
Wielki finał serialu Shogun zbliża się szybkimi krokami. Gdyby to była rozgrywka szachowa, to bylibyśmy na etapie, w którym główni gracze w swojej grze o panowanie nad Krajem Kwitnącej Wiśni zdążyli już wcześniej rozstawić na planszy wszystkie bierki i teraz zaczynają bicie figur przeciwnika. W zeszłym tygodniu Toranaga poświęcił wieżę, a teraz poświęca królową…
Gdzie ten Shogun?
No niestety nie ma. Przedostatni odcinek serialu jest praktycznie w całości poświęcony Mariko i temu, jak przysłużyła się sprawie Toranagi, który tym razem w ogóle nie pojawia się na ekranie. W każdym razie plan jest prosty: ośmieszyć Ishido i postawić go w skrajnie niekomfortowej sytuacji… Mariko udaje się z Johnem i Yabushige do zamku w Osace, gdzie przebywa Ishido i Ochiba, a także dość spora liczba ich „gości”. To oczywiście tacy goście, którzy są nimi tylko z nazwy. W rzeczywistości to zakładnicy, osoby bliskie Toranadze, którym natychmiast stałoby się coś złego, gdyby tylko Toranaga zbytnio zagrażał Ishido. Mariko odwiedzając zamek niejako oddaje się zatem w ręce największego wroga swojego zwierzchnika.

Rzecz w tym, że Mariko (oczywiście w porozumieniu z przyszłym shogunem) nie zamierza tańczyć, jak jej zagrają i – nawet narażając życie – otwarcie mówi, że skoro jest osobą wolną i „gościem”, to zamierza zamek opuścić. Dla Ishido to ogromny problem, bo jeśli się na to zgodzi, to za Mariko pójdą inni zakładnicy i koleś straci wszystkie karty przetargowe. Z drugiej strony jeśli zakaże wyjazdu, a Mariko w geście protestu popełni seppuku, to narazi swoje imię i sprawi, że z powodów honorowych przeciwko niemu zbuntują się wszyscy jego dotychczasowi sprzymierzeńcy. Aż dziw, że nikt na to nie wpadł wcześniej… 🙂
Przepychanka trwa prawie cały odcinek. Mariko na początku spiera się słownie podczas audiencji, a potem próbuje przebić się przez bramę zamku siłą, ale oczywiście jej się to nie udaje. Ostatecznie próbuje popełnić seppuku, ale w ostatniej chwili ceremonię przerywa Ishido, który – grając na czas – pozwala jej i wielu innym wyjechać z zamku. Jest to tylko fortel, bo w rzeczywistości Ishido udaje się po cichu przeciągnąć na swoją stronę niezdecydowanego Yabu, który ostatecznie zdradzając Toranagę wpuszcza w nocy na teren zamku zamaskowanych zabójców. Mariko z Johnem i kilkoma innymi osobami barykaduje się w magazynie, chronieni ciężkimi drzwiami. To nie pomaga, bo wejście do magazynu zostaje wysadzone, a Mariko najprawdopodobniej ginie.

Moje wrażenia po seansie
Odcinek bardzo mi się podobał z kilku powodów. Przede wszystkim fajnie się wszystko spina od strony fabularnej, różne wątki serialu pasują do siebie jak ulał. Mariko od samego początku pragnęła śmierci z powodu utraty honoru przez jej rodzinę, ale Buntaro na to nie pozwalał. Dopiero Toranaga pozwolił jej na oddanie życia, ale zrobił to piekąc dwie – a nawet trzy – pieczenie na jednym ogniu. Dał Mariko to, co chciała, nadał jej śmierci sens, a do tego wykorzystał ją w swojej walce o władze. Sporo tu drobnych niuansów fabularnych, które momentami są trudne do wyłapania, ale wspaniale koloryzują opowieść. Na przykład Mariko do tej pory tytułowała się Toda Mariko, czyli nazwiskiem męża. W dziewiątym odcinku zaczęła nazywać się Akechi Mariko, czyli nazwiskiem zhańbionego ojca, podkreślając w ten sposób kontynuację jego dzieła.
Niestety nie obyło się bez minusów. Chyba najbardziej boli mnie to, jak mało wykorzystano i pokazano tu rozwój postaci Johna. W książce Shogun na tym etapie pilot bez większych problemów, choć prostą japońszczyzną, porozumiewał się już z wszystkimi bez potrzeby tłumacza. Przez cały czas pobytu w Japonii zmieniał się i przystosowywał, jednak na ekranie w ogóle tego nie widać. W pierwowzorze Mariko była postacią, która wprowadzała Johna w kulturę i zwyczaje Japonii, opowiadała o filozofii i podejściu do życia i konieczności chowania w sobie emocji, o honorze, itd. To ich zbliżyło. Ekranizacja prawie całkowicie to pomija, w efekcie czego scena, w której John bierze do ręki katanę, by sekundować Mariko podczas seppuku kompletnie traci swój wydźwięk. John niby jest zawieszony pomiędzy dwoma kulturami, ale dojście do tego momentu na ekranie nie zostało odpowiednio przygotowane. I nie wystarczy scena z poprzedniego odcinka, gdy pilot brzydzi się swoich byłych kumpli z Europy… Jego afekt do Mariko też jest słabo rozwinięty.

Żeby była jasność… Choć to już drugi z kolei odcinek serialu Shogun, o którym nie wypowiadam się w samych superlatywach, to niezmiennie uważam, że produkcja jest świetna. Fabuła jest kapitalna i wciąga (pomimo drobnych minusów). Realia historyczne, stroje, zachowanie postaci i cała reszta technicznych aspektów są na bardzo wysokim poziomie, a gra aktorska (Anna Sawai!) potrafi porwać.
Cały czas polecam serial, bo to jedna z ciekawszych i bardziej wartościowych produkcji, jakie ostatnio widziałem. Za tydzień ostatni odcinek i ciekawością go obejrzę, żeby przekonać się, jak twórcy poradzą sobie z zakończeniem. Tak… Zakończeniem. Nie będzie drugiego sezonu, bo pierwszy obejmuje całą książkę Clavella. Już za tydzień pożegnamy się zatem definitywnie z postaciami, ale w jaki sposób? To się dopiero okaże.