Siódmy odcinek serialu Shogun wydawał się toczyć powoli, jakby w jeszcze wolniejszym tempie, niż ten sprzed tygodnia. Mam jednak wrażenie, że twórcy w bardzo inteligentny sposób manipulują widzami, bo choć Yoshi Toranaga i reszta bohaterów wydaje się być w absolutnie beznadziejnym położeniu, to jest jedna osoba, która widzi dalej, niż inni… I łatwo to przeoczyć.
Jest źle, a nawet jeszcze gorzej
Odcinek rozpoczyna się retrospekcją pokazującą czasy młodości Toranagi, gdy ten jako 12-letni chłopak dowodził zwycięską bitwą nad siłami Mizoguchiego. Było to jednak zwycięstwo okupione lekką traumą, bo pokonany Mizoguchi sprytnie wykorzystał wiek chłopca. Toranaga – jako sekundant pokonanego przy seppuku – został zmuszony do odczucia własnej słabości. I choć scenarzyści sugerują, że wydarzenia sprzed 46 lat wpłynęły na Toranagę, to osobiście średnio mi się podoba kolejna retrospekcja. No nie wiem… Serio! Uważam, że we współczesnym kinie ten środek wyrazu jest nadużywany i zamiast retrospekcji można było o tych wydarzeniach i ich wpływie na bohatera powiedzieć inaczej. Ale spokojnie, to jedyny minus, jaki zauważam w tym odcinku.
Scenarzyści kontynuują wątek Szkarłatnego Nieba, czyli ostatecznego (i jedynego dostępnego) planu Toranagi na zwycięstwo w starciu z Ishido i resztą Rady Regentów. Ale żeby plan miał jakiekolwiek szanse na powodzenie potrzebny jest sojusznik. I tu wkracza Saeki, czyli przyrodni brat przyszłego shoguna – cały na biało. 🙂 I w ogromnym hełmie w kształcie… długiego… sztywnego… Ale mniejsza z kształtem i wielkością hełmu… 🙂
Saeki początkowo wydaje się sprzyjać Toranadze. Łączą siły, śmieją się, planują, ale wszystko dobre kończy się wieczorem, gdy na jaw wychodzi prawdziwa rola Saekiego. W rzeczywistości został już wcześniej członkiem Rady Regentów, co odblokowuje jej możliwości prawne. Toranaga otrzymuje od brata uprzejme „zaproszenie” do Osaki, gdzie zostanie przykładnie ukarany za zdradę śmiercią.
Wydaje się, że wszystko jest stracone. Trzęsienie ziemi sprzed kilku odcinków zdziesiątkowało siły Toranagi, a pozostała część wojsk została zablokowana a w dolinie przez Saekiego. Rada działa w pełnym składzie i ma formalne możliwości, by nakazać seppuku Toranadze i jego bliskim. Zresztą wszystkim grozi śmierć, co na zebraniu wyrzuca z siebie John.
Nastroje na poziomie osobistym też nie są najlepsze. Yabushige próbował skumać się po cichu z Ishidą, ale wysłany przez niego potajemnie wysłannik został zdekapitowany, co ostatecznie wiąże los Yabu i Omi z – wydawałoby się – przegranym Toranagą. Japończyk chyba nie wie do końca, jak się zachować, bo potem dostajemy scenę, gdy wkurzony niby chce zabić Johna, niby uczy go posługiwania się kataną, a w sumie to sam nie wie, czego chce.
Buntaro rzuca się jak tygrys w klatce, bo z jednej strony obowiązek, honor i wydarzenia sprzed lat zakazują mu bliskości z Mariko, ale z drugiej chyba jednak jakąś tam miętę do żony czuje, bo cholernie zdenerwowany prosi Toranagę o głowę Johna. Zupełnie jakby był zazdrosny o to, że bita przez niego żona ma czelność uśmiechać się przy barbarzyńcy. Mariko jest bliska poddania się rozpaczy, a syn Toranagi – Nagakado – ginie w cholernie głupi sposób, gdy próbuje zabić wuja i przypadkiem ślizga się na mokrym kamieniu. W dodatku Toranaga podejmuje decyzję o wstrzymaniu operacji Szkarłatne Niebo i oficjalnie poddaje się woli Rady. Jest źle, albo i jeszcze gorzej…
Shogun będzie shogunem i basta!
