
W zeszłym tygodniu chwaliłem nową produkcję na podstawie prozy Jamesa Clavella i w tym tygodniu – nie ukrywam – moja ocena też będzie raczej pozytywna. Trzeci odcinek serialu Shogun kontynuuje wątek pilota, którego los rzucił w Kraj Kwitnącej Wiśni w bardzo burzliwym dla tego rejonu okresie…
Shogun – książka, a Shogun – serial
Myślałem o tym, żeby ostrzec o spoilerach naszych drogich czytelników, ale w sumie bez przesady. 🙂 Shogun, jako książka, powstała przecież 40 lat temu, więc nie będziemy się bawić w takie ostrzeżenia. Zamiast tego skupię się na tym, gdzie fabuła serialu odbiega od książkowego pierwowzoru i czy te zmiany wyszły serialowi na dobre.
Odcinek opowiada o ucieczce Yoshiego Toranagi z zamku w Osace, którym władał jego zacięty wróg, generał Ishido. To dość pamiętna scena: Toranaga wykorzystuje do tego lektyki, gdzie początkowo widać dwie kobiety. Orszak gotuje się do wyjścia, ale w pewnym momencie następuje małe zamieszanie i gdy uwaga (prawie) wszystkich zostaje odwrócona, to Toranaga cichaczem zamienia się z jedną z pasażerek. Zauważa to tylko John Blackthorne, który potem mając w świadomości, kto jest ukryty obok, ratuje Toranagę przed wykryciem i śmiercią.

I tu zauważam pierwszą różnicę w stosunku do książki. W pierwowzorze to nie strażnicy, ale sam Ishido próbował zajrzeć do lektyki (niby przekazując list), a John udawał świrniętego, ponieważ wcześniej dowiedział się, że Japończycy traktowali takich ludzi jako nieszkodliwych, jakby dotkniętych „boskim” palcem. Udało mu się tam wyjść poza mury zamku, a cały orszak ruszył za nim korzystając z tego, że strażnicy Ishidy po prostu osłupieli. Tymczasem w serialu wygląda to odrobinę inaczej. Generał Ishida żegna orszak wcześniej, żadnego listu nie ma, a John odgradza lektykę od strażników wrzeszcząc po swojemu o klątwie, która według europejskich „zwyczajów” nie pozwala na zaglądanie do lektyk, za co zostaje odrobinę pobity. W sumie efekt jest ten sam.
Jedźmy jednak dalej. Opuszczenie zamku w Osace to nie koniec kłopotów. Wieczorem orszak zostaje zaatakowany przez siły chrześcijańskiego daimyo Kiyamy i rozpoczyna się gonitwa do portu, gdzie wszyscy mają nadzieję uciec galerą. To zresztą też stoi pod znakiem zapytania, bo nawet kiedy udaje się resztce uciekinierów ukryć na galerze i odbić od brzegu, to okazuje się, że wejście do zatoki jest zablokowane przez sporą ilość łodzi rybackich. W rzeczywistości jednak jednostki były wypełnione samurajami Kiyamy. Jedynym ratunkiem dla Toranagi okazuje się chwilowy sojusz z Portugalczykami, którzy również chcą wypłynąć na pełne morze i których również dotyka w jakiś sposób blokada. Europejska fregata jest zdecydowanie potężniejsza od niewielkich łódek i z łatwością może przebić sobie drogę. Ceną porozumienia jest oddanie Johna w ręce Jezuitów, na co Toranaga przystaje.

Cała scena w zatoce, to chyba największa zmiana w stosunku do książki, gdzie była o wiele bardziej rozbudowana. W serialu na pokład portugalskiej fregaty wyruszył jedynie Toranaga ze świtą, ale w książce Shogun byli z nim również John i Mariko. Pamiętam doskonale, jak czytałem, że John po wielu dniach japońskiej diety rzucił się na europejskie żarcie i alkohol, co nie wyszło mu wcale na dobre. Mariko musiała się nim zająć, wyczyścić i ubrać, choć spity Anglik cuchnął i rzygał. W obu jednak przypadkach kończy się to tak, że Rodrigues – pilot zawdzięczający Johnowi życie – spłaca dług. W książce wyrzuca go w ostatniej chwili za burtę, a w serialu decyduje nie staranować, pomimo wyraźnych rozkazów. W obu przypadkach John na pokładzie galery przebija się przez blokadę tuż za europejczykami.
Odcinek kończy się sielanką, gdy z dala od niebezpieczeństwa kolejnego dnia, Toranaga nadaje Johnowi tytuł hatamoto, a następnie razem relaksują się pływając w zatoczce… I tu znowu zauważę różnice, aczkolwiek jestem w stanie zrozumieć, z czego niektóre wynikają. 🙂 John uczy Japończyków skoków na główkę, ale o ile w serialu nauki pobiera tylko sam Toranaga, o tyle w książce pływają wszyscy – łączne z Mariko. Dlaczego nie przełożono tego na ekran? Bo w książce cała banda pływała nago. 🙂
Ok, zmiany są, ale…?
No właśnie… Scenarzyści serialu zdecydowali się wprowadzić do scenariusz kilka zmian w stosunku do pierwowzoru, ale moim skromnym zdaniem nie wpływa to znacząco na odbiór historii. Uważam, że zmiany są raczej podyktowane tym, że język ekranu różni się od języka pisanego i jestem w stanie je zrozumieć. Odstępstwa od książki związane z przebijaniem się przez zatokę nie zmieniają drastycznie tego, co się dzieje z bohaterami, bo zarówno książka, jak i ekranizacja to kawał solidnej roboty. W obu przypadkach cały pościg kończy się podobnie i ma podobny wydźwięk.

Przyznaję tylko, że jedna rzecz mnie drażni. Chodzi o naukę języka japońskiego przez Johna… W książce bardzo fajnie jest pokazane, w których momentach uczy się kolejnych słów i to, że potem je wykorzystuje. Tymczasem w serialu John po prostu zaczyna gadać łamanym nippongo do tubylców, tak sam z siebie. Trochę mnie to kłuło… Nie zmienia to faktu, że serial jest świetnie zrealizowany, z w większości dobrą grą aktorską (Hiroyuki Sanada!!) i wciągającą fabułą. Trzeci odcinek nie zmienił tego, że ciągle uważam to za jedną z ciekawszych pozycji, które ostatnio się pojawiły. Brawo! Z utęsknieniem czekam na kolejny epizod…