Problem Trzech Ciał (3 Body Problem), sezon 1 – recenzja

Nie ukrywam, że Problem Trzech Ciał to był serial, na który bardzo czekałem w tym roku. Za projekt odpowiedzialni zostali słynni panowie D&D, czyli D.B. Weiss i David Bienioff. To dżentelmeni, którzy ekranizowali dla HBO Grę o Tron. I choć końcowe sezony nie były już tak porywające, to umówmy się – adaptacja prozy George’a R. R. Martina pozostaje jednym z najważniejszych i najlepszych seriali wszech czasów. Tym bardziej byłem ciekaw jak poradzą sobie z science-fiction. W ogóle zastanawiałem się, czy panowie D&D nie stracili już nieco swojego cudownego talentu.

Jest jeszcze kwestia samego materiału źródłowego. Narażam się na spore słowa krytyki, ale nie jestem jakimś wielkim fanem prozy Cixin Liu. Przeczytałem całą trylogię i nie uważam jej za nic wybitnego. Jest źle i bardzo nudno napisana. Chinocentryczność mnie męczy. Od razu ubiegnę – wychowany na amerykańskich filmach amerykocentryczność jakoś mnie nie razi, bo byłą ze mną od małego. 🙂

Treść książek można skrócić do łącznie może maksymalnie trzystu stron. Problem Trzech Ciał nie zawiera nowych koncepcji, a raczej żongluje już znanymi. Dodatkowo widać u autora, że nie przemyślał koncepcji na trylogię, dlatego dopisywał część wydarzeń z przeszłości w kolejnych częściach. No i ci bohaterowie bez wyrazu, charyzmy, czegokolwiek – niemalże miałem wrażenie, że autorowi przeszkadzają. Paradoksalnie uważałem, że dobra ekranizacja może sporo problemów pierwowzoru naprawić – nadać odpowiednią dynamikę całej fabule, umiędzynarodowić bohaterów i być może nadać im nieco więcej wyrazu. Dlatego siadałem do serialu zaintrygowany i pełen nadziei.

Problem Trzech Ciał - Sofona
Źródło: Netflix

Fabuła

Podobnie jak w książce serial rozpoczyna się od sceny z rewolucji kulturowej w Chinach, dzięki której poznajemy kluczową postać Ye Wenjie, która jest świadkiem tego, jak jej ojciec jest publicznie katowany za kontrrewolucyjne poglądy w nauce. Jedną z oskarżycielek natomiast była matka Ye. Można tylko próbować sobie wyobrażać, jak wielką traumą musiało być to wydarzenie dla młodej kobiety. Jedno jest pewne, miało ono wpływ na losy całej ludzkości. W jaki sposób nie zdradzę, aby przesadnie nie spoilerować.

Później fabuła toczy się dwutorowo. Problem Trzech Ciał osadza główną akcję w naszej teraźniejszości, gdzie w centrum uwagi jest grupka przyjaciół – naukowców (Oksfordzka Piątka) oraz śledczy Da Shi, który na początku historii otrzymuje zadanie rozwikłania zagadki tajemniczych śmierci ludzi nauki. Drugim wątkiem jest wyboista kariera zawodowo Ye, która po śmierci ojca nie miała lekko w swojej ojczyźnie, jednak ostatecznie doceniono jest naukowo-inżynieryjny talent w projekcie „Czerwony Brzeg” – to tutaj nastąpi pierwszy kontakt ludzkości z obcą cywilizacją, tak zwanymi Trisolarianami.

Jeśli chodzi o teraźniejszą linie czasową to los Da Shi ze wspomnianą grupą przyjaciół wiąże sprawa samobójstw. Jedna z bohaterek – Vera Yev (przy okazji córka Ye Wenjie) pracująca w CERNie zabiła się po tym, jak jej projekt został zamknięty, ponieważ prowadzony eksperyment dawał zaskakujące, negatywne i przeczące teorii wyniki. Okazuje się, że śmierci wśród naukowców na całym świecie jest dużo więcej i zaczyna to wyglądać na celowe działanie jakiejś nieznanej organizacji przestępczej.

W tym samym czasie kolejna z grona przyjaciół, Auggie Salazar – dyrektor naukowy w firmie opracowującej przełomowe nanowłókno – zaczyna widzieć licznik odliczający czas do zera. Domyśla się, że to czas, jaki dzieli ją od śmierci. Jak się okazuje nie jest jedyną widzącą taki licznik, a co więcej sprawa jest powiązana z niewyjaśnionymi przypadkami śmierci wśród naukowców. Jest jeszcze jeden wątek – sporo osób, którzy popełnili samobójstwo grało w dziwną grę w wirtualnej rzeczywistości, która nazywa się Problem Trzech Ciał. Dwójka z grupy przyjaciół również wciąga się w ten temat, mając nadzieję, że w ten sposób będą w stanie wyjaśnić, dlaczego Vera Ye się zabiła.

