Shogun – odcinek 4 – recenzja

Kontynuujemy recenzje serialu Shogun, bo za nami czwarty odcinek. Tempo wcale nie zwalnia, dzieje się i ciągle powtarzam, że jest bardzo dobrze. Ok… Przyznaję… Jestem zauroczony serialem i mogę nie być obiektywny…

Fabuła

Twórcy serialu zdecydowali się upchnąć w 10 odcinkach opowieść, która w oryginale rozciąga się na trzy książkowe tomy. Oznacza to, że czasami scenariusz adaptacji musi iść na skróty, ale też to, że dzieje się sporo i w zasadzie widz nie ma czasu się nudzić.

Czwarty odcinek Shoguna skupia się na wydarzeniach w wiosce Anjiro, czyli posiadłościach rodu Kasigi, gdzie po ucieczce z Osaki docierają Toranaga i reszta bohaterów. Yabu oczywiście próbuje grać na dwa fronty i przymila się do Toranagi, który nie ma ochoty zostać w wiosce i pragnie jak najszybciej dotrzeć do swojego zamku w Edo. I robi to w niezłym stylu. 🙂 Szybko przejmuje inicjatywę podczas inspekcji samurajów Yabu, po czym zaskarbia sobie ich oddanie robiąc coś niespotykanego – oddając im pokłon. Tu mam lekkie zastrzeżenia do serialu, bo o ile Hiroyuki Sanada – jak to on – świetnie wcielił się w odgrywaną na ekranie postać i aktorsko wspaniale oddał emocje, władczość i zaangażowanie Toranagi, o tyle książka lepiej oddawała reakcję samurajów na ukłon w ich kierunku. Tu mieliśmy tylko krzyki i wiwaty. Cóż, może dałoby radę pokazać zaskoczenie na niecodzienny dla Japończyków gest inaczej, ale nie można mieć wszystkiego.

Shogun: I to się nazywa oddanie za przywódcę...
Źródło: FX/Disney+

W każdym razie, Toranaga sprytnie wykorzystuje osłupienie wszystkich, po czym odpływa, zostawiając Johna pod opieką – było nie było – ludzi, którzy jeszcze kilkanaście dni wcześniej grozili śmiercią jemu i jego załodze. A pilot został, by nauczyć Yabu wszystkiego co wie, o europejskiej taktyce wojennej. Oprócz tego, jako zaufany hatamoto – otrzymał całkiem pokaźną pensję, dom z wyposażeniem i służbą, a także konkubinę. I tu muszę powiedzieć, że bardzo podobają mi się relacje i ich zmiana między Johnem a Fujiko. Oboje początkowo nieufni, wręcz patrzący na siebie z odrazą i nierozumiejący wzajemnie swojej kultury i zachowań, w momencie próby stawiają obowiązek ponad osobiste niesnaski. Scena, w której John oddaje pistolety Fujiko, a ta gotowa jest bronić ich do śmierci jest zarówno świetne przedstawiona, jak i całkiem nieźle zagrana. Tak samo jak późniejsza scena, gdy wieczorem wydają się zakopać topór wojenny i nawiązuje się nić porozumienia. Bomba!

Jeśli mogę mieć zastrzeżenia co do czwartego odcinka serialu Shogun, to ogromnie brakuje mi sceny, która pojawiła się w książce, a której tu po prostu zabrakło. Chodzi o to, że John jest przekonywany do nauki japońskiego, a zachętą jest życie wszystkich mieszkańców. Umowa jest prosta: jeśli w ciągu pół roku nie nauczy się nihongo, to wszyscy mieszkańcy zostaną zabici, co oczywiście nie jest do przyjęcia przez europejczyka. John w książce ma tego dość i ogłasza w całkiem japońskim stylu, że honor nie pozwala mu na coś takiego i że postanawia popełnić seppuku. To nie blef. Prawie do tego dochodzi, jednak przed samobójstwem Johna powstrzymuje Kasigi Omi i pilot zachowuje życie. Rzecz w tym, że sam fakt, iż John był gotowy „zachować się cywilizowanie” 😉 tak zaskakuje wszystkich, że od tego momentu Japończycy patrzą na niego zupełnie inaczej. Pilot zyskuje ich szacunek. W serialu tej sceny nie ma, a zmiana nastawienia do Johna ma charakter bardziej ewolucyjny, niż rewolucyjny i troszkę się tu zawiodłem.

