
Czekałem na taki odcinek Halo naprawdę długo, bo jesteśmy niemal w połowie drugiego sezonu, a i w pierwszym tak dobrego epizodu nie uświadczyłem. Tak, w końcu też doczekaliśmy się upadku Reach, co zresztą sugeruje mocno tytuł tegoż odcinka. Nareszcie skupić się można na tym, co najistotniejsze w Halo, czyli Master Chiefie i wojnie. A na dodatek – jako wisienka na torcie – brakuje tutaj całkowicie wątku Kwan, co jest cudowne.
Fabuła
O dziwo odcinek od razu przechodzi do rzeczy. Na Reach dostrzec można potężne wybuchy, zaczyna się inwazja Przymierza. Fabuła natomiast skupia się jedynie na dwóch wątkach. Jeden dotyczy Master Chiefa, który wraz z kapral Perez próbują dostać się do garnizonu, gdzie stacjonują Spartanie. Drugi to Doktor Halsey i Soren, którzy podczas ataku starają się wydostać z miejsca uwięzienia. Brakowało nawet informacji co tam knuje teraz Ackerson z resztą częścią sił ziemskich po tym, jak odpuścili sobie obronę Reach.
Jest dynamicznie, sporo się dzieję, a ja oglądałem ten odcinek w pełni wciągnięty. Zdarzyło mi się to w przypadku Halo po raz pierwszy. Nie było wielu przestojów, wszystko ze sobą grało, a to, że ciągnięto tylko dwa wątki tylko pomagało w prowadzeniu tej opowieści. Do tego nie brakuje emocjonalnych scen, jak chociażby przemówienia kapitana Jacoba Keyesa, czy dramatycznego przebijania się Johna i Riz do garnizonu. O finale nawet nie wspomnę, bo nie chcę za dużo spoilerować.
Sceny walk robią odpowiednie wrażenie, choć są to raczej ujęcia z ciasnych potyczek ulicznych, a nie jakiejś ogromnej bitwy. Mimo to ja jestem ukontentowany, bo zwyczajnie te sekwencje cieszyły oko. Świetne też były pojedynki wręcz Master Chiefa z przedstawicielami rasy Sangheili (jednej z członków Przymierza), którzy władają charakterystycznymi ostrzami plazmowymi. Nareszcie na ekranie widzimy sporo tego, czego oczekiwałbym po adaptacji serialowej tego kultowego shootera. Na dodatek fani serii dostają też mnóstwo odniesień do sprzętu zarówno ziemskiego, jak i covenanckiego znanego z gier. Pojawił się między innymi charakterystyczny Needler, który odegrał zresztą bardzo ważną rolę w finale odcinka.
Podsumowanie
Reach to zdecydowanie najlepszy odcinek serialu. Moim zdaniem Halo byłoby totalną petardą jeśli chodzi o seriale science-fiction, gdyby tylko od pierwszych odcinków taki poziom prezentował. Mówimy tutaj przecież o adaptacji gry komputerowej, która opiera się na walce, militariach i wojnie. A tutaj w końcu dostaliśmy wszystkie te składowe, na dodatek bez rozmiękczania jakimiś niepotrzebnymi wątkami. Bardzo chciałbym, aby choć część tej dynamiki i klimatu zachowało się w reszcie drugiego sezonu, choć wiem, że wątek Kwan i tak musi wrócić. Nie łudzę się też, że i w wątku Master Chiefa będzie już tylko naparzanka. Chociaż dobrze by było, gdyby scenarzyści już planowali sezon trzeci w konwencji dużo bardziej militarystycznej.
Mimo wszystko w drugim sezonie Halo wypada coraz lepiej i jeśli taką tendencję wzrostową utrzyma, to kolejna seria powinna być już prawdziwym hitem. Byle jak najwięcej Master Chiefa i jakoś sprytnie ubić niepotrzebny wątek Kwan na rzecz rozbudowania świata Przymierza, który moglibyśmy poznawać coraz lepiej, próbując zrozumieć przy okazji motywację Covenantów. W każdym razie jestem jakoś pełen optymizmu jeśli chodzi o Halo, bo powoli robi się z tego bardzo ciekawy serial science-fiction.