nie było. Zbierania drużyny też nie było, bo Cyrus już miał ekipę, twist? No był, ale delikatnie mówiąc nie zaskoczył. A no i jeszcze w złodziejskim filmie ważny jest plan… ale tutaj to dopiero jest śmiech na sali.

Otóż trzonem skoku jest samolot, którym podlecą do rejsowego Airbusa A380, w którym jest złoto – tak, dobrze czytacie, bandzior przewozi 20-tonową paletę złota rejsowym Airbusem. Samolot złodziei to prywatny odrzutowiec jakiegoś nowobogackiego milionera – najnowszy, najnowocześniejszy, ale nadal mały prywatny samolot. Postanawiają, że nim podlecą pod Airbusa wezmą złoto i sobie polecą. Ale trzeba oszukać radary. Jak to robimy? No proste oklejamy prywatny odrzutowiec płytami które powodują że staje się on stealth (czyt. niewidzialny dla radarów). Tutaj już parsknąłem śmiechem.
Absurdów fabularnych jest tutaj jeszcze mnóstwo, ale nie ma co się już pastwić nad czymś, co w trzonie fabuły ma pomysł 20 ton złota w samolocie rejsowym, w sejfie, który potem masz przenieść do prywatnego odrzutowca oklejonego płytami stealth. Scenarzyści moi drodzy, apel do was,: albo już nic nie piszcie, co ma w swojej fabule z samolotami, albo doczytajcie takie pojęcie jak udźwig!

Grzech 2: Postacie
Chyba zgodzicie się ze mną, że oprócz samego skoku, w filmie złodziejskim ważna jest ekipa. Jest to przeważnie ekipa wyrazistych indywidualistów, ekspertów w swoim fachu, których często główny bohater musi jeszcze zebrać przed samym planowaniem akcji. Skok w Przestworzach postanowił całkowicie mieć wyrąbane na ten aspekt heist movie. I nie mówię tylko o tym, że ekipa już była zmontowana.
Zacznijmy od Cyrusa, czyli el jefe. Jest nadzianym kolesiem, kradnie, jest szefem ekipy i zna się z agentką Abby. To tyle. Skąd ma kasę? Zakładam że nakradł się już w życiu, ale powstaje pytanie dlaczego robi to nadal. Może to po prostu lubi, nie wiem, film tego nie tłumaczy, ale najlepsze w tym wszystkim jest to, że oczywiście Interpol wie, że kradnie. Dlaczego nie został do tej pory schwytany, też nie wiem. Czy Cyrus ma jakąkolwiek osobowość? Nie, a jak już się uprzeć, to coś pomiędzy kostką masła a ziemniakiem. Nie ma ani charyzmy, ani autorytetu, ani nie bije od niego jakiekolwiek poczucie, że coś umie. Porażający melepetyzm jak na głównego bohatera.

Ekipa nie jest lepsza, a wręcz proporcjonalnie gorsza. Co mogę o niej powiedzieć? Nic oprócz tego, że jest i w jej skład wchodzą pilotka, włamywacz i hakerka. Tu już o osobowości nie można powiedzieć absolutnie nic. No dobra, włamywacz boi się wszystkiego, oprócz okradania innych. To tyle. Nie ma tu absolutnie nic. Chemii między postaciami, poczucia, że coś potrafią… Ba! Nie mam pewności, czy są do czegokolwiek potrzebni. Jedyną jasną plamą na tym żałosnym tle nieporozumienia jest kontroler ruchu, którego zwerbowali, żeby pomóc im ogarnąć radar i zmianę kursu samolotu – ma dwie sceny, a i tak jest najbarwniejszą postacią w całym filmie.
Główny złol to jest totalne nieporozumienie – w zasadzie nie istnieje i zatrudniając Jeana Reno przepłacili, bo naprawdę mógł go zagrać jakiś koleś po prostu z ekipy filmowej za ułamek gaży. Agentka Abby – jest równie wyrazista co jej partner na ekranie. Szef Interpolu to kliniczny przypadek kretyna. Nic, ale absolutnie nic się tutaj nie klei i nie ma sensu.

Grzech 3: Realizacja
Realizacyjnie też nie jest lepiej, bo film nawet nie wygląda. Wprawdzie zaczyna się malowniczo w Wenecji, tak jak na heist movie przystało – wiadomo, że co drugi film złodziejski musi w jakimś punkcie fabularnym chociaż otrzeć się o to piękne włoskie miasto. 🙂 Ale potem jest porażka. Scen akcji w zasadzie nie ma, a film jest jedną wielką reklamą Airbusa A380. Po co? Nie wiem, bo samolotu już nie ma w produkcji – okazał się prawie tak sensowny jak Skok w Przestworzach.
Efekty specjalne nie zachwycają, ale też niewiele mają tutaj do roboty, mimo że mówimy tu o filmie, który według koncepcji miał opowiadać o kradzieży podczas lotu. Aktorsko jest tutaj tragedia, ale nie ma co się dziwić, każdy kto ma łeb na karku i przeczytał ten scenariusz (o ile taki istniał) stwierdził, że to będzie spoko chałturka i wysilać się nie trzeba. Podejrzewam, że łącznie z reżyserem, któremu też nie zależało, żeby ktokolwiek cokolwiek robił podczas pracy nad tym filmem. Po prostu film trzeba było zrobić. A dodajmy, że reżyserem jest F. Gary Gray, czyli człowiek, który zrobił w swojej karierze Włoską Robotę, wie jak zrobić dobry heist movie.

Podsumowanie
Myślę, że nie zaskoczę nikogo – Skok w Przestworzach to nieporozumienie w każdym względzie. Scenariusz był na tyle idiotyczny, że prawdopodobnie już nikomu nie zależało na dobrze wykonanej pracy – zapłacili to zrobimy, ale nie ma co się wysilać. Jest to jeden z najgorszych filmów jakie ostatnimi czasu obejrzałem i w zasadzie tylko nasz Pan Samochodzik jest go w stanie przebić pod tym względem, choć Skok w Przestworzach zbliża się niebezpiecznie do naszej rodzimej produkcji. Krótko mówiąc omijać z daleka!!