Shogun: Świetna scena. Fujiko z obowiązku ratuje Johna, a potem jest tylko lepiej.
Źródło: FX/Disney+

Co jeszcze na plus? Widać w końcu, jak Anglik uczy się japońskiego od Mariko (tego brakowało zresztą wcześniej). Nareszcie pokazano widzom, skąd zna coraz więcej słów i dlaczego jest w stanie coraz lepiej porozumiewać się z wszystkimi. Co jeszcze? Cóż… Scenarzyści zdecydowali się na wprowadzenie zmian w stosunku do książki, które ani mnie grzeją, ani ziębią. Na przykład John zamiast uczyć Japończyków obsługi muszkietów (jak w pierwowzorze) uczy ich obsługi armat, ale to nie wpływa za bardzo na fabułę. Podobnie jak to, że Fujiko ofiarowuje Johnowi rodzinne miecze podczas posiłku, zamiast przy wszystkich. To drobna zmiana i nawet rozumiem, dlaczego ją wprowadzono. Najważniejsze jednak jest to, że w większości serial jest zgodny z duchem książki i szalenie mi się to podoba.

Gdzie ten Shogun?

I tak dochodzimy do wydarzeń z końcówki. Technicznie rzecz biorąc w poprzednim odcinku Yabu pomagał Toranadze w ucieczce z Osaki, co oczywiście nie podoba się generałowi Ishido. Do wioski przybywa zatem wysłannik generała, by przywołać Yabu do porządku. Oznacza do zaproszenie „nie do odrzucenia” do udziału we własnym seppuku na zamku w Osace. 🙂 Yabu wije się jak piskorz, by zapewnić przybysza, że ciągle sprzyja generałowi i ma w głębokim poważaniu Toranagę, a dowodem na to ma być przekazanie Ishido armat i wyszkolonej obsług, która akurat przypadkiem szkoli się tuż obok.

Shogun: Bum? Tak! Bum!
Źródło: FX/Disney+

Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie syn Toranagi pozostawiony tam, by pilnować wierności Yabu i tego, by to raczej jego ojcu przypadły armaty. Młody decyduje się na brutalny krok i w widowiskowy sposób – korzystając z broni, która właśnie jest testowana – rozprawia się z posłannictwem od Ishido. Scena jest brutalna jak diabli i widowiskowa jednocześnie. Samurajowie są w zasadzie dezintegrowani ostrzałem armatnim, a jedyne, co z nich zostaje, co szczątki zbroi i jakieś flaki. To oczywiście oznacza koniec zakulisowych intryg między Toranagą i Ishido, a także rozpoczęcie otwartej wojny, która – jak wiemy – skończy się ustanowieniem szogunatu.

Jest dobrze?

Jeżeli nie wybrzmiało to wystarczająco z mojej recenzji, to na powyższe pytanie odpowiem tak: jest bardzo dobrze. Nie mam tu na myśli tylko samej historii, która jest świetna, ale również realizację. Z ekranu wylewa się kultura orientu, a detale historyczne, architektoniczne i kulturowe są niesamowite. Przykład? Proszę bardzo. Niby nic, ale w scenie przekazania mieczy Johnowi przez Fujiko dziewczyna nie dotykała mieczy – ani nawet pochwy – gołymi rękoma. Tylko przez materiał. Widać, że twórcy się przyłożyli. Świetnie pokazane są postacie i to, jak się zmieniają. Widać to po Johnie – zaczyna coraz bardziej wtapiać się w kulturę i rozumieć Japończyków, co pokazuje chociażby nie wkurzając się za noc z „Mariko”, albo dziękując Fujiko za akcję z pistoletami.

Shogun: Ciężkie jest życie krętacza.
Źródło: FX/Disney+

Żeby nie było! Shogun nie jest idealny i mam pewne zastrzeżenia. Największym jest brak kluczowej według mnie sceny, w której John prawie się zabija. W książce to od tego momentu Japończycy zaczynają go inaczej traktować i bardzo mi tu tego brakuje. Inna rzecz, to troszkę nienaturalny rozwój uczucia między Mariko i Johnem. Być może to brak wspomnianej sceny, być może to coś innego, ale w serialu mam wrażenie, że brakuje powodu, dla którego Mariko zaczyna czuć miętę do barbarzyńcy.

Nie zmienia to faktu, że Shogun jest jak na razie serialem dobrze przemyślanym, niesamowicie solidnie zrealizowanym, a do tego całkiem nieźle zagranym. Moja żona, z którą wspólnie oglądamy kolejne odcinki, nie do końca pochlebnie wypowiada się o grze wcielającego się w Johna Cosmo Jarvisa, ale ja nie widzę tu jakichś większych problemów. Absolutnie serial polecam!

Shogun – odcinek 4 – recenzja
Tagi:            
Avatar photo

Paweł Śmiechowski

Fan dobrej fabuły, z naciskiem na twarde science-fiction. Miłośnik Star Treka i The Expanse, który nie pogardzi klasycznym polskim komiksem, np. Thorgalem. Prywatnie miłośnik melodyjnego rocka i bluesa, co uskutecznia na gitarze.