
Umówmy się, dla poprzedniego odcinka Halo byłem bardzo łaskawy, bo mimo tego, że fabuła mocno się do przodu nie posunęła i Kwan wkurzała jak zwykle, to jakoś historia w nim zawarta mnie urzekła. W pełni zrozumiem, jeśli ktoś uzna piąty odcinek za nudny i niepotrzebny. Inaczej jest jednak w przypadku Onyxa. Myślę, że w przypadku tego epizodu, wszyscy będą zadowoleni, bo dzieję się tutaj naprawdę dużo i bardzo dużo wątków jest w nim ujętych.
Fabuła
Cały odcinek zaczyna się od widowiskowej sekwencji desantu, a raczej abordażu, okrętu Przymierza przez świeżo wyszkolonych Spartan. Całą akcją dowodzi Kai, a jedną ze świeżaków jest znana nam już Talia Perez. Cała akcja okazuje się jedynie symulacją szkoleniową, jednak nie zmienia to faktu, że scena robi wrażenie. Jednak to tylko wstęp do tego odcinka i mam nadzieję, że zapowiedź prawdziwego desantu na okręt kosmiczny wroga.
Nad całą tą akcją stoi Ackerson i – jak się okazuje – jego przełożona, admirał Parangosky, która w tym sezonie nareszcie pokazuje pazur. W poprzednim była kompletnie bez wyrazu i w zasadzie bez jakiejkolwiek roli na ekranie. Teraz jest zupełnie inaczej. Jest twarda, cyniczna i dąży do celu za wszelką cenę, a celem tym jest oczywiście zwycięstwo ludzki nad Covenantami. Zdecydowanie brakowało takich postaci i cieszę się, że twórcy nieco się ogarnęli i naprawiają swój błąd.
Wrogiem numer jeden ONI (Office of Naval Intelligence) stał się tymczasem Master Chief, który krótko mówiąc spuścił im się ze smyczy i śmiał przeżyć atak na Reach, a co gorsza obarcza winą o klęskę planety właśnie Parangosky i Ackersona. Dzięki temu dostajemy kolejną świetną scenę starcia Spartanina ze zwykłymi trepami, których aż jest żal na ekranie. We wszystko jeszcze wplątuje się Cortana, która z jednej strony wykonuje zadanie dla ONI ma statku Przymierza, ale też pozostaje wierna Johnowi-117 i pomaga mu dotrzeć do artefaktu.
Na tym nie koniec – wspominałem, że wątków tu sporo. Mamy również sceny na okręcie Arbitera Przymierza, na którym też znajduje się Makee i Cortana – poznawanie tej strony konfliktu zawsze jest ciekawym urozmaiceniem fabuły Halo. Do tego dochodzi jeszcze doktor Halsey, która ma swoją agendę i ostatecznie znajduje nieoczekiwanie swoją córkę, a bezużyteczny Soren w zasadzie przez cały sezon nadal jest bezużyteczny. Coraz częściej natomiast wspominany jest tytułowy obiekt Halo i tak, jak wspominałem ostatnio, dochodzi do wyścigu między Przymierzem a ludźmi.
Podsumowanie
Onyx to zdecydowanie bardzo dobry odcinek i chciałbym, żeby wszystkie trzymały tak dobry pomysł. Jest tu sporo scen walki, które na dodatek cieszą oko. A przecież o to powinno chodzić w serialu opartym na shooterze FPS. Co więcej mieliśmy tutaj fajne mrugnięcia okiem do fanów growego pierwowzoru poprzez ujęcia okiem Spartanina właśnie z pierwszej perspektywy z interfejsem podobnym do tego znanego z gry, rzucanym na wizjer hełmu zbroi. Mi takie smaczki bardzo odpowiadają i chciałbym ich widzieć jak najwięcej i nie ukrywam, że najlepiej z Master Chiefem w roli głównej. Dajcie temu kolesiowi w końcu zbroję!
Cieszę się, że do gry nareszcie wchodzi polityka i wyższe cele. Zarazem jednak nie rozumiem zabiegu z poprzedniego odcinka, który w ogóle nie pchał fabuły naprzód, a widać, że serial ma jeszcze sporo do powiedzenia. Moim zdaniem potrzebne były odważne decyzje kompletnego porzucenia wątków Sorena i Kwan na rzecz czegoś ciekawszego i soczystego, jak właśnie wątki polityczne i szpiegowskie.
Mam nadzieję, że pozostałe dwa odcinki sezonu to już będzie samo mięcho, czyli historia napakowana treścią, okraszona dobrymi scenami batalistycznymi. Jak najmniej mistycyzmu, duchowości i innych pierdół w wydaniu Kwan, tylko ostra naparzanka, gęsta polityka i rywalizacja z Przymierzem o zdobycie Halo.