Ja jednak uważam, że ta cała atmosfera jest tylko sprytnym chwytem scenarzystów, którzy chcą zmylić widza przygnębiającym nastrojem, by potem wyskoczyć z jakimś twistem fabularnym. Dlaczego tak myślę? Bo wcześniej zdarzało się wielokrotnie, że widzów przyzwyczajano do pewnych wydarzeń czy osób, by potem tą wiedzę wykorzystać. Tak było z trzęsieniem ziemi, które w niewielkim stopniu pokazano w czwartym odcinku, by potem z pełną mocą pokazać obraz zniszczeń w piątym. Tak też było w przypadku ogrodnika, którego śmierć miała poruszyć i którego zdążyliśmy poznać na co najmniej odcinek przed śmiercią.
Uważam, że absolutnie najważniejszą sceną tego odcinka jest rozmowa z Gin, szefową herbaciarni. Zresztą nawet tytuł tego odcinka to sugeruje. Patyczek czasu to obiecana Gin chwila rozmowy z daymio, w której wypala się mierzące upływ czasu kadzidełko.
Kobieta jako jedyna przejrzała Toranagę i wie, że ten tylko udaje i w rzeczywistości chce sobie kupić jak najwięcej czasu na coś naprawdę niesamowitego. Zwróćcie uwagę, że faktycznie Toranaga za każdym razem prosi rozmówców o „chwilę” czy „noc” do namysłu. Jednego dnia zgadza się na Szkarłatne Niebo, by kolejnego kompletnie z tej operacji zrezygnować. A godziny płyną… Moje domysły potwierdza również scena, w której przyszły shogun podpisuje przekazanie terenu w Edo dla Gin i jej dziewczyn, by te mogły założyć gildię kurtyzan, znanych później jako gejsze. Czyli robi dokładnie to, o co kobieta prosi, choć do tej pory nikomu innemu nie zgodził się na żadną przysługę.
A zatem?
Nie ukrywam, że serial kupił mnie fabułą i intrygą. Wszystko wciąga i choć znam książkowy pierwowzór, to każdy odcinek oglądam z wypiekami na twarzy. Tym bardziej, że serial nie jest idealnie wierną adaptacją i pojawiają się różnice w stosunku do powieści. To powoduje, że nawet znawcy fabuły z książki mogą być zaskoczeni. Bohaterzy są pokazani jako skomplikowane istoty, z których każda ma jakieś swoje cele, ale też zmaga się wewnętrznie ze słabościami czy narzuconymi kulturowo ograniczeniami. W dodatku widać, że postacie się zmieniają i uczą, a to ogromny plus.
Aktorsko jest świetnie i jak zwykle muszę tu pochwalić Hiroyukiego Sanadę, który na swoich barkach dźwiga większość odcinka. Ale nie tylko jemu należą się brawa. Zaskoczył mnie Tadanobu Asano, czyli ekranowy Yabu. Z tego, co się zorientowałem, aktor do tej pory znany był raczej z luźnych i komediowych ról, ale tu pasuje idealnie, a scena, gdy wkurzony Yabu nie wie, co ze sobą począć, jest kapitalnie zagrana.
Dodajmy do tego dbałość o szczegóły historyczne i realizacyjne, by stwierdzić, że Shogun jest naprawdę świetną produkcją. Ja wiem, że niektórzy będą marudzić na wolne tempo (szczególnie w siódmym odcinku), ale ja jestem zachwycony. Tym razem nie jestem marudą. 😉 Shogun to dla mnie hit i czekam na przyszły tydzień, żeby sprawdzić, czy moje podejrzenia co do planów Toranagi są prawdziwe.