Problem Trzech Ciał - Oksfordzka Piątka
Źródło: Netflix

Kilka słów o przedstawionej historii

Na pierwszy rzut oka, przynajmniej moim zdaniem, fabuła jest intrygująca. Jest tajemnica kryminalna, kontakt z obcą cywilizacją, tajna organizacja. To niezły zaczyn dla serialu. Rozwija się wszystko w niezłym tempie, bo to, co opisałem wyżej, to taki minimalny wsad informacji, który jak najmniej Wam zaspoileruje. Po obejrzeniu całego pierwszego sezonu uważam, że scenarzyści dużo lepiej poukładali tę historię, niż Cixin Liu w swoich książkach. I tak, mówię książkach, bo zgodnie z moimi nadziejami twórcy od razu poukładali historię tak jak należy, czyli wpletli dopisane w późniejszych tomach wątki do tego, co działo się de facto w pierwszej części.

Co więcej, jest dużo dynamiczniej i przez to ciekawiej. Książkowy Problem Trzech Ciał wlecze się niemiłosiernie, głównie przez niepotrzebnie rozciągnięty wątek samej gry komputerowej. Jest ona jak najbardziej kluczowa dla fabuły książki, ale rozpisana była moim zdaniem zdecydowanie za mocno w materiale źródłowym. Serial to jak najbardziej naprawia, podkreślając wagę gry, ale nie przytłaczając nią reszty historii. Podobało mi się też to, że idąc z duchem czasu zamienioną grę internetową na komputerze na dedykowany hełm do wirtualnej rzeczywistości. Lepiej to pasuje do obecnych czasów, a i realizacyjnie jako serial wygląda lepiej niż granie na pececie.

Jeśli chodzi o zgodność wydarzeń z książką, to jest tutaj dobrze i moim skromnym zdaniem jest dynamiczniej niż w pierwowzorze. Wydaje mi się jednak, że oglądało mi się to tak przyjemnie, bo znałem fabułę. Z moich rozmów ze znajomymi, którzy książki nie czytali wiem, że nieco się na serialu nudzili. Wszyscy z nich obejrzeli Problem Trzech Ciał do końca, ale przyznali, że jest momentami nudnawo. Jednak coś serial miał w sobie, skoro potrafił ich przykuć do ekranu. Ja też zresztą uważam, że bardzo dobrze się ten serial ogląda i to głównie przez fabułę, bo zbyt wiele akcji oraz efektów specjalnych tutaj się nie uraczy. Co nie znaczy, że ich nie ma, bo kulminacyjna dla pierwszego tomu książki akcja z nanowłóknem jest rewelacyjnie zrealizowana.

Problem Trzech Ciał - jesteście robakami!
Źródło: Netflix

Problem braku bohaterów

Niezłym pomysłem było zmiany chińskiego głównego bohatera na grupkę przyjaciół naukowców. Umiędzynarodowiło to fabułę, ale też była próbą ożywienia protagonisty, a raczej w tym przypadku już protagonistów. To niestety do końca się moim zdaniem nie udało. Postacie są nadal bez wyrazu, a jak już ktoś się wybijał to raczej na minus. Po obejrzeniu całego sezonu nie pamiętam nawet ich imion. Za to lepiej wpłynęło na odbiór dramatu jaki się dzieję – w przeciwieństwie do książki jest poczucie, że inwazja Trisolarian to problem całej Ziemi, a nie tylko Chin.

Nie ma natomiast żadnej wypracowanej więzi między bohaterami a widzem. A jeśli nawet, to negatywna, bo pani Auggie staje się w połowie serialu w zasadzie irytującym debilem. Nie chcę za wiele zdradzać, ale w pewnym momencie wykorzystana została technologia, którą opracowywała. Przy jej rekrutacji musiała wiedzieć, do czego będzie użyta technologia nanowłókien, ale jednak nagle coś ją zaczyna uwierać na godzinę przed planowaną akcją. Rozumiem, że chciano pokazać, jak to pani Salazar jest uczuciowa i empatyczna. Jednak problem w tym, że była w tym bardzo nieautentyczna i oderwana od tego, co do tej pory przedstawiała na ekranie.

Niestety problem z bohaterami jest dużo głębszy, bo nawet Da Shi, którego w książce uważałem za jedynego z jakimkolwiek wyrazem i charyzmą, tutaj jest mocno spłaszczony i nawet Benedict Wong nie ratuje tu sytuacji. Podobnie jest z jego przełożonym Thomasem Wadem. Tutaj fakt, w pierwowzorze nie był może urodzonym przywódcą z autorytetem, ale liczyłem że scenarzyści oraz odgrywający tę rolę Liam Cunningham podciągną tego bohatera i w końcu będzie można zobaczyć w jego zachowaniu nie tylko bezwzględność, ale też motywację dlaczego się tak zachowuje. Z autorytetem też jest z resztą średnio.

Jeśli miałbym jakąkolwiek postać chwalić, to byłby to Will Downing – jeden z grupy przyjaciół, który przejmuje tutaj bardzo ważną rolę, o której nie chcę tutaj wspominać, a którą w książkowym źródle miał Yun Tianming. To zresztą przykład, jak serial naprawia rwaną, dopisywaną historię przez autora książki, bo ta postać pojawia się dopiero na początku tomu drugiego, mimo że właśnie mowa tutaj o wydarzeniach, które działy się równolegle z tomu Problem Trzech Ciał. Niemniej Will wreszcie ma jakąś osobowość i koloryt. To jedyny bohater, z którym widz może sympatyzować, a jego los nawet wzruszyć bardziej wrażliwe niż ja osoby.

Problem Trzech Ciał - hełm do wirtualnej rzeczywistości z Problemem Trzech Ciał
Źródło: Netflix

Problem Trzech Ciał – realizacja

Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym podczas recenzji nie zahaczył o realizację serialu. Zacznę od tych dobrych aspektów. Przede wszystkim cieszę się z odpowiedniego doboru i intensywności efektów specjalnych. Nie ma ich wiele i nie kłują w oczy. Jednak potrzeba potrafią przywalić w potylicę – w tym przypadku piszę oczywiście o wspomnianej przeze mnie wcześniej akcji z nanowłóknami. Krótko mówiąc ważny moment książki otrzymał godną adaptację w serialu. Z FX też nie przesadzono i tutaj mogli pójść twórcy grubo w przypadku wizualizacji gry komputerowej i cieszę się, że tego nie zrobili. Dzięki temu jest poczucie sztuczności świata gry, ale wygląda on dobrze i bez zbędnych wodotrysków, które mogłyby zaciemnić tylko treść.

Z pozytywów na pewno mogę wymieć również muzykę. Tutaj panowie D&D nie kombinowali i zatrudnili sprawdzonego w Grze o Tron kompozytora. Być może Ramin Djawadi tym razem nie stworzył tak dobrego wątku przewodniego, że każdy będzie go znał i go nucił pod nosem co jakiś czas, ale muzyka jest bardzo klimatyczna i świetnie dopełnia przedstawianą na ekranie fabułę.

Co jeszcze mogę pochwalić? Odniesienia do popkultury, które moim zdaniem dobrze kotwiczą Problem Trzech Ciał w naszej rzeczywistości, dzięki czemu treść serialu może wybrzmieć mocniej. Cieszę się, że Netflix nie boi się wprowadzać elementy konkurencji jak figurki z Gwiezdnych Wojen, fanty z MCU czy wspominki o oglądaniu kolejnych odcinków Ricka i Morty’ego. Dzięki temu świat wydaje się autentyczniejszy, niż ten z tylko i wyłącznie ofertą popkulturową serwowaną przez Netflixa.

Gorzej jest jednak z samą czołówką, która jest wręcz tragiczna. Swoją drogą nie wiem, co się ostatnio w tej materii dzieje, ale jest naprawdę słabo – zaczynając od Tajnej Inwazji, która jest wręcz potworna, nie zapominając o nudnej, zrobionej w stylu lat 80tych i bez wyrazu czołówce Władców przestworzy, na średnim intrze Shoguna kończąc. Niestety Problem Trzech Ciał doskonale się wpasowuje w ten trend.

Problem Trzech Ciał - Auggie i Da Shi
Źródło: Netflix

Podsumowanie

Jak zatem ostatecznie ocenić Problem Trzech Ciał? Jak prawdzie zawsze w takich przypadkach odpowiedź nie jest oczywista. Moim zdaniem, za które pewnie dostanę w komentarzach łupnia, serial jest lepszy od książki, co rzadko się zdarza. Dlaczego tak uważam? Fabuła jest lepiej poukładana, mamy więcej dynamiki, a świat przedstawiony to nie Chiny (oczywiście upraszczam i hiperbolizuję). Na dodatek serial jest tak napisany i zrealizowany, że bardzo przyjemnie się go ogląda i chce sięgnąć po kolejny odcinek – idealnie sprawdza się do binge watchingu.

Dobrze też wróżą kolejne sezony, jeśli takie będą, bo akcja w późniejszych tomach jest moim zdaniem ciekawsza. A jak już przy książce jesteśmy, podoba mi się, że jeśli chodzi o fabułę, jest ona dobrze odzwierciedlona w neflixowej produkcji. Dowodem na to jest fakt, że głównym moim zarzutem tej produkcji to, z czym miała problem i książka, czyli bohaterowie. W dziele Cixin Liu praktycznie ich nie było, w serialu poszli w dobrą stronę, jednak zdecydowanie trzeba nad tym aspektem, według mnie, jeszcze nieco popracować. Nie zmienia to faktu, że serial mogę spokojnie polecić każdemu kto lubi science fiction lub seriale oparte o tajemnice i intrygę.

Problem Trzech Ciał - projekt Czerwony Brzeg
Źródło: Netflix
Problem Trzech Ciał (3 Body Problem), sezon 1 – recenzja
Tagi:                
Avatar photo

Łukasz "Wookie" Ludwiczak

Uzależniony od planszówek i science-fiction wszelakiego. Często godzący oba nałogi na raz. Moja wielka piątka to Star Trek, Firefly, Expanse, Battlestar Galactica i Diuna. Na planszy interesują mnie cięższe klimaty a moim numerem jeden jest Eclipse. Członek Stowarzyszenia Klub Fantastyki Druga Era, zapalony kibic Formuły 1.